Ernest Skalski Ernest Skalski
117
BLOG

Dwadzieścia lat właśnie mija; Okrągły Stół

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 30

 

Już mamy nasze dwudziestolecie i zaczyna się wysyp  materiałów o przejmowaniu władzy, kontraktowym Sejmie, reformie Balcerowicza i, oczywiście, o Okrągłym Stole. Napisał już o nim artykuł niezawodny Bronisław Wildstein, drukując go w ”Rzeczpospolitej” i w skróconej wersji we Fakcie. Na pewno będzie powtarzał swoją wersję  okrągłostołowego spisku - Rafał Ziemkiewicz.  Spór o ten mebel już się znajduje na liście stałych polskich sporów i awantur. O Wielopolskiego i Kuklińskiego, o ”bić się, czy nie bić„ , w dawno przegranych powstaniach.   O ile jednak o powstaniach możemy się spierać na podstawie ustalonych faktów, o tyle negatywna ocena Okrągłego Stołu oparta jest o jego kłamliwy opis. Był on jednak tyle często i głośno powtarzany, że spisek okrągło stołowy, czy spisek w Magdalence, jest w szerokim odbiorze nie do obalenia przez obiektywne fakty. 

A są one takie, że zasiadając do obrad, żadna ze stron nie przymierzała się do przejęcia władzy. Nie było to tematem rokowań i  nawet po nich  nikt nie sądził, że  to rychło nastąpi. 

Wyłażenie z pata 

Na przełomie lat 1988 i 1989 władza  miała już pełną świadomość, że nie uda się wyleźć ze stanu zapaści ekonomicznej, która się będzie pogłębiać i może doprowadzić do kryzysu i zaburzeń groźniejszych  niż te z lat 1980-81. Czyli, że stan wojenny spowodował jedynie odroczenie konfliktu, ale mu nie zapobiegł na dłużej niż kilka  lat. Do tego doszła świadomość, że w warunkach pierestrojki Gorbaczowa nie ma co liczyć na bratnią pomoc manu militari. A przegrane strajki 1988 roku pokazały, że Solidarność istnieje i działa, lecz jest jeszcze zbyt słaba, aby zmobilizować masowy ruch, podobny do tego z lata 1980. Co powinno powściągnąć jej radykalizm. Na jakiś czas,  który by trzeba wykorzystać. 

Pomysł władzy polegał na tym, aby przystąpić do dialogu z opozycją, pójść na jakieś ustępstwa, zneutralizować jej część, zrzucić na nią choć cześć odpowiedzialności za rozwój wydarzeń ekonomicznych. Czyli, żeby klarowny podział; my - oni,  zastąpić bardziej zagmatwaną konstrukcją, w której mieścił się podział w opozycji, a może nawet jej rozpad. 

W tym czasie, zwłaszcza po telewizyjnej dyskusji Wałęsa - Miodowicz, było już jasne, że rozmowy bez przewodniczącego ”S” nie mają sensu.  Tacy, pożal się Boże, opozycjoniści jak Bender czy Maciej Giertych, już okazali swą nieprzydatność usługi. Walka toczyła się o Kuronia i o Michnika, którzy uosabiali w oczach władzy antysocjalistyczną ekstremę i którzy swym radykalizmem razili także grono autentycznych, lecz bardziej umiarkowanych opozycjonistów. Tu jednak Wałęsa okazał się wierny swojej zasadzie, że Solidarności nie da się podzielić i postawił na swoim, czyli na udziale tej dwójki w obradach. Nie dlatego, że ich kochał - bo kocha on jedynie żonę Danutę i swoje dzieci - lecz doskonale rozumiał, że jeśli pójdzie na ustępstwo w składzie delegacji, przestaje być suwerenną stroną w rokowaniach. 

Idea okrągłego stołu - z małej litery, bo to jeszcze nie była instytucja - wywoływała zasadniczy opór po obu stronach. Tzw. beton w aparacie obawiał się najmniejszego wyłomu, jak okazało się potem - słusznie. Za obradami byli jednak Jaruzelski, Rakowski, Kiszczak i Siwicki, czyli ludzie stojący na czele kluczowych ogniw władzy. I kiedy na styczniowym Plenum KC zanosiło się, że przeciwnicy porozumienia z opozycją będą mieć większość, cała ta czwórka zagrała va banque i opuściła obrady, zapowiadając, że podaje się do dymisji, jeśli ich projekt upadnie. Większość Komitetu przestraszyła się i projekt przeszedł. A sytuacja była już taka, że Komitet Centralny przestał być  tylko gronem akceptującym to co wymyśli najwyższe kierownictwo. I cała ta rozgrywka odbywała się publicznie. 

