Słowacy z mocną europejską walutą przekraczają granicę, kupują i dają nam nieco zarobić w tych ciężkich czasach. A znaleźli się w Unii Europejskiej razem z nami. Mieli nieco zaszarganą kartę przez premiera, populistę Mecziara. Po krótkiej przerwie mają Fico, kolejnego populistę na czele rządu, ale im to już nie przeszkodziło. Euro maja już drugi miesiąc i jakoś nie poszli z torbami. Ceny nie podskoczyły. Podobnie jak nie poszli z torbami Słoweńcy, który euro mają już trzeci rok, a wstępowali do UE razem z nami.
Moglibyśmy już też być w sferze euro. Moglibyśmy, ewentualnie być już chociażby w stadium przygotowawczym, ERM 2. I złoty by nie stracił na wartości tak fatalnie, na czym per saldo tracimy. Bo to, że nieco tańsza waluta spowalnia nieco spadek naszego eksportu nie równoważy strat. Drożeje import inwestycyjny, co dodatkowo ogranicza i tak już przyhamowane inwestycje. Drożeje import konsumpcyjny, obniżając dodatkowo stopę życiową. Owszem, możemy więcej kupować polskich produktów. Ze wzruszeniem będziemy znowu kupować wyroby czekoladopodobne, bezkawową ”kawę” Brazylijkę i oczekiwać informacji, że do Gdyni właśnie płynie statek z cytrusowymi. Najważniejsze jest jednak to, że nie może należycie funkcjonować gospodarka przy takich skokach wartości walut, w stanie niepewności co przyniesie jutro, czy popołudnie.
Rządy, czy szerzej władze publiczne, mają na kryzys różne narzędzia. Przeważnie albo nieskuteczne, albo szkodliwe, albo takie i takie jednocześnie. Są i dobre, lecz ich dobry skutek bywa bardzo ograniczony i przeważnie nie jest on spektakularny. Czyli sytuację może nieco poprawić, lecz nie poprawia opinii o rządzie.
Tak jest kiedy już jest bardzo niedobrze. A kiedy było dobrze, kiedy była dobra koniunktura i kiedy PiS miał większość - parszywą bo z LPR i Samoobroną, lecz jednak większość - w parlamencie i swojego prezydenta na usługi, to zajęty był walką z Układem. Owszem, zmniejszył śrubę podatkową i chwała mu za to, ale reformę finansów publicznych zastąpił ogólnikami Gilowskiej, a ze względów pryncypialnych zastopował prywatyzację, która by usprawniła gospodarkę i polepszyła sytuację budżetu oraz olał przygotowania do przejścia na euro.
Rząd Tuska komfortowo odkładał poważne reformy, czekając na odejście prezydenta, który zapowiedział, że je będzie wetował i dotrzymywał słowa. I choć rząd mógł już energicznie prywatyzować, to bierze się za to dopiero teraz, w znacznie trudniejszych warunkach.
Rozsądny żeglarz wie, że kiedy już szaleje sztorm, to nie ma co walczyć z wichrem i falami. Trzeba do minimum zarefować żagle, trzymać ster by nas nie ustawiło burtą do wiatru i starać się trzymać kurs, prowadzący nas na spokojniejsze wody. Tym celem jest obecnie zmierzanie w kierunku euro. Już wejście do stadium ERM 2 może poprawić sytuację, a trzymanie kursu polega na tym, by nie dopuścić do zwiększania deficytu, bo to nas zostawi na długo w sferze ryczących czterdziestek.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka