Ernest Skalski Ernest Skalski
39
BLOG

Mielibyśmy euro...

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 0

.... i mniej kłopotów. Szczególnie teraz. Złotego szkoda, ale przez większość naszego bytu państwowego obchodziliśmy się jakoś bez niego.

 

Czworak litewski, denar gdański, trojak Zygmunta III, talar elbląski, ort krakowski, szeląg toruński, dukat podwójny i wiele, wiele innych pieniędzy kursowało przemiennie na ziemiach polskich. Razem z obcymi walutami. Gdzieś tam przemykał się grosz, zresztą proweniencji czeskiej, a złoty zaczął się pojawiać stosunkowo późno. Handlowało się ciężko i mało, jeździło się, choćby z Krakowa do Poznania z problemami kursowymi.

 

Francja bez franka, Niemcy bez marki, Grecja bez drachmy z jej wielotysięczną historią. Funkcjonują niezgorzej i bez problemów jakie my mamy, a jakich nie będziemy mieli, gdy się już w sferze euro znajdziemy.

 

Ta sfera to większość naszych obrotów handlowych, dziś narażonych na ryzyko kursowe. Złoty mocny w stosunku do euro - nasz eksport drogi. Złoty słabnie - eksport tanieje, ale drożeje import i obsługa długu zagranicznego oraz wyższe są spłaty kredytów w obcej walucie. Z drugiej zaś strony dotacje unijne w euro Polsce stają się większe. Każdy kij ma dwa końce, ale tych kijów jest stanowczo  za dużo. A gospodarka rynkowa, z natury zmienna, wymaga stabilnych parametrów.

 

Gdybyśmy się byli sprężyli, zaraz po wejściu do UE, to pierwszego stycznia 2009 już byśmy mieli euro. Jak sąsiedzi Słowacy. Przez to euro nie są już traktowani jako lokatorzy tego samego koszyka,  z Węgrami, Czechami, Polską. Gdybyśmy chociaż podjęli wiążącą - premiera, prezydenta, Prezesa NBP, Sejm i Senat - decyzję, że wchodzimy pierwszego stycznia 2012 roku, notowania Polski, a w ślad za tym inwestycje zagraniczne znacznie by wzrosły. Sytuacja stałaby się bardziej stabilna.

 

Zadanie jest trudne; osiągnąć standardy Maastricht, czyli głównie zmniejszyć deficyt budżetowy i zadłużenie w stosunku do PKB. Ale ten wymóg to nie kaprys Unii, lecz sposób uzdrowienia gospodarki, przyśpieszenia rozwoju, perspektywa wzrostu poziomu życia. Platforma chce się podjąć tego zadania, ale bez zgody PiS euro nie będzie oznajmił Jarosław Kaczyński. Lecz czy ta zgoda będzie ? Pewne  oznaki wskazują, że dziś (wtorek)  wieczorem jest nieco bardziej prawdopodobna niż była wczoraj rano.

 

Zwolenników przejścia na euro jest raz więcej raz mniej, ale zawsze to większość. Ta większość ma większość w obu Wysokich Izbach, ale mniejszość ma Pana Prezydenta. Niezależnie od tego bez niej nie będzie większości konstytucyjnej, czyli zmian w Konstytucji, która prawo emisji pieniądza przewiduje tylko dla NBP. Czyli faktycznie; nie będzie euro bez PiS - u. A PiS ma powody żeby się euro sprzeciwiać.

 

Mniejsza, ale znacząca ilościowo część społeczeństwa składa się z ludzi biednych i przestraszonych. Nie podróżują oni po Europie  i nie obchodzi ich problem łatwiejszej i tańszej wymiany pieniędzy. Nie obchodzą ich tym bardziej parametry obrotu zagranicznego; jego wzrost nie    dotyczy ich bezpośrednio i nie zdają sobie sprawy, że odczuwają jego skutki. Podobnie jak odczuwają skutki szybszego lub wolniejszego rozwoju. Czują się zagrożeni przez każdą zmianę, której nie rozumieją. Jedyny konkret, który do nich dociera to groźba wzrostu cen z powodu przejścia na euro. I trzeba zrozumieć, że jeśli Jarosław Kaczyński mówi, że wydatki rodziny wzrosną o 240 złotych - skąd wziął akurat tyle, dlaczego nie 120 albo 480 - to dla żyjących za kilkaset złotych miesięcznie jest to apokalipsa. A akurat szefowi PiS wielu z nich  wierzy.

 

Realna jest kwestia końcówek. Jak dotąd waluty zamieniane euro mają niższe od niego nominały. Jeśli więc cena kończy się na jednym groszu, lub na siedmiu, to jak to skrupulatnie przeliczyć na eurocenty, które są ponad  trzy razy droższe  ? Kupcy mogą przy przeliczeniu albo stracić, albo zarobić. Wolą zarobić, a groszowe końcówki przy dużym obrocie dają pokaźne sumy.

 

Przez jakiś czas przed zmianą waluty i jakiś czas po niej podaje się ceny w obu. To pozwala na pewną kontrolę ze strony klientów. Wiele zależy od koniunktury; czy akurat sprzedawcy muszą zabiegać o klienta czy nie bardzo. Wszędzie jednak istnieje  przeświadczenie, że zmiana powoduje znaczny wzrost cen, co jednak nie znajduje uzasadnienia w statystyce. Jak jednak uczył ojciec polskiej socjologii, Florian Znaniecki, w zachowaniach społecznych odbiór faktu liczy się bardziej niż on sam. I to decyduje przy wyborach. PiS zatem w większym stopniu wyraża fobie swojej klienteli niż jej interesy.

 

Ale po wczorajszym spotkaniu Jarosław Kaczyński - Donald Tusk i po dzisiejszej Radzie Gabinetowej obaj panowie K. mówią o euro zupełnie innym językiem.  Tak jak wcześnie siali niepokój tak teraz uspokajają.  I euro nie jest już złem do odrzucenia czy odsunięcia na odległa przyszłość, lecz sprawą do dyskusji.

 

Zrozumiałe, że opozycja, z prezydentem, nie może powiedzieć, że zostala przekonana, iż nie miała racji. Ułatwieniem będzie więc referendum, na które się zgodzi Platforma. Merytorycznie jest ono zbędne, lecz jeśli ma służyć dobrej sprawie to dobrze. A główna rozgrywka polityczna; opozycja - rząd odbędzie się chyba wokół reformy służby zdrowia. Weto prezydenta i brak poparcia ze strony SLD obali ustawę o reformie, lecz samą reformę tylko spowolni. Bo proces komercjalizacji i prywatyzacji trwa i trwać będzie nadal, zaś bez dopływu nowych znaczących pieniędzy służba zdrowia będzie nadal mało wydolna. A  tych pieniędzy szybko nie będzie.

 

To może cyniczne podejście, lecz taki wybór pola walki jest lepszy niż rozgrywka kosztem gospodarki.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka