Rosji możemy się nie bać. Przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. Pokrzyczy, pogrozi i przestanie. Tak było z naszym przystąpieniem do NATO i tak będzie teraz. Te wycelowane w nas rakiety to humbug. One mogą być wycelowane już dawno, ale też w każdej chwili można je wycelować gdzie będzie się chciało. Członka NATO, mającego na swym terenie amerykańskie instalacje wojskowe, nie napadną. Więc to czy prezydent Kaczyński mówił za ostro, czy w sam raz, nie ma - powtarzam - większego znaczenia.
Zresztą, Rosja; carska, sowiecka, post sowiecka napada tam gdzie może liczyć na łatwy sukces. Owszem, były pomyłki; z Finladią i Afganistanem, lecz raczej się to nie powtórzy. Ale Rosji możemy się bać razem z Gruzją. Bo ten kraj to nie tylko pryszcz na imperialnym honorze Rosji, lecz również punkt, w którym można przeciąć rurociąg z Azerbejdżanu omijający Federację i podważający jej pozycję dostawcy surowców energetycznych do Europy. A to również z naszego punktu widzenia istotne.
Otwartej wojny Moskwa już raczej nie poprowadzi, lecz będzie jątrzyć, dążąc do zmiany władzy w Gruzji z prozachodniej na prorosyjską. Gruzini teraz stoją murem za prezydentem, ale mogą wkrótce wystawić mu rachunek za nieudaną wojnę. Może też Rosja jątrzyć w Azerbejdżanie. Reżim tam, w przeciwieństwie do Gruzji, daleki od demokracji, ale to tylko sprzyja ewentualnemu wybuchowi. Jak będzie trzeba to Rosja wystąpi w obronie praw obywatelskich mieszkańców tego kraju. W swoim czasie Katarzyna II chroniła prawa dysydentów religijnych w Rzeczpospolitej.
Litwa, Łotwa, Estonia, mające potężne mniejszości rosyjskie, też mogą być przedmiotem prowokacji, ale są chronione przez członkostwo w NATO i UE. Więc do skrajności tam dojść nie powinno. Problemem może być Ukraina, a w szczególności Krym.
Wschodnia, rosyjskojęzyczna Ukraina nie ogłosi secesji. Tamtejsi oligarchowie, trzęsący tym regionem, mogą z Rosją współpracować, ale na pewno wolą być książętami u siebie niż moskiewskimi bojarami, mającymi do wyboru uległość miliardera Abramowicza lub bunt Chodorkowskiego. Natomiast Krym, który w roku 1954, Chruszczow podarował Ukrainskiej Radzieckiej Sowieckiej Republice Związkowej w trzechsetną rocznicę Rady Pierejasławskiej, włączającą lewobrzeżną Ukrainę do Rosji, zamieszkują w większości Rosjanie.
Jak zadra w tyłku tkwi tam Sewastopol z rosyjską Flotą Czarnomorską, rdzewiejącym symbolem imperium. Wsparła ona działania wojskowe przeciw Gruzji, na co Ukraina odpowiedziała restrykcjami. A to znowu obraża honor Wielkorusów. Nasuwa się odległe wspomnienie niemieckiej mniejszości w Sudetach i jej lokalnego fuehrera Henleina...
W Bukareszcie, USA - i Polska - chciały podjąć kroki zbliżające Ukrainę i Gruzję do NATO, lecz sprzeciwiły się Francja i Niemcy. Wkrótce oba te państwa zmieniły front; już chcą zbliżenia i planu MAP dla Kijowa, lecz póki co nie ma on ani wróbla w garści ani słowika na dachu.
A szkoda !
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka