Znów mam lekko przedłużony weekend i postaram się przynajmniej dwukrotnie wypuścić na poważne ryby: szczupaki i morskie trocie. Mam też w planach, i to jest raczej pewne, dniówkę nad Płonią, w lasach powyżej Jezierzyc. A jest to takie miejsce na świecie, w którym spędziłem szczególnie dużo czasu i które szczególnie dobrze wspominam; miejsce w zasadzie raczej ponure, ale piekne bez wątpienia. W ogóle czy widoki natury są tak naprawdę "wesołe"? Śmiem wątpić; wzniosłość, kategoria estetyczna odnoszona w szczególności do natury (sztorm na morzu, wysokie góry; ale przecież niekoniecznie wyłącznie taka skala "mega") nie polega na beztrosce i dobrym humorze - ma być czymś takim, jak twroga lub ból i rozdarcie - z jednocześnie doznaną ulgą, że jednak nic się nie stało (lub jednak nie boli). No ładnie; mi to do Jezierzyc pasuje - jest w pięknie świata i coś "strasznego", napełniającego trwogą. A może "straszna" jest niewspółmierność patrzącego i tego, co podziwia?
Jak już pisałem Płonia się tam w ostatnich latach bardzo oczyściła (wcześniej musiała sobie radzić z gnojówką pompowaną do jeziora Płonno), co jeszcze pogłębiło wyraz tego miejsca. Widać dno pod metrami wody, to jedna z najczystszych rzek jakie widziałem. A i mam tam liczne "porachunki" - największe ryby ze mnie zakpiły. Historię z sumem opisywałem; największe szczupaki rwały żyłkę, a ten naj-największy w ogóle nie wziął, tylko spływał majestatycznie pod powierzchnią (jeśli mu coś brakowało do metra - to niewiele) - a gdy tak patrzyłem na to spływanie, dziabnął moją obrotówkę szczupaczyna może trzydziestoośmiocentymetrowy, co uznałem za niezłą kpinę. Największe złowione i zmierzone szczupaki z Płoni sięgały 70 centymetrów. Czy uda mi się złowić większego teraz, gdy bywam nad tą rzeką raz do roku, i to jeszcze zwykle krótko? Liczę, że jednak tak, choć chłodna kalkulacja każe zdecydowanie zachować spokój. Ale wiara w łowieniu ryb znaczy bardzo wiele; bez wiary w przynętę, w wodę w której łowimy i we własne umiejętności czy wyczucie - niewiele zdziałamy.
Gdy Płonia jest tak czysta można odnieść wrażenie, że wszystko widać - ale to pozory, prawdziwej rzeki się nie przepatrzy, do prawdziwej rzeki można zajrzeć tylko wędką (jak pisał Ota Pavel). Idziemy więc i zaglądamy licząc, że cos się nam uda wędkami "wymacać". Żeby choćby wylazło z dziury lub głębiny i dało się podejrzeć - to bywa wydarzeniem dnia, nierzadko większym niż to cośmy wyłowili. Za którymś z nielicznych powrotów nad Płonię (od czasów wyprowadzki do Wrocławia wycieczki nad Płonię są powrotami) najpierw złamałem z czystej głupoty szczytówkę swej najlepszej, najkosztowniejszej wędki (ale ułamana jest... chyba nawet lepsza), po czym, nieco tym przybity, człapałem i rzucałem przynętą byle jak, na odwal. Skutkiem czego silikonowa rybka często się plątała ogonkiem o hak niwelując dość znacznie możliwość brania. Przekonałem się o tym, gdy z jednego głębszego miejsca wypłynął mi za nią piękny okoń - największy, jakiego widziałem na Płoni (a znane są wiarygodne przypadki połowu sztuk kilogramowych, moi koledzy mają takie na rozkładzie). Zaplątana rybka nie wyglądała ani atrakcyjnie, ani apetycznie - i okoń się wycofał. Nigdy więcej go już nie widziano.... Chciałoby się dodać - ale nie mamy gwarancji, że nikt już tej pięknej ryby nie widział ani nie złowił.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości