Ernest Skalski Ernest Skalski
63
BLOG

A Rosja swoje

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 23

  Sarkozy ma podstawy, aby czuć się wyrolowany. Dumny był z kompromisu, który ustalił z Rosją, a ona go po prostu nie wykonuje i w żywe oczy zapiera się, że wykonuje. ”Kłamie i nie czerwieni się” określa takie postępowanie rosyjskie przysłowie. 

Kij cienki, marchewka nie apetyczna 

A sytuacja zrobiła się groźna. Rosja zostawiła cześć swoich sił na terenie Gruzji, poza Abchazją i Południową Osetią. Zawarty kompromis przewidywał możliwość  jakichś dodatkowych środków bezpieczeństwa, nie precyzując jakie one mają być. Być może prezydent Francji w pośpiechu uznał, że to zbyteczne, lecz nie wziął pod uwagę, że  gentlemen agreement wymaga dżentelmenów po obu stronach. A dla Rosji te środki to kontrolowanie węzłowych punktów i szlaków na terenie Gruzji, rabunki, konfiskaty, niszczenie  infrastruktury wojskowej i komunikacyjnej. Rosja bezczelnie próbuje na ile może sobie pozwolić. 

Zdenerwowany Sarkozy zwołuje na pierwszego września Radę Europy, ale jego minister spraw zagranicznych już zapowiada, że sankcji gospodarczych wobec Rosji nie będzie. Militarnych też przecież nie. Rosja pierwsza zawiesza współpracę z NATO, nie czekając aż zrobi to sojusz. Może ją wyrzucą z G-8, dokąd ją  przyjęto mocno na wyrost, z  grzeczności, a może nie. W NATO i w UE trwa dyskusja czy Rosję  karać czy raczej jej nie izolować.

Wygląda to w sumie nieciekawie. Wciąganie Federacji Rosyjskiej do wszelkiej współpracy trwa już od lat i jakby ją raczej rozzuchwaliło. Izolację polityczną przetrzyma. Na gospodarczą się nie zanosi, bo ma ona kolosalne rezerwy finansowe, a  Europa nie może się na dziś obejść bez rosyjskich surowców energetycznych. 

Komentatorzy twierdzą, że Rosja wygrała militarnie na krótka metę, lecz w dłuższym planie straci na tym politycznie, prestiżowo, a pewnie i gospodarczo. Możliwe. Nie wykorzystuje ona ogromnych pieniędzy na modernizacje gospodarki i kraju, grozi jej wyczerpanie rezerw surowcowych, demograficznie  kurczy się i tp. Ale ten upadek może trwać jeszcze przez pokolenie. 

Nie wycofuję się z  opinii, że demokracje zbierają się ospale i mało konsekwentnie, lecz w końcu to  one wygrywają wojny światowe oraz wygrały zimną. Zaś obecnej Rosji daleko do tego miejsca w światowej polityce jakie zajmował nieświętej pamięci Związek Radziecki.  A przecież upadł i to bez jednego wystrzału. ale; póki słońce wzejdzie, rosa oczy wyje... 

Nie jesteśmy bezbronni 

Czekać ? Tak ale nie biernie. Pył bitewny zawsze opada i Rosja poczuje się zmuszona do zadbania o różne swoje interesy z Zachodem. Warto więc przyśpieszać jego konsolidację. Polska, będąca już  jego częścią, ma w  tym interes większy niż, powiedzmy z całym szacunkiem, Irlandia. Ale też sporo ma do zrobienia. I  to co uważano za Lecha Kaczyńskiego plusy ujemne może się stać plusem dodatnim. 

Krytycy trafnie zauważali jego nieumiejętność poruszania się w ”salonach” Europy, wynikłą  stąd niechęć i obawy. Rekompensuje to sobie częstymi kontaktami z - przede wszystkim prezydentem Adamkusem, który mówi po polsku - a  także z innymi byłymi republikami ZSRR i krajami satelickimi.

Polska jest wśród nich - poza Ukrainą - największa, a nawet w stosunku do Kijowa wyczuwa się w Warszawie jakby nutkę protekcjonizmu. Ale jak się opanuje niechęć w stosunku do prezydenta, to trzeba przyznać, że w tej sprawie postępuje on słusznie. Konsoliduje on, nieformalnie, kraje  skrzywdzone przez komunizm i potencjalnie, lub bezpośrednio,  zagrożone przez Rosję. 

Poza NATO i UE znajdują się  Ukraina i Gruzja, leżący na ropie i gazie, Azerbejdżan, z którym też próbuje się coś uładzić. Mogłyby być w tym gronie Mołdawia i Armenia. Próby z Kazachstanem jakoś nie wypaliły. W NATO i w UE do takiej grupy poszkodowanych należą trzy kraje bałtyckie, z  którymi mamy bardzo dobre stosunki, Czechy ( których prezydent ma inną  od naszego ocenę wojny Rosja - Gruzja, ale panowie zgadzają się  jeśli chodzi o brak entuzjazmu wobec UE ), Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Słowenia.

