”20 lipca, dawnymi laty, sadzono, bodajże jęczmień, bo trawa by nie wzeszła na 22 - go. Oficjele i przodownicy pracy szczotkowali garnitury, na których miały zawisnąć ordery za przedterminowe zakończenie inwestycji. Potem przecinano, co było do przecięcia, wygłaszano, co było wygłoszenia i najwyżsi dostojnicy mogli opuścić PRL, by wyjechać na przymusowe wakacje na Krym. Rozliczyć się przed towarzyszami radzieckimi, czyli jakby ad limina apostolorum. Zaś na placu budowy wrzała robota; pośpiesznie robiono to, czego de facto nie zdążono zrobić na Święto Odrodzenia.”
Tym akapitem rozpocząłem swój post w zeszłym roku. Zresztą już po 22 lipca. Reszta tekstu nieaktualna. Prawdziwą historię 22 lipca streszcza w Salonie Adamkuz. Ja chcę jedynie przypomnieć rytuał z lat PRL. (Nota bene, ta nazwa pojawiła się dopiero w 1952 roku, właśnie 22 lipca, wraz z nową konstytucją)
Poza nowymi inwestycjami, bywały defilady, manifestacje, z biegiem lat coraz skromniejsze, lub wcale. Gorliwość stygła.
Połowa populacji już tego nie może pamiętać. Druga połowa chyba już zapomniała. I raczej nie ma czego żałować. Kiedyś jeszcze Izabela Sierakowska z sentymentem odnotowywała tę datę. Teraz chyba nawet Piotrowi Ikonowiczowi się nie chce. Ale dzień się dopiera zaczyna. Może jeszcze coś powie przed wieczorem.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka