Jako kilkulatek miałem swój tajny zeszycik z czystymi, białymi kartkami, do którego wklejałem wszelkie zdobyte przeze mnie obrazki i zdjęcia z rybami: z puszek, pudełek, gazet. Był to rodzaj mojego małego atlasu ryb - zabawne, że po latach, jako stary koń, znów tworzę swój prywatny, osobisty atlas ryb, tym razem jako bloger. W gruncie rzeczy to czynności pokrewne, metoda jest ta sama: wówczas zbierałem obrazki, śmieci w gruncie rzeczy, gdziekolwiek w moim otoczeniu one występowały, i zestawiałem je w "dzieło" w swym albumie; dziś zbieram wszystkie jak popadnie obrazy i wspomnienia dotyczące ryb, łowienia i wód, by ożywić wyobraźnię i tchnąć jakąś iskrę, tak by ryby jawiły się jako wspaniałe, tajemnicze i fascynujące - jakimi są istotnie.
Zwłaszcza ryby morskie były dla mnie wówczas przedmiotem niespełnialnej tęsknoty za nieznanym, za przygodą i za turkusową, smarkozieloną lub jaką bądź morską głębią za burtą łodzi. Mój atlas trzymłem w chłodnej komórce, gdzie zawsze stała skrzynia węgla, na półkach piętrzyły się weki i twist-offy, a pod półkami fruwały tajemnicze "koty kurzu", stworzenia demoniczne gospodyń i pań domu (podobne właściwości ma "sadza"), które nawet nie umiały złowić myszy, przez co czasem musieliśmy zastawiać pułapki. Tamże swój atlas uzupełniałem i przeglądałem w nabożnym skupieniu - i nie ma nic słuszniejszego i mniej śmiesznego, niż nazwanie tych czynności dziecinnym misterium. Tamte ryby były symbolem wszystkiego co piękne, odległe, wspaniałe i nieosiągalne; były tym, czym były - rybami, które Hemingway uważał za stworzenia szlachetniejsze od człowieka, choć mniej sprytne - ale były też symbolami. Także zresztą w chrześcijaństwie, nie tylko w mojej wyobraźni.
Obiektem szczególnej mej fascynacji była pospolita w Bałtyku ryba o nazwie kur diabeł, inaczej diabeł morski. Jest to takie kolczaste paskudztwo, coś jakby jazgarz tylko bardziej zjeżone i paskudniejsze. Niestety ryby tej nie wykorzystuje się przemysłowo (choć podobno jest smaczna) i żadnego obrazka do zeszytu zdobyć się nie dało. Musiałem radzić sobie inaczej - jak choćby kopiując wizerunek kura diabła z atlasu Rudnickiego. Kalkowałem profil diabła morskiego w wielu odbitkach, narażając się na połajanki, że prowadzę "fabrykę kurów diabłów", zamiast na przykład się pouczyć. Asystował mi w tym dzielnie kolega szkolny Marek. Długich tyrad o bohaterach mojej wyobraźni, takich jak kur, wysłuchiwała moja babcia odprowadzając mnie do szkoły; ostatecznie chyba te moje ględzenia polubiła.
Kura nigdy żywego nie widziałem ani nie złowiłem - widziałem tylko osobniki martwe, szczególnie pewnej wiosny na ujściu Regi było ich pełno, diabli wiedzą dlaczego (dlaczego zdychały - i dlaczego akurat właśnie "diabli"). Na kury za to wypuścił się kuzyn Michał, łowił je w Kołobrzegu koło mola i brały jak głupie na wszystko. To ostatecznie jednak tylko głupia ryba.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości