Nie mogę wykluczyć, że panowie ministrowie prezydenccy; Kownacki i Handzlik, każdy oddzielnie wpadli na pomysł, na tyle szkodliwy co idiotyczny, by skłamać na temat rozmowy prezydenta Kaczyńskiego z prezydentem - elektem Obamą. Nieco bardziej - lecz tylko; nieco - wydaje mi się, że działali ”wspólnie i w porozumieniu” ( to z języka aktów oskarżenia i uzasadnień wyroków ) ,chcąc się przypodobać panu prezydentowi. W obu tych przypadkach, wychodząc z założenia, że nadgorliwość jest najgorszą odmianą sabotażu, ich pryncypał powinien obu wywalić na zbitą twarz w ciągu godziny.
Ale dopuszczam, jeszcze gorszą możliwość, że to pan prezydent minął się z prawdą w relacji o tej rozmowie, bo albo znowu nie zrozumiał co się do niego mówiło, lub ma fatalnego tłumacza i nie odsłuchano taśmy z nagraniem. Nie wykluczam też, że mógł się okazać tak naiwny, że mu do głowy nie przyszło, że ”niewinne naciąganie” - by nie powiedzieć; kłamstwo - zostanie natychmiast ujawnione. A jeśli tak, to powinien obu panów przeprosić i powiedzieć, że jednak, nazajutrz rano, ubolewając, gotów jest przyjąć ich dymisję.
W Europie bywało gorzej. Nie chce mi się przypominać czym była ”emska depesza” w 1870 roku, wystarczy, że przy pomocy jej sfałszowania Bismarck doprowadził do zwycięskiej dla siebie wojny z Francją i ostatecznego zjednoczenia Niemiec w II Rzeszę, pod kuratelą Prus. Opłaciło się. W przypadku Lecha Kaczyńskiego mamy tu same straty, lecz niezbyt wielkie. Kolejna kompromitacja i pewien zgrzyt w stosunkach z USA.
Nie będzie to miało trwałego skutku, bo Obama jest inteligentnym politykiem i w przeciwieństwie do swego rozmówcy nie zwraca uwagi na duperele. I tu ciekawostka. W dzisiejszym, niedzielnym, TVN - obszerna relacja. W TVP - parosekundowa migawka z wypowiedzią - sprostowaniem ministra Kamińskiego. Nie było natomiast ani słowa o rychłym ”balu”, zdegradowanym do ”gali”, z okazji 90-tej rocznicy odzyskania niepodległości.
Z całym szacunkiem dla znakomitych gości, którzy zapowiedzieli swoją obecność, nie da się ukryć, że to nie jest pierwszy garnitur międzynarodowych polityków. A pomysł nie byłby zły gdyby był mądry i mądrze przeprowadzony. A więc, gdyby ”polityka historyczna” IV RP opierała się na elementarnej znajomości historii , to by się uwzględniło, że 11 listopada 1918 roku to dla Niemiec dzień ich klęski w I wojnie światowej, która zapoczątkowała łańcuch dramatycznych wydarzeń, prowadzących do II wojny. Trudno oczekiwać by pani kanclerz pląsała z tej okazji. To, że weźmie udział w uroczystości na Placu Piłsudskiego trzeba traktować jako niezwykłą uprzejmość z jej strony.
Poza tym należałoby wziąć pod uwagę, że z kolei dla Francji, Wielkiej Brytanii, USA, Włoch, Belgii 11 listopada to święto zwycięstwa i przywódcom państw nie bardzo wypada obchodzić jej w innym państwie. Co innego taki dzień jak 14 lipca, święto państwowe wyłącznie Francji, na które mógł beż żadnej konfuzji przyjechać prezydent Kaczyński. I nic mu to nie dało do myślenia.
A przede wszystkim, mając taki pomysł, należy dyskretnie go uzgadniać z przewidywanymi gośćmi, a nie zaczynać od rozgłoszenia wszem i wobec zapowiedzi. Jeszcze jeden dowód straszliwego braku profesjonalizmu ze strony kilkuset osobowej kancelarii prezydenta i jego samego.
Nie jesteśmy aż tak ważnym krajem, aby liderzy mocarstw rzucali wszystko i stawiali się na zaproszenie prezydenta, który wiele robi, byśmy byli, jeśli nie mniej ważni, to mniej poważni. I sam prezydent nie jest pierwszoplanowa osobą w polityce światowej. Co innego, gdyby przyjęcie w okazji odzyskania niepodległości w 1918 roku urządzał człowiek, którego imię nierozerwalnie związane jest z odzyskaniem niepodległości w roku 1989. Nawet teraz, kiedy już nie jest prezydentem. Śmiem twierdzić, że lista gości wyglądałaby o wiele wspanialej. Warto może o tym pomyśleć w przyszłym roku, gdy będziemy obchodzili dwudziestolecie aktualnej niepodległości.
Zapowiedział przybycie na bal Aleksander Kwaśniewski. I myślę, że to złośliwość z jego strony. Bo na balu u prezydenta, skądinąd działacza dawnej ”Solidarność”, pojawi się były PRL-owski minister, a nie będzie Lecha Wałęsy. (To zaproszenie byłego prezydenta było akurat eleganckim gestem. Powiem więcej; niewyobrażalnym, w przypadku Lecha Kaczyńskiego, szczytem elegancji byłoby zaproszenie pierwszego prezydenta niepodległej RP, Wojciecha Jaruzelskiego. Sto procent pewności, że podziękowałby i się wymówił)
Być może na balu u doktora habilitowanego będzie obowiązywała cezura wykształcenia. Jeśli nie magisterium, czy licencjat, to przynajmniej ogólnokształcąca matura. Wtedy jasne, że ”absolwent zawodówki” nie ma tam co szukać.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka