Ernest Skalski Ernest Skalski
123
BLOG

Wowa i Dima...

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 4

 

....rządzili bezkolizyjnie przez ostatnie kilka miesięcy.

 

Trochę to było podobne do dawnego duetu; Wania i Pietia. Ten drugi, znany światu jako Piotr Pierwszy, był najmłodszym z trzech synów cara Aleksego I, którzy przeżyli ojca. Tron objął najstarszy Fiodor, a kiedy w 1682 roku umarł bezdzietnie, jego miejsce powinien był zająć młodszy, niepełnoletni brat, Iwan. Praktycznie rządziła starsza siostra obu, regentka Zofia, dopóki w roku 1689, w dramatycznych okolicznościach nie odsunęli  jej bojarzy, popierający najmłodszego braciszka, Piotra. Carem był Iwan V, ale dumni bojarzy (członkowie Dumy bojarskiej) widzieli, że bardzo był słaby na ciele i na umyśle. Natomiast niespełna osiemnastoletni Piotr był zdrowy, rosły, inteligentny, pełen energii, ciekaw świata i ludzi. Jego psychozy, pijaństwo, bezwzględność i okrucieństwo miały wyjść na jaw później. 

Na Rusi świeża była pamięć nieszczęść przy braku silnego cara, ale nie szło wymienić carewiczów. Za Piotrem stał klan związany z  rodem jego matki, Naryszkinów, a za bezwolnym Iwanem zdeterminowany klan Miłosławskich,  z którego wywodziła się jego matka, pierwsza żona Aleksego. Klincz mógł się przerodzić w krwawą rozprawę, a tego nie chciano. I znaleziono kuriozalne rozwiązanie. Dwóch carów jednocześnie w absolutnej monarchii. 

Przyrodni bracia zasiadali na podwójnym tronie, obaj podpisywali gramoty - oficjalne pisma, lecz bezceremonialnie rządził Piotr, nie oglądając się na Iwana, który zmarł w 1696 roku. Ale i do tego momentu Ruś była energicznie rządzona przez jedną osobę, przy pozorach tylko dwuwładzy i kłopotach ceremonialnych. Zaś historycy nie znaleźli niczego co by świadczyło o jakiejkolwiek formie krytyki między braćmi - carami. Teraz inaczej... 

Miejsce dla jednego 

Przeszły trzy stulecia i jeszcze trochę, a na Rusi, w Rosyjskim Imperium, w Rosyjskiej Federacyjnej Republice Radzieckiej, w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, w Rosyjskiej Federacji rządził jeden człowiek, nawet kiedy po śmierci Stalina proklamowano kolektywne kierownictwo. Car, cesarz, przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych, generalny sekretarz, prezydent. Jak go zwal tak go zwał. Czasem bywał to ludzki pan, czasem satrapa. Bywało, że człowiek się zmieniał. Na gorsze. Światły monarcha Aleksander I stawał się satrapą po zwycięstwie nad Napoleonem. Podobną ewolucję przechodził Putin. Początkowo kontynuował liberalny styl rządów Jelcyna, od którego przejął władzę, lecz wkrótce stał się...no nie, nie satrapą, lecz autorytarnym szefem państwa, w którego nazwie nie ma nawet terminu ”republika”. A odkąd wybieranych gubernatorów zastąpili mianowańcy prezydenta, nie bardzo się tłumaczy ”federacja”. 

Od połowy XIX wieku, czyli od momentu zastąpienia Mikołaja I przez Aleksandra II, rosyjski absolutyzm bywał okresami oświecony. Przez cały ten czas istniało sądownictwo na tyle niezależne, że represje po rewolucji 1905 roku były przeprowadzane w trybie administracyjnym, lub przez sądy wojskowe. Istniała prasa, podlegająca cenzurze, ale nie sterowana  przez władzę.  A wybory do Dumy, która się pojawiła w 1905 roku, były - przy wszystkich ograniczeniach - na  tyle niezależne, że z góry nie było wiadomo kto zostanie wybrany. Były też niezależne od władzy partie polityczne. Legalne.

- Przez dwie kadencje jak człowiek dobrze popracuje, to starczy - powiedział Putin, zostając prezydentem i słowa dotrzymał. W zeszłym roku mógł już dowolnie zmienić konstytucję, pozwalając sobie na trzecią kadencję i na kolejne. Naród byłby zachwycony, ale Zachód by to przyjął z niesmakiem. Putin więc spokojnie przekazał państwo w dobre ręce, tak jak by to była  jego prywatna firma, czy zgoła folwark. Wybrańcem, w ostatniej chwili, okazał się Dmitrij Miedwiediew, który zajmował wcześniej różne wysokie stanowiska, lecz mimo to Amerykanie mogliby powiedzieć, że  to Mister Nobody. W otoczeniu Putina nie było już silnych charakterów, błyskotliwych umysłów, wyrazistych medialnych osobowości.  

Władimir Władimirowicz mógł również zmienić konstytucję w  ten sposób, że prezydent zostałby tytularną głową państwa od przyjmowania ambasadorów, wręczania orderów i przecinania wstęg, a prawdziwa władza  znalazła by się w rękach premiera, którym zechciał on zostać. Ale i tego nie zrobił, zostawiając Miedwiediewa z prawem mianowania i wyrzucania premierów, z którego to prawo często korzystał on sam, a przed nim Jelcyn.  

Odszedł car, niech żyje car ? 

Pełno  było wszelakich przypuszczeń, a sprawdzało się po zeszłorocznych wyborach najbardziej prawdopodobne; Rosja nie zniesie na dłuższa metę dwuwładzy. Przy jej pozorach, w tym tandemie musi rządzić ten z silniejszym charakterem, lepiej ustawiony, nawet gdyby formalnie był tylko  drugim numerem. Więc Putin. Czy nam to coś przypomina ? W naszym duecie też wiadomo kto jest w nim spiritus movens, niezależnie od oficjalne pozycji. Ale u nas nie ma możliwości konfliktu między panami, a w Rosji być może  właśnie zarysowuje się konflikt.  

Na spotkaniu w moskiewskiej fabryce silników, Salut, z udziałem ministrów i przedsiębiorców oraz załogi, prezydent zarzucił rządowi opieszałość w walce z  kryzysem. Polecenia prezydenta wykonał on zaledwie w 30 procentach. Sprawy się wloką, trzeba się tym zająć, dopilnować i itp.  Dotychczas panowie dzielili się zadaniami tak, że wyglądało jakby grali w debla po jednej stronie siatki. Nie pokazywali, który z nich jest ważniejszy. Teraz Miedwiediew  przypomina, że to on jest ważniejszy, że może wydawać polecenia rządowi i oczekiwać rozliczenia. Rządowi, czyli Putinowi, chociaż nazwisko nie padło. 

W Rosji, od czasów Iwana Groźnego ludzie nie mówią co wiedzą, bo muszą wiedzieć co mówią. Szczególnie na wysokich szczeblach. ”Słowo i dieło gosudariewo ! ” - słowo i sprawa państwowa - można było usłyszeć po nieprawomyślnej wypowiedzi, po której polemikę podejmowali oprawcy z iwanowej opriczniny czy sowieckiego NKWD. Jest więc praktycznie nieprawdopodobne, by prezydentowi się wyrwała taka nagana. Raczej można założyć, że w dotychczasowym układzie Putin -Miedwiediew coś się kończy i  coś się zaczyna. 

Trudno uwierzyć w komentarze - bo są i takie - że obaj panowie to wyreżyserowali, grając złego i dobrego policjanta. Jeśli Miedwiediem jest tym dobrym, to Putin zaczyna tracić swoja legitymację do bycia ojcem narodu. Znając jego ambicje trudno przypuszczać, by chciał przyjąć odpowiedzialność za skutki kryzysu i nieskuteczną z nim walkę.  

Działając wspólnie i w porozumieniu obaj realizowali inny spektakl. Przedłużenie kadencji prezydenta z czterech do sześciu lat, co daje szanse na dwanaście  lat sprawowania władzy. Putin mógłby więc  zostać znów prezydentem za trzy lata, albo całkiem niedługo, gdyby stwierdzono, że zmieniona konstytucja wymaga nowego otwarcia. I Putin zapewne widział te szansę dla siebie , lecz czy tak samo myślał Miedwiediew ? Czy też może starał się dla swego dobrodzieja, lecz zmienił zdanie ? 

Rosja zmarnowała swoje pięć minut kiedy była droga ropa i drogi gaz. Nie zainwestowała ogromnych środków w modernizację gospodarki zależnej od surowcowej monokultury. Kryzys już daje o sobie znać, a na szczytach władzy orientują się, że może dojść do sytuacji, którą da się określić jako krach. Musi to wywoływać niepokój w kremlowskiej kamaryli, wśród oligarchów popierających reżim i korzystających zeń.

Cały ten układ ustabilizował się przy Putinie i do niedawna stanowił jego podporę. Teraz mogły się w tej ferajnie pojawić pomysły, że  trzeba na kogoś zwalić winę i na kogoś innego postawić. Na szanowanym i nawet lubianym dotąd Putinie może się skupić gniew rozczarowanych i przestraszonych.  Będą oni potrzebowali nowego lidera, który za nic jeszcze nie odpowiada. Putin, dochodząc do władzy nie był bardziej znany niż obecnie Miedwiediew. 

Nie musi tak być, ale warto ten wariant rozważyć.

 

 

 

 

 

 

...

 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka