Jedyne miejsce, w którym piraci powinni się znajdować to reje. W charakterze wisielców, rzecz jasna. Niektórych Royal Navy dostarczała ongiś do Anglii, by zdobili szubienice w dokach Londynu czy Liverpoolu. Ale to było dawno. Teraz Zjednoczone Królestwo ma opory przeciw zwalczaniu piractwa, no bo wymiar sprawiedliwości dokonywany na pokładach byłby przestępstwem, a piraci dostarczeni do Wielkiej Brytanii byliby zwalniani przez niezawisłe sądy.
Tu wyjaśniam, że uważam karę śmierci za słuszna i sprawiedliwą w pewnych przypadkach, lecz jestem zdecydowanym przeciwnikiem umieszczania jej w kodeksach i wykonywania w majestacie prawa. Dlaczego ? To temat na oddzielny artykuł. Natomiast moje poczucie sprawiedliwości nie byłoby naruszane gdyby piraci szli na dno podczas nieudanych napadów na statki. Ale nie idą.
Przez Zatokę Adeńską przepływa około 20 tysięcy statków rocznie. W tym roku porwano tam 36 jednostek, a ponieważ rok się jeszcze nie skończył, więc przyjmijmy dla okrągłości - 40. To znaczy, że porywany jest jeden statek na 500, inaczej 0,2 procent.
Załogom nie dzieje się krzywda, są przyuczone, by nie stawiać oporu. Statki z ludźmi i frachtem są zwracane po uiszczeniu okupu, który jest skalkulowany w rozsądnych granicach. Za Sirius Star panowie piraci zawinszowali sobie dziesięć milionów dolarów. A pewnie w procesie negocjacji coś spuszczą. Jego fracht wart jest 200 milionów baksów, sam statek - 150 milionów, a życie ludzi jest bezcenne. Nie wspominamy nawet o kataklizmie jakim byłaby próba odbicia jednostki zakończona wylaniem ropy do morza. Ani piraci, ani armatorzy, ani rządy nie są tym zainteresowani.
Francuzi zapłacili okup za jacht, a potem pojmali porywaczy. Hinduska fregata zatopiła łódź piratów. Trudno, oni też muszą się liczyć z jakimś ryzykiem i czasem ponosić koszty. Ale biznes wygląda na obustronnie rzetelnie skalkulowany. Pojawiło się w nim nowe ogniwo, które nieznacznie podnosi koszty żeglugi. Natomiast skutki ekonomiczne dla nędznego somalijskiego wybrzeża są niesamowite. Dawni biedni rybacy zgarniają miliony, za które budują wspaniale rezydencje, wokół których powstają luksusowe restauracje, burdele, sklepy, drogi oraz cała infrastruktura. I miejsca pracy. Można to uznać za swoistą formę pomocy Zachodu dla tego kawałka Afryki. A piraci już dorabiają ideologię. Chronią środowisko naturalne przed skutkami intensywnej żeglugi, choć byliby niepocieszeni, gdyby ta żegluga ustała. Taka nieco radykalniejsza odmiana ruchu ekologicznego, który często stosuje szantaż i gwałt, choć nie na taką aż skalę.
Ochrona żeglugi w tym rejonie byłaby łatwiejsza od ochrony konwojów do Murmańska. Nie ma U-bootów Kriegsmarine ni samolotów Luftwaffe, a jak by co, to woda jest ciepła. Jest natomiast możliwa nieustanna, szczegółowa obserwacja satelitarna całego akwenu, radary nieporównywalne z tym co było w czasie Drugiej Światowej, helikoptery, odrzutowce na pokładach lotniskowców US Navy, obsługujących konflikt na Bliskim Wschodzie, fregaty tak szybkie jak łodzie piratów. Nie mówiąc o tym, że na wielkim statku można by ulokować komando sił specjalnych, czy ochroniarzy, czujnych przez całą dobę, ze sprzętem pozwalającym zatopić piracką jednostkę razem z załogą. Na razie nie trzyma kalkulacji.
Póty dzban wodę nosi... Sukcesy rozzuchwalają i zdaje się, że piraci już zaczynają przebierać miarę, sądząc po częstotliwości porwań w ostatnich dniach. Może się przestać kalkulować. A niech tylko poleje się krew marynarzy, czy zdarzy się katastrofa ekologiczna przy okazji napadu.
UE już powołuje eskadrę interwencyjna, z siedmiu okrętow i nieznanej ilości samolotów. Dowodzi brytyjski wiceadmirał Philip Jones. Punkt dowodzenia w Northwood w Anglii, żeby admirał nie musiał grać w golfa w gorącym klimacie.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka