Arseniusz Aleksandrowicz Tarkowski ( rosyjski : Арсений Александрович Тарковский, ur. 25 czerwca 1907 r., Elisavetgrad, zmarły 27 maja 1989 r., Moskwa) był jednym z najwybitniejszych rosyjskich poetów. Oczywiście bardziej znany jest jego syn, reżyser Andrei Tarkowski. Do najbardziej znanych wierszy Arsenija należy poniższy tekst.
ПЕРВЫЕ СВИДАНИЯ
Свиданий наших каждое мгновенье
Мы праздновали, как богоявленье,
Одни на целом свете. Ты была
Смелей и легче птичьего крыла,
По лестнице, как головокруженье,
Через ступень сбегала и вела
Сквозь влажную сирень в свои владенья
С той стороны зеркального стекла.
Когда настала ночь, была мне милость
Дарована, алтарные врата
Отворены, и в темноте светилась
И медленно клонилась нагота,
И, просыпаясь: "Будь благословенна!" -
Я говорил и знал, что дерзновенно
Мое благословенье: ты спала,
И тронуть веки синевой вселенной
К тебе сирень тянулась со стола,
И синевою тронутые веки
Спокойны были, и рука тепла.
А в хрустале пульсировали реки,
Дымились горы, брезжили моря,
И ты держала сферу на ладони
Хрустальную, и ты спала на троне,
И - боже правый! - ты была моя.
Ты пробудилась и преобразила
Вседневный человеческий словарь,
И речь по горло полнозвучной силой
Наполнилась, и слово ты раскрыло
Свой новый смысл и означало царь.
На свете все преобразилось, даже
Простые вещи - таз, кувшин,- когда
Стояла между нами, как на страже,
Слоистая и твердая вода.
Нас повело неведомо куда.
Пред нами расступались, как миражи,
Построенные чудом города,
Сама ложилась мята нам под ноги,
И птицам с нами было по дороге,
И рыбы подымались по реке,
И небо развернулось пред глазами...
Когда судьба по следу шла за нами,
Как сумасшедший с бритвою в руке.
1962
Строфы века. Антология русской поэзии.
Сост. Е.Евтушенко.
Минск, Москва: Полифакт, 1995.
Tutaj deklamacja w filmie Zwierciadło (Zerkalo) w reżyserii syna Andrieja.
Poniżej tłumaczenie na język polski
(niestety nie znam autora tłumaczenia).
Tych naszych spotkań pierwszych każde mgnienie
Wciąż było dla nas niczym objawienie.
Świat był daleko. Świat nie widział tego,
Że ty się lotu uczyłaś ptasiego
Na stopach schodów, w pełni odurzenia
Śmigając w górę, w dal, prowadząc w biegu
Przez bzy wilgotne do królestwa swego
Po tamtej stronie lustrzanego cienia.
I byłem w łaskach Jej Królewskiej Mości,
Pokornej prośbie uczyniono zadość -
Otwarto wrota carskie i z ciemności
Święciła w ciemność wychylona nagość.
A gdy się budził: Bądź błogosławiona! -
Twierdziłem bluźniąc, bowiem kiedy niema
Spałaś, powieki przymknąwszy, znużona -
Niczym błękity wszystkich pastwisk nieba
Bzów się nad nimi pochylały grona
I błękitami muśnięte powieki
Spokojne były i ciepłe - ramiona...
W krysztale jasnym pulsowały rzeki
I rosły góry i morza ogromne,
A ty ze sferą kryształową w dłoni
Jak z jabłkiem spałaś... A spałaś na tronie
I - nie do wiary! - należałaś do mnie!
I słowo nam się w ustach odmieniło,
Powszednie - brzmiało nagle szorstko, czule
I rozsadzało krtań wyrazem, siłą,
Niezwykłym sensem, w którym Ty znaczyło -
Cesarz i władca! Król nad króle!
I świat się odmienił: rysy, twarze,
Najprostsze rzeczy: dzban, miednica, stropy,
Gdy między nami mieniący się warzył,
Aż zastygł w rżnięty kryształ - strumień wody.
I droga wiodła nas na antypody.
Przed nami się cofał jak miraże
Niewiarygodne i cudowne grody.
I trawa sama kładła się pod nogi,
I ptaki skrzydłem wytaczały drogi.
I ryby wyszły z rzek, i w niebios kręgu
Otwarła nam się tęcza siedmiobarwna...
Gdy los za nami śladem szedł od dawna,
Niczym szaleniec z brzytwą w ręku.
A poniżej tekst lustrzany (znów trochę krzywe lustro),
mojego autorstwa.
Wtedy, gdy pierwszy raz wzleciała powieka, wzleciała pod słońce.
Nim znikła czerwień, na końcu
Okamgnienia rozpostarłaś siebie.
Skrzydłem tnąc jak nożycą ślepie katarakty
Leciałaś, a oczy spływały i z trzaskiem
Ginęły rozbite o skały ze skręconym karkiem.
Dysząc skrzelem, z podwodnej krainy, jak wyciągnięta na brzeg
Ryba, nim ginie, wstrząsała nami chwila,
Ta jeszcze, co była, zanim się narodziło: Ty i Ja.
Królewskie państwo, satrapia Północy, o brzasku
Bezbronne przed Zachodem, z piasku usypanym wałem
Niemocy przed tym co się stanie, bo stać się musiało.
Lecz ciągle mi było mało jego chwały.
- Trwaj! Bluźniłem, wiedząc, że sprzedaję Ciebie
Za letni sen pod niebem czerwonym od komet,
Z języków ognia, i świeżych popiołów, opadłych z ramion
Cienkich jak liście, przetartych o siebie.
I pierwszy raz wyrzekłem słowo: - Moja!
Przekleństwem przyrzekłem złożyć hekatombę,
Sprowadzić wściekłe zwierzę, i gdy się rwało
Ze sznura, dygocząc i warcząc,
Ciągnąłem, usilnie, uparcie, nie bacząc
Na plamy krwi u stóp liliowego tronu.
Ofiara złożona. Całopalne dymy zasnuły Twą postać
i w podarku ostatni raz ujrzałem tęczę.
Suchy pot starłem rękawem i węglem,
Gwizdnąłem na nasz los i siadł mi na barku
Kruk czarny i tłusty, z namaszczonym skrzydłem.
Od tyłu czytaj "PLEOROMA".
Roma ---> Amor ---> Miłość
Pleo ---- Powszechna
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura