W Ostatnim Plusie-Minusie ”Rzeczpospolitej” aż cztery teksty związane ze ”Strachem” Jana Grossa. Wszystkie krytyczne. Jakby się jego krytycy zmówili, by mu napędzić czytelników i pieniądze. Ale to mniejsza. Od tego wolność słowa i dyskusja, by każdy powiedział co uważa za słuszne, niechby ostro, czy wręcz napastliwie. Byłoby wszakże wskazane, by nie przeinaczać faktów, o których interpretację się sprzeczamy. Artykuł Bogdana Musiała z IPN ”Kto się wzbogacił na majątku żydów” nie mieści się w tej regule.
Autor, po inwokacji, zaczyna od obszernego opisu konfiskowania przez Niemców państwowego oraz prywatnego polskiego i żydowskiego majątku na ziemiach wcielonych do Rzeszy. Na terenie Generalnego Gubernatorstwa konfiskowano majątek państwowy oraz prywatny żydowski. W artykule pisze się o przejętych pod zarząd powierniczy tysiącach zakładów przemysłowych, handlowych i rzemieślniczych, o 100 tysiącach zlikwidowanych żydowskich przedsiębiorstw handlowych. O konfiskowanych działkach, o sporach miedzy Himmlerem i Frankiem w sprawie mienia przejmowanego w GG.
Masa ciekawych skądinąd faktów. W tym o polityce własnościowej władz sowieckich na terenach zajętych w roku 1939 i wcielonych do ZSRR w roku 1944. Jednym słowem, tak zwane szerokie tło, które minimalizuje skale głównego tematu; kto się wzbogacił ?
Termin ”wzbogacił” jest dosyć względny. Podstawowa masa tego majątku to były marne mieszkania w marnych domach, w biednych miasteczkach, równie marne sprzęty domowe i lokale po małych sklepikach i punktach rzemieślniczych. Tę substancję, na ogół już zmodernizowaną, można zobaczyć i dziś. Pod zarząd powierniczy szło to, co miało jakąś wartość. Raczej niewielka część. Ale przejecie nawet tej biednej masy oznaczało poprawę warunków życia i - ogólniej - awans cywilizacyjny dla mieszkańców wsi taką jaka ona wówczas była. Biednej i przeludnionej. I szczególnie dla jej biedniejszych mieszkańców, ”zbędnych rąk”, jak wówczas mówiono. Tej wiejskiej substancji mieszkaniowej już dzisiaj zobaczyć nie można. Zniknęła ostatecznie już za Gierka. Skanseny pokazują wieś jeszcze wcześniejszą, a do tego czystą i porządną, jaką ona nigdy nie była.
To prawda, że władza niemiecka i polska zakazywały samowolnego przejmowania pożydowskiego mienia i wszelakiego rabunku. Ale jedna i druga nie miały ani możliwości, ani specjalnego interesu by temu zapobiegać. Polskich Żydów Niemcy wymordowali w latach 1942-1943. Gdy latem 1944 roku front zaczął przechodzić przez Polskę, większość opuszczonych domów była już zamieszkana. Ta sama sytuacja była zimą 1945 roku, kiedy front ruszył znad Wisły.
I właściwie trudno to jednoznacznie potępić. Pomińmy nawet argument, że ta licha substancja zniszczałaby pewnie gdyby dłużej stała nie użytkowana. Być może ludzie, z jednej strony dobrze usytuowani, a z drugiej niesłychanie wrażliwi moralnie, nie skorzystaliby z majątku zamordowanych. Ale to rzadki fenomen. Możliwe, że wielu z nowych lokatorów miało jakieś poczucie niestosowności, niektórzy może się nawet pomodlili za niedawnych mieszkańców. Ale powszechny mechanizm psychologiczny każe dorabiać moralne, historyczne, społeczne uzasadnienie do popełnionych przez siebie uczynków. A do tego doszło poczucie zagrożenia, przechodzące w agresję gdy pojawiła się możliwość utraty tylko co zdobytego stanu posiadania.
Ale wróćmy do faktów. Autor lekką ręka pomniejsza problem, skreślając tereny przejęte przez ZSRR, stwierdzając, że żyła tam przed wojną prawie połowa polskich Żydów z ponad trzy milionowej ludności. Otóż żyło ich tam - w siedmiu wschodnich województwach - dokładnie 36,6 procent. Nie zmienia to postaci rzeczy w roku 1944. Tyle tylko, że nie wiemy czy pod administracja sowiecką miały miejsce pogromy.
Na ziemiach Polski centralnej - pisze Bogdan Musiał - 147 miejskich nieruchomości, w większości polskich, zostało zniszczonych lub ciężko uszkodzonych. Teoretycznie mieszczą się w tym również zniszczenia warszawskie. Lecz nawet jeśli nie obejmują ich te dane, to potwierdza się obraz niezniszczonej większości domów mieszkalnych w miastach i miasteczkach, na terenach, które przed wojną należały do Polski i nie weszły w skład ZSRR. A na tych ziemiach żyło około dwóch milionów Żydów. Poza Warszawą musiały po nich zostać setki tysięcy mieszkań. Możliwe, że trzy miliony nowych lokatorów, którą to liczbę autor neguje, to przesada, ale zjawisko musiało być masowe.
Autor przypomina, że władze polskie unieważniły wszelkie niemieckie przekształcenia własnościowe i przejęły nieruchomości. Że decydowały kto ma w nich mieszkać, dowolnie ustalały czynsze i ”Dochody z nich wpływały do kas komunistycznego państwa, którego celem nie było przecież dobro narodu polskiego, lecz jego pacyfikacja”. Wańkowicz nazwał by taki tekst smrodkiem dydaktycznym. Bo faktycznie, tzw. kwaterunek przydzielał i zagęszczał mieszkania, ale większości już zasiedlonych, w niezniszczonych miasteczkach nie ruszał. Czynsze były tak niskie, że w wielu przypadkach nie starczały na bieżące utrzymanie budynków. Na marnej zabudowie nie zależało władzy i jej protegowanym, więc z łatwością dawała w takich przypadkach akty własności już mieszkającym.
Bogdan Musiał przypomina Hilarego Minca - gospodarka - i Jakuba Bermana - m.in. bezpieczeństwo - by przy okazji przypomnieć, że byli Żydami, więc nie mogli prowadzić antysemickiej polityki. Faktycznie, władza zaczęła ją prowadzić później. Przypomina on, również upaństwowienie przemysłu i handlu, bez względu na narodowość właścicieli.
Dosyć to uproszczone i naciągane. Dekret o nacjonalizacji przemysłu, wydany 3 stycznia 1946 roku, obejmował zakłady przemysłowe zatrudniające więcej niż 50 pracowników na jedną zmianę. Nie miał więc nic do dziesiątków tysięcy handelków i zakładzików zaraz po wojnie. Mało tego, nowa władza zachęcała ludność do aktywności gospodarczej. Miała odegrać znaczną rolę w trzyletnim planie odbudowy w latach 1947-1949. Dopiero po 1948 roku, kiedy władza załatwiła swoje wewnętrzne sprawy - zjednoczenie partii robotniczych, czyli wchłoniecie PPS przez PPR w ramach PZPR - i przestała się czuć zagrożona przez społeczeństwo rozpoczęła się ”bitwa o handel”, gnębienie i likwidacja prawie wszelkiej prywatnej inicjatywy w gospodarce. Wszystko to działo się już po okresie opisywanym przez Grossa, czyli po latach 1945 i 1946.
Wydaje się, że autor zastosował technikę rozpuszczania. Podaje nieprawdziwy fakt w masie wielu innych, akurat prawdziwych, lecz pomieszanych faktów. Ten chwyt gmatwa istotę sprawę i czyni całość bardziej wiarygodną. Szczególnie dla czytelnika zagranicznego, zważywszy, że tekst polskiego autora z polskiej instytucji został przetłumaczony na polski przez dwóch tłumaczy. v
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka