Gdyby taka uczelnia kiedykolwiek powstała, jej rektorem powinna zostać Agnieszka Radwańska. Bowiem jedną z najważniejszych cech jej gry jest minimalizacja sił i środków niebędnych do osiągnięcia wyznaczonego celu.
Oznacza to, że oglądanie meczy Agnieszki ze słabszymi rywalkami (czyli tymi spoza pierwszej 3-5) bywa zajęciem nużącym. A czasami denerwującym, gdy na przykład pod koniec meczu w Radwańskiej odezwie się chętka, aby jeszcze conieco przyoszczędzić (ach, ta galicyjska, centusiowa mentalność:), a równocześnie rywalka, pogodzona już z porażką, odpręży się na tyle, że zaczną jej psute wcześniej zagrania nagle wychodzić. Jeśli Aga jest w formie, nie ma strachu o końcowy wynik, ale co się widzowie nadenerwują, to ich.
Czasem jednak przychodzi Agnieszce chętka na grę rozrzutną. Jeśli jest to w momencie jej wysokiej formy, wtedy na korcie pojawia się Jedwabny Młotek w rękach koronczarki. I żeby było jasne, nie chodzi mi tu o nieszczęsną Cibulkovą, którą Aga przepraszała po meczu za dyshonor, jaki jej sprawiła, fundując w finale turnieju WTA (to się praktycznie nie zdarza) klasyczny "rowerek" - 6:0, 6:0. Nawiasem, po amerykańsku "rowerek" w tenisie to "double bagel", czyli podwójny bajgiel, tradycyjne żydowskie pieczywo, bułka z dziurą w środku. Jak chcą niektórzy, bajgiel pochodzi z Krakowa:)
Dla mnie klasycznym przykładem takiej "rozrzutności" jest raczej jej zeszłoroczny półfinał z Kerber na jesieni w Tokio. Jak ktoś nie widział, można go w całości obejrzeć na Youtube. Nie wiem, może coś chciała poćwiczyc, może Angi ją zdenerowała wcześniejszą wygraną z Ulką 6:1, 6:1, ale zafundowała Kerber chyba najlepszy mecz, jaki w wykonaniu Agi widziałem. Andżelika biegała, męczyła się, a Aga wygrała 6:1, 6:1, momentami odbierając Kerber ochotę do gry. Bilans Radwańskiej w tamtym meczu - 20 wygranych piłek, 4 niewymuszone błędy. Zdaniem angielskich komentatorów, był to jeden z najlepszych meczów w kobiecym tenisie, jaki oglądali w 2012 r.
Tak, Radwańska wygrywa dzięki błędom swoich przeciwniczek.
Do których je zmusza.
Chyba jedną z najlepszych recenzji jej stylu gry usłyszałem kiedyś od rosyjskiego komentatora Eurosportu, którego słuchałem, zniesmaczonymi bzdurami, wygadywanymi przez komentatorów polskojęzycznych.
"Radwańska jest zawodniczką, która w ważnym meczu praktycznie nigdy nie gra dwa razy tej samej kombinacji uderzeń".
Jeśli w transmisji z meczu zdarzy się powtórka, w której będzie widać ją w dłuższej wymianie, radzę zwrócić uwagę na to jak Radwańska prowadzi rakietę w każdym, kolejnym uderzeniu. Bo ona to robi za każdym razem inaczej.
I właśnie dlatego te "nudne" piłki, czasem nawet lądujące na środku kortu sprawiają, zwłaszcza przywyczajonym do powtarzalnej, szybkiej, płaskiej i dynamicznej gry przeciwniczkom tyle kłopotu i zmuszają je do tylu "niewymuszonych" błędów. A durni komentatorzy powtarzają bzdury o tym, że to przeciwniczka Agi przegrała mecz. Na Li grała bardzo słabo i nierówno, a Cibulkova "się załamała", itd, itp.
Przy czym nie chodzi mi tylko o "komentatorów" z internetowych forów. Podobnie zachowują się komentatorzy profesjonalni, przyzwyczajeni do średniej współczesnego ideału kobiecego tenisa, który rządzi się takimi właśnie hasłami - mocniej, bardziej płasko, agresywniej, słowem - koks górą. Dla nich fenomen Radwańskiej wymaga wręcz zmiany optyki i sposobu oglądania meczu oraz czytania statystyk. Niewielu, niestety, nawet zagranicą, na to stać. Choć przyznajmy, i tak jest ich tam więcej, niż w Polsce.
Paru lat potrzebował na to na przykład Mats Wilander, który pod koniec minionego roku powiedział wreszcie, że Aga może być jedynką, bowiem to jedyna tenisistka, która jest w stanie zmusić Serenę Williams, żeby ta grała gorzej.
Może lawinę prawdziwych nawróceń ujrzymy dopiero po zwycięstwie Agnieszki w Wielkim Szlemie?
Na razie jest naprawdę dobrze. Wyraźnie widać, że w tym roku do repertuaru uderzeń Aga dodała silniejsze, które przyspieszają grę i lądują w narożnikach kortu z prędkością o kilkanaście kilometrów większą, niż jeszcze rok temu. A jaką to robi różnicę, przekonała się na przykład Na Li. Sama przyznając, że grając jedną wymianę na 100%, musiała odpoczywać przez dwie, trzy następne. Tymczasem większe zmęczenie to także więcej błędów. Oczywiście "niewymuszonych".
Jeśli Agnieszcze Radwańskiej starczy sił i zdrowia, ja jestem o jej udział w Australin Open spokojny. Niech się raczej zaczną martwić te "wyższe i silniejsze" z pierwszej trójki. Bowiem jeśli w obecnej formie Aga zagra w finale tak, jak z Kerber w zeszłym roku, nie za bardzo wiem, kto mógłby z nią wygrać.
PS
Dzięki Bogu, że wreszcie oprzytomniała polska telewizja, i obok raczenia nas spadajacymi skoczkami narciarskimi i kolejnymi blamażami kopaczy, zaczęła wreszcie pokazywać tenis. Może jeszcze obudzą się Janowicz i Ulka (ale to raczej po natychmiastowych zmianach trenerów) i będziemy mieli szanse na oglądanie "polskiego roku w światowym tenisie". Ech, rozmarzyłem się:)
Inne tematy w dziale Sport