Ponieważ moje morskie doświadczenie muchowe obejmuje kilka mniej i bardziej udanych wypraw na belony, okraszonych tu i ówdzie ładnymi, morskimi płotkami, oraz szereg bezrybnych wypraw na troć, uwieńczonych jedynie około trzydziestocentymetrowym smolcikiem troci - mogę uchodzić za niezłego eksperta od morskiej muchy. Mogę wręcz powiedzieć, że w tej dziedzinie jestem typowym ekspertem. Z czasem i z doświadczeniem człowiek jednak głupieje od tego wszystkiego, dylatanckie mądrości gdzieś mu się rozmywają i z aury eksperckiej niewiele zostaje. Zaczyna się za to prawdziwa znajomość rzeczy.
Zanim jednak to nastąpi, mogę trochę o tych belonach pobajać. Później może być za późno - prawdziwym znawcom często brakuje słów.
Co to jest ta belona? To ryba dziwaczna, egzotyczna z wyglądu, mocno śmierdząca morską rybą i bazą rybacką, z wielkim okiem i z jakby bocianim dziobem usianym drobnymi ząbkami. Ale mało tego: jest to coś na kształt srebrnego węgorza, ewentualnie skrzyżowanego z rakietą, albo nawet włócznikiem (chodzi o sławną rybę pełnomorską). Zakończona jest niewielkim, wahlarzykowatym ogonem, a jej szkielet (ości) mają kolor zielony. Odstrasza to od niej nieco konsumentów, mimo że ryba to całkiem niezła, choć lichej wartości handlowej.
Belony występujące w Bałtyku osiągają spokojnie 80 cm długości, ale już metrówka byłaby niezwykłym okazem. Na wędce walczą dzielnie, ale niewiele mogą zdziałać: łowi się je przeważnie dość topornym, mocnym sprzętem, pozwalającym wyjąć "na klatę" znacznie cięższe od belon ryby. Nawet polscy muszkarze polecają na forach używać wędki w klasie 8-9, czego ja kompletnie nie rozumiem - bo w muchówce jest tak, że im delikatniej, tym przyjemniej. Wędka w klasie AFTMA 8-9 to kij do rzucania dużymi muchami szczupakowymi i do wyciągania na brzeg np. łososi (to zależy akurat co to konkretnie za kij, ale jednak). Prawdziwą przyjemność daje łowienie belon na wędeczkę pstrągową, a najlepiej na jeszcze lżejszą, np. w klasie 4. Ja taką łowiłem i bardzo mi się podobało. Sznur tak sobie dobrałem, że rzucało mi się nieźle pomimo podmuchów wiatru. Cała filozofia: ubrać się w neopreny, wejść do wody gdzieś w okolicach, gdzie są jakieś kamienie, łąki podwodne czy kamienno-drewniane umocnienia, muchy rzucać daleko przed siebie i powoli ściągać. Prędzej czy później coś złowimy.
Oczywiście bywa różnie. Sygnałem do wyjścia na belony jest zakwitnięcie pól rzepaku - jak się robi żółto, to znaczy, że już czas. Bywa, że jakieś belony są łowione już wcześniej, ale tak na dobre zaczyna się od rzepaku. Belony płyną wtedy na nasze płycizny, by odbyć tarło. Ten pierwszy okres połowu belon jest najlepszy, bo obok belony, mamy dużą szansę na srebrną, morską troć. Te ostatnie biorą dobrze do połowy maja, później tez się trafiają - no ale raczej robi się na nie za późno. Belony natomiast potrafią brać w czerwcu, a nawet lipcu. Potem gdzieś przepadają, choć prawdopodobnie pojawiają się okresowo przy brzegu, zwłaszcza - wskazują na to doświadczenia choćby z Norwegii, zdają się to potwierdzać pojedyncze przypadki łowienia belon z brzegu choćby jesienią, także relacje niektórych miejscowych i rybaków.
Cały sezon belonowy może być nieudany z powodu częstych sztormów, zbyt sinych wiatrów, a także kaprysów belon: kręcą się za daleko od brzegu i nie za bardzo jest jak połowić je na muchę - można je ewentualnie sięgnąć spinem. Trzy lata temu bardzo dobrze połowiłem, ale już dwa late temu belony zniknęły z płycizn zdecydowanie za wcześnie - nie zdążyłem ich sobie połowić. Ponoć we wcześniejszych latach potrafiły się kręcić przy brzegu przez całe lato - a dwa lata temu zniknęły już pod koniec maja.
Najważniejsza informacja: co belona je. Jak to drapieżnik swojego kalibru: drobne rybki (szczególnie tobiasze) oraz skorupiaki - krewetki, garnele, kiełże. Największą wydajność przy łowieniu belon na muchę osiągają ci wędkarze, którzy łowią na małe kiełżyki, nawet te same, na które łowią lipienie w rzekach: małą przynętę belona bierze "w nożyczki" czyli chwyta ją nie tym długim dziobem, tylko od razu paszczą, z której ten dziób wyrasta (staram się mówić obrazowo). Szybko pomykającą imitację rybki belona złapie dziobem, w który po prostu trudno wbić haczyk. Ciekawe rozwiązanie stosują Duńczycy: do przywabiającej belony z daleka imitacji małej rybki (mucha typu Surf Candy czy Epoxy Miracle) dowiązują na króciótkim kawałku żyłki małą imitację skorupiaka. Jak przychodzi co do czego, to belona chwyta właśnie raczej to maleństwo - i już jest nasza.
Łowienie belon delikatnym sprzętem dostarcza niezapomnianych wrażeń - kto nie łowił na muchę brodząc w morzu temu dużo by opowiadać. Niestety nie można sobie u nas połowić w ten sposób makreli - ci, którzy popróbowali makrelek na muchę w Norwegii mówią, że jest to jeden ze szczytów w muszkarstwie, jeszcze lepszy niż belonowanie. Nie chodzi przy tym o szczyty wyrafinowania i trudności, tylko o adrenalinę i ogólne wrażenia, które się z tego ma. Złowiona ryba też zdecydowanie wartościowsza. Niestety nie występuje u nas takie zjawisko, jak przybrzeżne rajdy i wypady makreli.
Jeszcze wracając do moich ulubionych much na belonę. Szare kiełżyki z sierści piżmaka, niedociążone, z grzbiecikiem z jakiejś pianki w arkusiku (może być np. opakowaniowa od cytrusów albo sprzętu elektronicznego) oraz uniwersalne Red Tagi w wersji palmer. Do tego małe "frytki" - kawałki srebrnego, mylarowego wężyka plecionego nanizanego na haczyk.Warto tez mieć ze sobą pływające imitacje chrabąszczy - belony potrafią je zbierać z powierzchni! Nie-muszkarze łowią za to belony na fileciki z ryb morskich, tobiasze i skorupiaczki - na spławik i z gruntu - no i na spinning.
"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości