"Pragnę podkreślić, iż bez znaczenia dla niniejszej sprawy pozostaje fakt, iż Łukasz B. pozostawał pracownikiem Lukas Banku, jako że do jego obowiązków pracowniczych nie należało popełnianie przestępstw polegających na włamywaniu się do sieci bankowości elektronicznej. Wobec powyższego nie jest możliwe przypisanie Lukas Bankowi odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez pracownika przy wykonywaniu przez niego obowiązków pracowniczych"
Wolny człowiek w wolnym kraju ma prawo być nieukiem i idiotą. Ale co sądzić o banku, który takiego człowieka, autora powyższej wypowiedzi, zatrudnia w departamencie prawnym ?
Wspomniany Łukasz B. ukradł z rachunku klienta 81 tysięcy złotych i został za to skazany. Ukradł, bo jako pracownik Lukas Banku miał taką możliwość. Takie przypadki zdarzają się w bankowości. Bank przyzwoity i rozsądny szybko zwraca pieniądze, przeprasza klienta, czyni mu coś dobrego w ramach rekompensaty. I albo stara się, aby nikt o sprawie nie wiedział, a jak już nie daje się ukryć, to nagłaśnia swoją reakcje. A tu klient zażądał zwrotu ukradzionej sumy od banku, z którym był zawarł umowę i otrzymał odpowiedź, jak wyżej.
X X X
”To nie jest dobre dla chorych, ale pozwala oszacować koszty”.
To nie jest wypowiedź jakiegoś zwariowanego księgowego, lecz pani profesor Danuty Ryglewicz, neurologa, autorki 60 prac naukowych, kierownika I Kliniki Neurologii w Instytucie Psychiatrii i Neurologii.
Ordynatorem oddziału neurochirurgii został tam profesor Waldemar Koszewski i oddział operował przez całą dobę. Sprzęt za miliony złotych nie stał bezczynnie, a pacjenci za swoją składkę, wypłacaną przez NFZ, byli operowani bez kolejki, więc i bez łapówek. Lekarze pracowali dużo i dobrze i zarabiali tak samo.
To się nie mogło dobrze skończyć. Kiedy nie pomogło pismo naczalstwa zwracające uwagę na niestosowność tego, że asystent na oddziale zarobił więcej niż dyrektor placówki, zakazano operować po godzinie 21. Ale jeszcze było za dobrze, wiec zakazano operacji po godzinie 15. Jest już kolejka, pewno będą łapówki. Lekarze odchodzą, oddział idzie w rozsypkę, a pani kierownik powiedziała co powiedziała.
Odwołam się do własnego doświadczenia. Rok temu potrzebowałem się zoperować. W dużym renomowanym szpitalu wisiała informacja, że do końca roku (pozostawały trzy miesiące) wszystkie terminy są zajęte, a zapisy na przyszły rok zapisy rozpoczną się pierwszego grudnia. Korytarz pełen był zdesperowanych płatników składki zdrowotnej; większość robionych tam operacji jest z definicji pilna. Szpital ten był szpitalem jedynie przez osiem godzin pięć razy w tygodniu. Przez większość czasu był przechowalnią chorych.
Wyobraziłem sobie jak będą wyglądać te zapisy i jakie argumenty mogą używane w walce o termin. W prywatnym szpitalu, za prywatne pieniądze, operację miałem natychmiast po przeprowadzeniu koniecznych badań, po paru dniach. Akurat był wolny dzień od pracy, ale nie tam. Swojego chirurga widywałem tam nieraz przed północą, już na zielono, kiedy sposobił się do zabiegu.
Gdybym potrzebował takiej operacji jakie robi prof. Koszewski i trafił wówczas do niego, miałbym to zrobione za swoją i tak zapłacona składkę. Nie najlepiej więc reaguję na głosy ostrzegające przed zmianą szpitali w spółki, pracujące według sensownych, nie tylko ekonomicznie, reguł.
Jeśli jednak łączę w jednym poście dwie tak różne wypowiedzi to nie dlatego, że zgłaszam pomysły na naprawę bankowości i służby zdrowia. W obu przypadkach zauważam przejaw socrealistycznej mentalności, w której instytucja jest celem samym dla siebie, a nie dla funkcji, którą ma pełnić, więc w tych przypadkach nie dla klientów i dla pacjentów. I to zarówno w ”uspołecznionej” - pożal się Boże instytucji, jak i w prywatnym, skądinąd, banku. Ale nawet nie to wydaje mi się najstraszniejsze. Ludzie często myślą źle i postępują źle. Lecz , do cholery, przynajmniej powinni się tego wstydzić !
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka