- A czy ma szczęście ? - pytał Napoleon, skądinąd pragmatyk i realista, gdy mu dawano listy awansowe do podpisu.To było mądre pytanie. Warto by z tego punktu widzenia oceniać kandydatów na wszelkie stanowiska, a już szczególnie w polityce.
Szczęście miał taki Aleksander Kwaśniewski. Dwukrotnie wygrywał wybory prezydenckie, za drugim razem już w pierwszej turze. Wygrał by i trzecie, gdyby nie konstytucja. Nie zaszkodziło mu magisterium, które sobie przypisał, dolegliwość ”goleni” na grobach zamordowanych oficerów, nie nazbyt przejrzyste interesy pani prezydentowej, cokolwiek szemrane towarzystwo w Pałacu. Swój chłop, brat łata, taki co daje się lubić, nawet kiedy nie bardzo jest za co. No, może za nieodmiennie dobry humor.
No, a prezydent Kaczyński ? Jaki jest każdy widzi. Jonasz, pechowiec, który sprowadza pecha na innych. Kogoś przybliży, a ten się nań wypnie. Urządzi jubel, to przybędzie raczej nie pierwszy garnitur polityków, a najważniejsi z gości zlekceważą najbardziej prestiżowy moment. Samolot mu się psuje, cesarz słabuje, kiedy się ma z nim zobaczyć. Ciekawe czy by mu zdrowie dopisywało, gdyby miał przyjmować Elżbietę II, czy choćby Angelę Merkel.
Nie przepadam za Lechem Kaczyńskim, lecz nie ma we mnie cienia schadenfreude kiedy się mojemu, bądź co bądź, prezydentowi uchybia na arenie międzynarodowej. Wolałbym by mu nie uchybiano również w kraju, ale to by było możliwe gdyby nie brał czynnego udziału w rozgrywkach politycznych. Prezydenci USA i Francji nie mogą tego uniknąć, bo sprawują czynną władzę wykonawczą, ale już Niemiec i Włoch ... Mało kto wie jak oni się nazywają, wystarczy że każdy zna Berlusconiego i Merkel.
Lech Kaczyński jest ofiarą koncepcji prezydentury, w którą go wrobił brat Jarosław oraz własnej osobowości. Proszę zwrócić uwagę jak ci bliźniacy się różnią, choć na wygląd ich trudno rozróżnić. Jarosław to fighter. Atakuje, zadaje ciosy, powyżej oraz poniżej pasa, naraża się na nie i nie przejmuje się nimi zbytnio. Natomiast Lech przejmuje się każdą krzywdą Jarosława, o czym sam mówi w wywiadach, i swoją własną. A przy tym jest przeczulony, co nie jest dobra rekomendacją w interesach, a już fatalną w polityce.
W kryminalistyce rozwija się ostatnio dziedzina zwana wiktymologią. To o ludziach, którzy są niejako predestynowani, aby być ofiarami. Oferma batalionowa, wiejski przygłup (nieraz całkiem inteligentny) ofiara klasowa, czarna owca w każdej nieomal zbiorowości. Bardzo często ataki na kogoś takiego integrują zbiorowość, co stanowi częsty element socjotechniki. Kiedy ofiara jest wrażliwa ułatwia ataki na siebie, które trudno zaliczyć do czynów chwalebnych.
Sam miewam to sobie za złe, bo to przecież Prezydent Rzeczpospolitej ! Z tego tytułu należy mu się szacunek, ale i on powinien go okazywać stanowisku, które zajmuje. To stanowisko ma swoje frukta, ale też sporo kosztuje. Powinno zmuszać do powściągliwości. Nie może nagradzać swobodą okazywania swoich fobii, podnoszenia ich do rangi polityki państwowej. Lech Kaczyński może do swojego domu nie zapraszać Władysława Bartoszewskiego i innych, którzy mu się narazili , ale prezydent państwa nie może sobie na takie gesty pozwalać. No, ale siła by mówić...
Obywatele mają już swoje wyrobione zdanie o nim i jego prezydenturze. Brat Jarosław może przypominać, że był czas kiedy sondaże nie dawały Lechowi szans, a mimo to wygrał wybory prezydenckie. Zapomina jednak, że uprzednio był on jedynie prezydentem Warszawy, która mając go dosyć w Ratuszu, nie chciała go też mieć w Pałacu Namiestnikowskim. Ale teraz jest już znany wyborcom, z odpowiednim rozkladem poparcia i dezaprobaty. Zaś aktywność prezydenta RP na arenie międzynarodowej sprawia, że i tam jest on znany.
Każdy szef państwa i rządu, jeśli ma dobrze prowadzony personel, dostaje portret psychologiczny ważnego rozmówcy, wraz ze wskazówkami jak z nim rozmawiać i czego można odeń oczekiwać. Ci, którzy mają rozmawiać z Sarkozym wiedzą już, że słowa jego nie są opoką, ale trzeba się z nim liczyć, bo tak czy inaczej, rządzi wielkim i ważnym krajem. O prezydencie Kaczyńskim prezydent Sarkozy też wie, że na słowie jego nie bardzo można polegać, ale z kolei liczyć się z nim za bardzo nie trzeba, bo jego władza w Polsce jest bardzo fragmentaryczna.
Prezydent Adamkus wie, że mówiąc po polsku, może zawsze liczyć na kontakt z prezydentem Polski, która jest z jego pozycji patrząc, duża i ważna, choć na Litwie lubiana umiarkowanie. Prezydent Saakaszwili, z kolei wie, że może na Lecha Kaczyńskiego nie tylko liczyć, ale i nim dysponować. A nikt inny nie będzie dlań tak uczynny.
A cesarz Japonii ? Z powodu gorszego samopoczucia, nie przyjął również prokuratora generalnego Japonii, który go może odwiedzić każdego innego dnia. Poza tym nie jest obłożnie chory i inne swoje codzienne obowiązki wykonuje. Co sprawiło, że rząd japoński - bo to on decyduje - uznał, że cesarz nie musi wymienić z prezydentem Polski kilku zdawkowych uprzejmości ?
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka