Nie naśladujmy komunistycznych Chin, które swojego czasu potrafiły wysyłać setki kolejnych poważnych ostrzeżeń. Jeśli chcemy wyrządzić Chińskiej Republice Ludowej jakąś zasłużoną przykrość, to nie groźmy, lecz zróbmy to co możemy zrobić.
Realną przykrością jest odmowa przyjazdu na otwarcie Igrzysk Olimpijskich, zapowiedziana przez czołowych polityków Zachodu. To jest dla Chińczyków utrata twarzy. Byłaby to jeszcze większa utrata, gdyby Chiny pod wpływem tej presji ustąpiły w czymkolwiek. Być może gdyby przywódcy Zachodu ustalili w skrytości, że mogą nie przyjechać i powiadomiły o tym Pekin, dyskretnie i wiarygodnie, to może jakieś ustępstwa w sprawie Tybetu i praw człowieka dałoby się wytargować. Ale i to wątpliwe.Natomiast bojkot chińskich produktów jest nierealny.
Kiedyś nie udawało się opanować inwazji produktów made in Japan. Amerykańscy weterani z Pearl Harbour byli zaszokowani gdy tam przybyli po latach i zobaczyli, że wszystkie sprzedawane pamiątki pochodzą z Japonii. Import z Chin jest, choćby ze względu na skalę kraju, bez porównania większy. I jeśli ktoś gdzieś nie kupi czegoś chińskiego, to nie będzie miało żadnego znaczenia. Może poprawi samopoczucie tego kto bojkotuje.Lecz gdyby bojkot był realny, to na pewno by nie był celowy. By sobie z tego zdać sprawę, wystarczy powiązać ze sobą, ogólnie wiadome, fakty.
Szalony rozwój ostatnich lat, to Pekin i wielkie metropolie nadmorskie z przylegającymi obszarami. W interiorze jest bardzo różnie, lecz przeważnie dominuje tam bieda i samowola lokalnych kacyków. W tych warunkach wciąż jeszcze żyje większość ludności. I z tych warunków kilkaset milionów ludzi wyrwało się do pracy w przemyśle i budownictwie.
Warunki w jakich pracują są straszne. Praktyczny brak prawa pracy i ubezpieczeń, ciężka i niebezpieczna praca, marne zarobki, fatalne zakwaterowanie, byle jakie produkty. Coś takiego, w połowie XIX wieku opisywał Fryderyk Engels w swojej pracy o położeniu klasy robotniczej w Anglii.Ale wszyscy ci ludzi przybyli tam dobrowolnie i w każdej chwili mogą odejść. Lecz dokąd ? Życie w ich wioskach było jeszcze straszniejsze. A teraz do wiosek tych płyną pieniądze od krajanów harujących tam gdzie znaleźli pracę.
Teoretycznie można by tę pracę uczynić bardziej ludzką. Zadbać o BHP, zmniejszyć wymiar pracy, lepiej płacić, stworzyć system ubezpieczeń, zadbać o warunki bytowe. Tyle, że produkty made in China musiałyby wówczas podrożeć i byłoby ich mniej. Odetchnęli by producenci całego świata wypierani przez chiński import, ale co by powiedzieli biedniejsi konsumenci, chociażby w Polsce, pozbawieni częściowo dostępnych cenowo produktów ?
Zostańmy przy Chinach. Wydają się one zaprzeczeniem tezy, że rozwój gospodarczy prowadzi do emancypacji obywatelskiej społeczności. Reżim jest w dalszym ciągu opresyjny, przeciw czemu właśnie świat protestuje. Ale to już nie jest ten sam reżim co za czasów Mao i ”bandy czworga”. Nie jest już totalitarny, nie wymaga żarliwości i oddania, a jedynie posłuszeństwa. Stał się autorytarnym. Mantra ideowa jest przykryciem dla interesów aparatu władzy i tych, którzy z nim dobrze żyją. A interesy mogą być przedmiotem kompromisu między władzą, biznesem, światem pracy, elitami.
ChRL już nie jest czymś w rodzaju obozu pracy i koszar, z ludźmi w mundurkach, latem z drelichu i zimą z bawełny, w dwóch kolorach; zielonym i granatowym. Powstają tam normalne filmy, wydawane sa książki, Internet - wprawdzie cenzurowany - jakiś jednak kontakt ze światem zapewnia. Daleko nie wszyscy korzystają z tych zdobyczy cywilizacji, ale dwadzieścia lat temu nie korzystał z nich nikt.
Chiny maja swoją, inną niż na Zachodzie, kulturę. Sposób bycia, nakazujący posłuszeństwo wszelkim autorytetom. Lecz przede wszystkim sa to normalni ludzie, tacy jak wszędzie na świecie, którzy nie przepadają za tym, by ich więziono, torturowano i zabijano z błahych powodów, by odbierano im produkty ich pracy, wyzuwano ze stanu posiadania.
Społeczeństwem obywatelskim stały się, lub wyraźnie się stają, już inne ludy świata, a w tym te Dalekiego Wschodu; Japończycy, Koreańczycy z Południa, Tajowie, Indonezyjczycy. Przyjdzie kolej i na Chińczyków.
Olimpiada, w jakichkolwiek warunkach, będzie jakimś elementem otwarcia. Merkel, Sarkozy, Brown, Lech Kaczyński i Tusk, a nawet prezydent Bush mogą się nie pojawić. Ale tłumy kibiców i turystów niech się pojawią. Pekin 2008 to nie jest Berlin 1936. W Chinach mimo wszystko zmienia się powoli na lepsze. I nie warto zakłócać tego procesu, pomijając to, iż nie ma takiej możliwości.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka