Jerzy Janowicz pokonał Andy Murraya, trzecią rakietę świata - 5:7, 7:6, 6:2.
Fantastyczny mecz Janowicza, zwłaszcza w ostatnim, wygranym 6:2 secie.
Tak, to jest końcówka sezonu, najwięksi, jak Murray, są już zmęczeni, ale sukces Janowicza jest ogromny i zostanie zapisany.
Ja już kiedyś napisałem, że to jest piekielnie zdolny chłopak.
Ponad 2 metry wzrostu, atomowy serwis (asy ponad 230 km/h, w meczu z Murrayem - 22), a jednocześnie przy tym wzroście niezwykła, wrodzona koordynacja ruchowa i szybkość. Dobra technika. Chłopak ma papiery co najmniej na pierwszą 20, a może nawet 10.
Jedyne co może niepokoić, to nadpobudliwość. Potrafi zagrać genialną piłkę, której nie powstydziłby się Federer, a po chwili schrzanić najprostsze podanie, wyczyniając przy tym podczas uderzenia najdziwaczniejsze wygibasy, jakby pierwszy raz w życiu wyszedł na kort.
Jeśli zdoła się ustabilizować mentalnie, a mecz z Murrayem jest dowodem na to, że tak może być. Jeżeli uwierzy w to, że każdy rodzaj wymiany z najlepszymi jest w jego zasięgu, i przestanie w każdej sytuacji, na siłę szukać winnera, albo dropszota w drugim, trzecim podaniu, w przyszłym sezonie będziemy mieli na kortach polskie, liczące się trio - Agnieszka i Ula Radwańska oraz Jerzy Janowicz.
Bo wierzę również w to, że siostra Agi będzie nadal robiła takie postępy, jak w tym roku.
Tenis polską specjalnością?
Inne tematy w dziale Sport