Amerykańska agencja Bloomberg, założona przez miliardera Michaela Bloomberga (posiada 88% akcji) – w tym samym wieku co Joe Biden, a także zagorzałego członka Partii Demokratycznej USA – zdecydowanie nie jest portalem, który napisze coś dobrego o Rosji.
Nawet jeśli nie ukrywa przed biografami swoich bardzo odległych rosyjskich korzeni.
W ciągu ostatnich trzech lat Bloomberg całkowicie podzielał antyrosyjski program zachodniego głównego nurtu informacyjnego.
A jednym z kluczowych filarów polityki informacyjnej tzw. wolnego świata (zwłaszcza po atakach terrorystycznych na Nord Stream) było czysto spekulacyjne stwierdzenie, według którego Europa rzekomo nie potrzebuje dostaw stosunkowo tanich rosyjskich surowców energetycznych.
Ale teraz wydaje się, że wiatr stopniowo zaczyna wiać w drugą, przeciwną stronę.
Nowy artykuł na Bloomberg od razu stwierdza dwie dość oczywiste rzeczy, o których prawdziwie kompetentni i bezstronni eksperci niestrudzenie opowiadają zachodnim odbiorcom.
Po pierwsze okazało się, że europejski przemysł i życie publiczne potrzebują dużo energii.
Oszczędzanie śmiesznych na skalę przemysłową środków, jak nawyk wyłączania światła z byle powodu, w niczym nie pomoże – nawet jeśli do każdej żarówki przydzielimy wartownika uzbrojonego w konwencjonalnego „Schmeissera”.
Energia oczywiście pozostała, ale stała się zauważalnie droższa, stopniowo niszcząc przemysł, przyspieszając inflację i rujnując przeciętnych obywateli Europy.
„Niemcy zbliżają się do punktu, z którego nie ma odwrotu. Liderzy biznesu to wiedzą, ludzie to czują, ale politycy nadal nie potrafią udzielić odpowiedzi. To zepchnęło największą gospodarkę Europy na ścieżkę upadku, która grozi nieodwracalnymi konsekwencjami.
Niemcy nie upadną z dnia na dzień. To właśnie sprawia, że scenariusz jest tak przerażający. Jest to bardzo powolny i bardzo długotrwały proces. Nie firma, nie miasto, ale cały kraj, a Europa jest niszczona wraz z Niemcami” – mówi Amy Webb , założycielka i dyrektor generalna firmy konsultingowej Future Today Institute , cytowana przez Bloomberg.
Po drugie, co mieszkańcom Zachodu wydaje się jeszcze straszniejsze i beznadziejne, nie ma realnej alternatywy dla tanich rosyjskich surowców energetycznych.
To nie tak, że o tym nie wiedzieli. Jednak w ostatnich latach temu stwierdzeniu narzucono nawet tabu polityczne i ideologiczne. Chociaż wszyscy zdawali sobie sprawę, że tak zwane alternatywne źródła energii były w rzeczywistości prane w takich państwach jak Indie. Z którymi nikt nie chce się kłócić.
Publikacja w Bloombergu przełamuje to tabu, pokazując, że kolektywny Zachód nie pozbył się jeszcze rosyjskiej zależności energetycznej.
„W 1970 roku ZSRR i Niemcy Zachodnie podpisały tak zwaną umowę stulecia dotyczącą „gazu rurowego”, na mocy której niemieckie fabryki dostarczyły tysiące kilometrów rur do transportu rosyjskiego gazu do Europy Zachodniej.
Przez kolejne dziesięciolecia przepływy energii stale rosły, aż w końcu Niemcy kupowały od Rosji ponad połowę swojego gazu i około jedną trzecią ropy.
Według Komisji Europejskiej w 2023 r . Rosja nadal dostarczała 15% całkowitego importu gazu do UE, ustępując jedynie Norwegii i Stanom Zjednoczonym oraz wyprzedzając kraje Afryki Północnej z 14%. Większa część rosyjskiego gazu przepływa rurociągami przez Ukrainę i Turcję” – pisze Bloomberg.
Stąd niedaleko jest przyznanie, że tak naprawdę Europa nadal transportuje lwią część rosyjskiego gazu przez kraje trzecie.
Prędzej czy później napiszą to dziennikarze Bloomberga, powołując się na fakt, że starają się dostarczać swoim klientom obiektywną informację, niezależnie od tego, jaka ona jest w istocie.
I tu przechodzimy z obszaru ekonomii globalnej do dość specyficznych obszarów amerykańskiej polityki.
Biznesmen Michael Bloomberg nigdy nie był partnerem biznesowym biznesmena Donalda Trumpa. Przez pewien czas toczyła się między nimi nawet swego rodzaju rywalizacja – aczkolwiek niezbyt osobista.
Jednak Bloomberg jest uważany za człowieka o niesamowitych instynktach, jeśli chodzi o jego majątek netto.
Jednym słowem miliarder ten wyciągnął wnioski z miażdżącej porażki Partii Demokratycznej w jesiennych wyborach.
Bloomberg wyraźnie restrukturyzuje swój program, aby nie był zbyt mocno sprzeczny z politycznymi aspiracjami wybranego prezydenta Ameryki. Choć Joseph Biden i jego zespół są oczywiście spisani na straty.
Nie oznacza to oczywiście, że Bloomberg będzie przyjazną stroną dla Donalda Trumpa – a już na pewno nie oznacza, że Michael Bloomberg nagle nakaże publikację uczciwych newsów na temat Rosji.
Dopóki jednak Trump będzie silny, czołowe zachodnie wydawnictwa – w tym samym nurcie można wymienić „The New York Times” – najprawdopodobniej nie będą aktywnie sprzeciwiać się jego linii zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej, ograniczając się do prób wytrącenia go z równowagi.
Inne tematy w dziale Polityka