W Bułgarii może być trudno zauważyć nieufność wobec Rosji, Słowenia jest od niej daleko i poszkodowana była przez komunizm jugosłowiański a nie sowiecki, lecz większość krajów tej grupy miałaby podstawy do niepokoju z powodu aktualnej polityki Moskwy, która będzie szukać słabych punktów u swoich dawnych satelitów i szczelin pomiędzy nimi.

Polska jest w tej grupie największa, ale to może stanowić przeszkodę w konsolidacji. Pani Vaira Vike-Freiberga, prezydent Łotwy, usłyszała od naszego, że prezydent półtora milionowego kraju (faktycznie jest tam 2,4 miliona) nie będzie mówił prezydentowi kraju czterdziestomilionowego ( faktycznie 38 milionów) o czym mają rozmawiać. W małym kraju takich słów się nie zapomina. A trzeba sobie zdać sprawę, że - jeśli nie liczyć Gruzji - nie musimy być podziwiani i lubiani dlatego, że jesteśmy najwięksi. Raczej na odwrót. Tego typu współpraca musi się opierać na poczuciu taktu i ostrożności, unikaniu pokus bycia hegemonem. Nie może służyć rozładowywaniu kompleksów osobniczych i narodowych, lecz być nastawiona na cel. 

Tym celem jest zdobycie mocnej pozycji w całej Unii i Pakcie Północnoatlantyckim. A to znaczy, że  i tam trzeba ”bywać” i nie eksponować historycznych ran ani nie szukać zrozumienia dla swoich kompleksów, lecz szukać wspólnych interesów i uwzględniać wzajemne. Na przykład; poprzeć Francję w jej dążeniu do budowania więzi EU z krajami Maghrebu, co nas bezpośrednio nie dotyczy, w zamian za jej konsekwentny udział budowaniu wspólnej polityki energetycznej i wspólnego stosunku wobec Rosji. 

Trudne, ale możliwe 

Zdajemy sobie sprawę z  tego, że głównymi rozgrywającymi w Unii sa Niemcy i Francja i szkoda, że z powodu niedyspozycji żołądkowej zaniedbaliśmy nieco ściślejsze związki z tą dwójką w ramach Trójkąta Weimarskiego. Nasza liczebność w jakimś  stopniu rekompensuje  naszą wciąż jeszcze  znaczną słabość ekonomiczną. Jeszcze bardziej wszelkie braki rekompensuje aktywność, inicjatywa i przede wszystkim poparcie innych. A więc tej naszej grupy skrzywdzonych i obrażonych. Razem możemy wiele w Unii i w NATO. Z Unią i NATO możemy wiele wobec Rosji. 

I Rosja to wie. Dlatego za wszelka cenę stara się wrócić do XIX-wiecznej zasady ”koncertu mocarstw” które w sprawach  pozostałych krajów  dogadują się między sobą we Wiedniu, w Wersalu, Teheranie i Jałcie. A nasz narodowy interes polega na istnieniu silnej i zwartej Unii i takim samym NATO, a więc na usuwaniu, a nie wygrywaniu ambicjonalnych animozji zachodniej Europy wobec USA. 

W Unii istnieje  skomplikowany i precyzyjny mechanizm podejmowania decyzji, na który wszystkie kraje członkowskie maja wpływ, określony przez, jak dotąd, ”Niceę”. Lecz w kompetencjach UE nie znajdują się  kwestie stricte polityczne. Tu każdy kraj może postępować jak uważa, nieformalnie dogadując się, lub nie, z innymi. Wyimpasowanie się - powtarzam - z  Trójkąta Weimarskiego utrudniło nam dogadywanie się z tandemem Paryż - Berlin. A gdyby obowiązywał Traktat Lizboński wpływ wszystkich krajów na politykę Unii byłby zapewniony instytucjonalnie. Paryż i Berlin musiałyby się liczyć z decyzjami, na które wpływ mieliby w odpowiednich układach wszyscy  członkowie.

Taki wewnętrzny układ; Polska i duża grupa  krajów członkowskich mógłby być  znaczny. Ale małego ducha  przeciwnicy integracji europejskiej nie są w stanie wyobrazić sobie, że Polska może się poważnie liczyć w tym  gronie. Wolą się izolować i obrażać, bo podświadomie boją się konfrontacji postaw i interesów wśród naszych partnerów w  Europie. Łatwiej im wymachiwać szablą Batorego spod Paskowa. 

Jest to postawa części klasy politycznej i jej mniejszościowego  elektoratu. Większość społeczeństwa od dawna  jest za integracją europejską, a teraz zmieniła zdanie w sprawie ”tarczy” i ją poparła. A jednocześnie nie chce drażnienia Rosji. Słuchając się tej większości należałoby Rosji nie drażnić niepotrzebnie, bo to jej tylko na rękę, lecz umacniać swoją pozycję w Unii i przy pomocy USA.  

W miarę możności, nie ośmieszając się przy tym. Pan prezydent nie powinien się śmiać publicznie z angielszczyzny pana premiera - nota bene, wiem od obecnego tam dyplomaty, świetnie znającego ten język, że jest ona  przyzwoita, choć słychać, że nie jest to native language - a pan premier mógłby sobie darować równie publiczną kpinę z pana prezydenta pytając go, czy będzie przemawiać po angielsku. 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Polityka