W opozycji spór miał,  siłą rzeczy, bardziej kameralny charakter. Opory w szeroko rozumianej Solidarności rodziły się z obawy, że zawierając kompromis  uwiarygodni ona i umocni władzę kosztem własnej tożsamości. Zwolennicy udziału w rokowaniach zdawali sobie sprawę z tej możliwości, lecz zakładali, że przywrócenie stanu sprzed 13 grudnia '81 oznaczać będzie jałowość i klęskę  stanu wojennego. Legalna Solidarność, samorządna i niezależna, legalna prasa związkowa, możność publicznych wystąpień, jawnych kontaktów z zagranicą - to wszystko wyglądało na warte podjęcia rozmów. Pod warunkiem, że się w nich osiągnie te cele.  

W tym czasie już nie bardzo przestrzegaliśmy zasad konspiracji i nasza czteroosobowa redakcja PWA (Przeglądu Wiadomości Agencyjnych) stała się klubem dyskusyjnym licznych współpracowników i przyjaciół.  Rozmawiało się i w innych miejscach i przy różnych okazjach. I co ciekawe; dyskusje były zażarte, lecz bez cienia wrogości między dyskutantami. Za przeciwstawnymi sposobami postępowania  nie dopatrywano się wrogich intencji, co już zaczynało miewać miejsce pod koniec 1981 roku, podczas drugiej tury I Zjazdu ”S”. Kilka lat konspiracji nauczyło pewnej pokory i wzajemnego zaufania, przy różnicy poglądów. 

Pół litra 

Okrągły Stół  to były dwa miesiące ciężkiej pracy, trudnych rokowań. Demokratyczna opozycja, jak zaczęto nazywać Solidarności i jej środowisko, osiągnęła swe cele. Ale, jak to w kompromisie, władza też  osiągnęła  to co uważała za swój cel. A mianowicie dopuszczenie ograniczonej opozycyjnej mniejszości do Sejmu. To było te 35 procent mandatów, o które można było walczyć w limitowanych wolnych wyborach i wolne wybory do Senatu. 

Te, wywalczone przez opozycję, 35 a nie 33 procent miejsc, miało się okazać istotne w arytmetyce parlamentarnej. Władza na to w końcu przystała, bo nie sądziła, że ”S” wykorzysta cały ten limit. A Senat miał być w pierwotnej wersji jakąś bliżej nie określoną reprezentacją, a nie izbą ustawodawczą. Tu władza też ustąpiła, na podstawie tych samych przypuszczeń. 

”S” osiągnęła  jeszcze jeden sukces, który mógł się rychło obrócić przeciwko niej. Ponieważ była, jednak, choć nie  tylko, związkiem zawodowym, wywalczyła wiele postulatów ekonomicznych. W tym indeksację  uposażeń oraz waloryzację emerytur i rent. Było to bardzo niebezpieczne dla gospodarki i mogło  szybko skompromitować Solidarność. A więc  ułatwić obarczanie  opozycji odpowiedzialnością za kryzys i zdejmowanie tej odpowiedzialności z partii i rządu. To samo robiła wladza przed 13 grudnia.  

Opozycja wynegocjowała dogodne pozycje dla prowadzenia walki politycznej w warunkach półwolnościowych. Jej możliwości zależały od skali poparcia spolecznego, które miałó  być sprawdzone w wyborach. Wstępnie nie umywało się ono do tego masowego ruchu i entuzjazmu jaki wywłaly strajki sierpniowe w roku 1980. To władzy pozwalało na pewność siebie, a w szeregacg opozycji wywoływało skryte obawy. Do wyborów szykowaliśmy się w napięciu, nie mając pewności jaki będzie ich wynik. Ja przynajmniej, sądziłem, że wprowadzenie nawet niezbyt wielkiej reprezentacji do parlamentu już będzie sporym sukcesem. 

Na kilka dni przed 4 czerwca, w rozmowie z  Michnikiem usłyszałem, że  to będzie druzgocące zwycięstwo. Było to poparto propozycją założenia się o pół litra. 

- Dobra - odparłem - lecz jak ustalimy stopień tego zwycięstwa ? 

- O nic nie będziesz pytać. Przyniesiesz flaszkę i już. 

Przyniosłem.

 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Polityka