Ernest Skalski Ernest Skalski
76
BLOG

A na belfra sposobu nie widać

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 42

Przez szybę samochodu i ramię policjanta patrzyłem z zażenowaniem na pochód demonstrujących nauczycieli przechodzący przez  Plac Unii Lubelskiej w Warszawie. Ulgę poczułem na myśl, że moich nauczycieli na pewno nie ma w tym pochodzie i że najprawdopodobniej nie dożyli tego momentu. 

Nauczycieli miałem, jak każdy, lepszych i gorszych, lubianych i nie. Wszyscy mieli marne zarobki i było to widać, choćby po ich ubraniu. Nauczyciel z reguły nosił wówczas przy pracy garnitur i koszulę z krawatem. Garnitur bywał czasami z dobrej bielskiej wełny, jeszcze sprzed wojny, czysty i wyprasowany, lecz jego wiek dawał się zauważyć. Panie nauczycielki ubierały się  odpowiednio; schludnie i skromnie.  

O niektórych członkach ciała pedagogicznego mówiło się paskudne rzeczy, ale nie sposób było sobie wyobrazić krzyczącego nauczyciela w demonstracji ulicznej. Jeśli bywały demonstracje - zaraz po wojnie dużo, potem to już w pamiętnych latach; '56, '57, '68, '70, '76, 81 i lata następne - to uczestniczyli w nich robotnicy i młodzież. Nauczycielowi nie godziło się demonstrować na ulicy. Belfer był z definicji człowiekiem statecznym, jak dawniej mówiono.  

Pracowałem kiedyś w jednej redakcji z Krzysztofem Teodorem Teplitzem, który w rozmowie  sformułował  jedno z podstawowych praw realnego socjalizmu; w PRL można dużo i dobrze pracować, lecz się nie musi. Ta zasada nie ma, w założeniu, zastosowania w gospodarce rynkowej. Nie osiąga się wiele, pracując mało i źle. Często nie ma w ogóle miejsca na taka pracę. Lecz są wyjątki. Taką enklawą realnego socjalizmu i to chyba największą, jest oświata publiczna. Wszystkich szczebli, ale nauczycieli akademickich zostawiamy sobie na kiedy indziej.

Otóż wszędzie tam są ludzie, którzy pracują bardzo dużo i bardzo dobrze. Za takie same pieniądze jak ci, którzy pracują mało i  źle. Dla jednych te osiemnaście godzin tygodniowego pensum to niewielka część ich faktycznej pracy, dla innych - prawie wszystko. Na piątym roku miałem krótką praktykę pedagogiczną; musiałem odbyć dziesięć  lekcji na kolejne tematy z historii. Dostałem - bez fałszywej skromności - ocenę bardzo dobrą. Dlatego, że do pierwszej lekcji przygotowywałem się dziesięć godzin, lecz do dziesiątej - godzinę. Już wiedziałem jak to się robi. Gdybym został nauczycielem, to przez rok, dwa, w miarę starannie szykowałbym się do lekcji, w miarę uważnie przeglądał wypracowania i kartkówki. Gdyby mi jednak nie zależało, to po opanowaniu paru podstawowych chwytów odbębniałbym ten materiał z roku na rok, wprowadzając w biegu minimalne modyfikacje. Przy dużej wprawie błyskawicznie i pobieżnie oceniałbym pisaninę uczniów. Przysypiałbym na radzie pedagogicznej, zniechęcałbym uczniów do rozmów ze mną, bo by mnie śmiertelnie nudziły.

Pamiętam i takich nauczycieli, miał ich również mój syn i takimi staje się wielu młodych zapaleńców po paru latach, kiedy są już zmęczeni i widzą, że żaden system nie zmusza ich by pracowali inaczej. Za to pozwala dorabiać sobie, ucząc na prywatnych lekcjach tego czego nie nauczyli w szkole. Oczywiście, nie douczają swoich uczniów, wymieniają się z kolegami, ale na jedno wychodzi. Korepetycje były zawsze, lecz tzw. korki były domeną studentów i starszych uczniów. Nauczycielom się nie  godziło.

Godzi się za to demonstrować,  żądając większych pieniędzy za taką pracę. Ma zostać; Karta Nauczyciela jako glejt na lenistwo, dla tych którym się nie kalkuje dużo i dobrze pracować. Pewność zatrudnienia, ważna przede wszystkim dla takich. Jednakowa płaca zależna głównie od wysługi lat, a nie od jakości pracy. Ma nie być bonu oświatowego, który by wprowadził konkurencję między szkołami - dla wsi trzeba by wymyślić jakiś inny system - i w rezultacie miedzy belframi. A jest ich dużo. Rząd może się uporać z celnikami, kolejarzami i nawet radzi już sobie z większością górników. Ze służbą zdrowia jest trudna sprawa, lecz tam jest przynajmniej ruch. Władze, dyrekcje, lekarze, pielęgniarki - wszyscy wiedza, że  ma być reforma. Kłócą się o nią i coś z tego może wyniknąć. A nauczyciele, zdominowani przez dwa roszczeniowe związki (teraz na prowadzenie wychodzi ZNP) nie pozwalają niczego ruszyć, niczego zmienić, tylko żądają by im dorzucić pieniędzy. 

Już wiem co zobaczę w komentarzach, więc podkreślam raz jeszcze; wiem, że są nauczyciele świetni i ofiarni, tacy którzy lubią uczniów i lubią swoją robotę. Nie mam jak sprawdzić czy tacy też wychodzą na demonstracje, choć im się akurat należą większe pieniądze. Może idealizuję, lecz wychowany ongiś w szacunku dla nauczyciela, przynajmniej tych dobrych nie wyobrażam sobie w tej sytuacji.   

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka