Dziś rano umarł. Na raka, którego zdiagnozowano - zresztą nieprecyzyjnie - prawie rok temu. Konieczna się okazała operacja, którą wyznaczono za dziesięć miesięcy. Po tych dziesięciu miesiącach okazało się, że rak jest niezupełnie tam gdzie myślano, ale się poprzerzucał na prawie wszystkie organy.
Październik zeszłego roku. Oddział wielkiego szpitala. Ogłoszenie informuje, ze w roku 2007 żadne zabiegi i operacje już nie będą wykonywane. Na następny rok zapisy mają być po pierwszym grudnia. Zabiegi mają zapobiegać rakowi, lub go usuwać. Operacje już tylko usuwać. Jeszcze nie wiadomo o unijnej dyrektywie, ograniczającej pracę lekarzy do 48 godzin tygodniowo, ale o czwartej oddział zamiera. W soboty, niedziele i święta laboratoria, sale zabiegowe, aparatura badawcza - wszystko nieczynne.
Niewielki szpitalik przy prywatnej przychodni. Dziesięć niewielkich pokoi i sala operacyjna. Wszystko funkcjonuje od szóstej rano do bardzo późnej nocy. Jak są pacjenci, to i w święta. Pacjenci płaca ciężkie pieniądze, niezależnie od składki zdrowotnej, którą się z nich ściąga z mocy ustawy.
Był/jest zamiar by ją sukcesywnie podnosić aż do 13 procent. Nie wiadomo czy kosztem zmniejszenia podatku na cele ogólne budżetu, czy po prostu miałoby się o te parę procent płacić więcej.
Impreza polityczna
Rząd kombinuje jak może, aby utrzymać dobrą atmosferę wokół siebie, nikogo nie zrażać, a więc unikać zdecydowanych ruchów. Ale od reformy służby zdrowia się już nie wykręci. Dziesiejszej opozycji, w czasie dwóch lat rządów udało się jakoś wykręcić, ogłosić plan Religi i zostawić ten gorący kartofel Platformie.
Platforma wie co należałoby zrobić. Wszyscy wiedzą. Lecz żeby to zrobić trzeba mieć większość w parlamencie i to taką, która będzie w stanie oddalić weto prezydenta. Może tak będzie, chociaż nie musi, po następnych wyborach prezydenckich i parlamentarnych, ale tym razem już się nie uda zwlekać.
Pan prezydent zwołuje radę gabinetową w sprawie służby zdrowia. Plus dodatni dla pana prezydenta, bo naród widzi, że głowa państwa pochyla się nad problemem, który teraz ludzi najbardziej niepokoi. Poza tym, większość ma się dobrze, więc tylko ten kryzys w służbie zdrowia.
Pan prezydent nie ma żadnego pomysłu co zrobić z tym problemem. Nie chce mu się nawet odpytać rządu, by narodowi udowodnić, że rząd do niczego i trzeba go poganiać. Nie daje się wypowiedzieć ministrowi zdrowia, przerywa, a zgłoszenia ministra finansów do zabrania głosu nie dostrzega. Posiedzenie trwa raptem tyle ile godzina lekcyjna.
Wkład Lecha Kaczyńskiego w reformę służby zdrowia ograniczył się do zapowiedzi, że zawetuje ustawę o dobrowolnych ubezpieczeniach zdrowotnych i że jest przeciw prywatyzacji szpitali. Czyli; sam niczego nie zaproponuję, lecz propozycje innych zatrzyma. Efekt propagandowy dla prezydenta chyba żaden, ale to już jego i PiS - u zmartwienie.
Jeśli oszacować wszystkie wydatki na ochronę zdrowia, również prywatne; legalne i nieoficjalne to wyjdzie bodajże ponad 600 dolarów na głowę rocznie. Tyle ile wydawano w krajach Europy zachodniej, gdy znajdowały się one na takim poziomie zamożności jak my obecnie. Czyli jakieś czterdzieści lat temu. Ale wtedy nie było USG, tomografii komputerowej, rezonansu magnetycznego, laserowej techniki operacyjne i większości obecnych leków. Było o wiele taniej. Za te pieniądze, które społeczeństwo wydaje na medycynę nie może liczyć na sprawną i wydajną służbę zdrowia. Trzeba dopłacić, lecz kto ma płacić i jak ?
Płacić i wymagać
Zasada jest prosta. Prawie wszystkie szpitale, przychodnie, gabinety powinny być prywatne, czy szerzej, działać na zdrowych handlowych zasadach. Sprzedawać usługi na konkurencyjnym rynku, tak żeby się im opłaciło. Na dobrym poziomie i nie za drogo. A specyfika branży wymaga surowego przestrzegania standardów, czyli kontroli ze strony władzy. Co nie czyni biznesu tańszym.
Pacjent może płacić indywidualnie, lecz powinien być ubezpieczony. Można zachować jakaś obowiązkową składkę zdrowotną, ale płaconą wybranemu ubezpieczycielowi. Plus dodatkowe pienniądze za dodatkowe uslugi.Tu też musi być konkurencja.
To prawda, że koszty własne tego systemu mogą być wyższe niż koszty jednolitego aparatu NFZ, ale podobny argument wysuwano ongiś w obronie jednego dla wszystkich ubezpieczyciela - PZU, jednego dla wszystkich banku - PKO. Na tym polega frajda monopolu, że może mieć obojętnie jakie koszty, lecz pozbawiony konkurencji może dyktować cenę i nie troszczyć się o jakość towaru albo usługi.
Ubezpieczyciel od zdrowia określa polisę na podstawie wieku klienta, jego stanu zdrowia, trybu życia itp. Powstaje pytanie; jak ubezpieczyć starych, chorych i biednych ? Na tych samych zasadach, ale do biednych musi dopłacić państwo, lub samorząd. Dopłacić w ramach jakiegoś podstawowego koszyka, który jednak musi zapewnić podstawowe sposoby ratowania życia i zdrowia.
Można przewidzieć, że nawet przy dużej efektywności placówek ochrony zdrowia i szczelności systemu, będzie to w sumie kosztowało więcej niż się dzisiaj wydaje. Jeśli jednak będzie działało sprawnie, spoleczenstwo zaaprobuje te koszty w postaci zwiększonej składki lub innej formy podatku, cz droższych plis dla tych, których na nie stać.
Ale system ten przewiduje nie tylko dopływ większych środków publicznych lecz również prywatnych. I powstanie takiego systemu chce zawetować prezydent. Argument ? Podzieli to pacjentów na bogatych, dobrze obsłużonych i biednych, zaniedbywanych.
Taki podział to mamy właśnie obecnie. Ci co mogą, niekoniecznie bogacze, korzystają z prywatnej medycyny, a biedni czekają miesiącami i dłużej na marną nieraz usługę. I jeszcze dopłacają na lewo. W systemie, który się prezydentowi nie podoba, zarówno placówce medycznej, jak i ubezpieczycielowi powinno być wszystko jedno kto jest leczony i przez kogo jest opłacana polisa. Ale biedni, chorzy i starzy boja się tego systemu i są dodatkowo straszeni przez polityków, którzy na tym strachu budują sobie poparcie.
P.S. Temu straszeniu służy kampania antylekarska, której wykwitem jest sprawa doktora Garlickiego. Ostatnie rewelacje, czyli nagrania rozmów, znane wcześniej prokuraturze i sądowi, który uchylił areszt i niemieckiemu rzeczoznawcy, pokazują, że lekarze miewają wątpliwości co do swych diagnoz i boja się, że popełnili błąd, że nie przedłużają męczącej agonii, co zgodne jest m.in. ze stanowiskiem Kościoła i przykładem danym przez Jana Pawła II i że nie są delikatni, by nie powiedzieć że są brutalni w rozmowach między sobą. Od tego do zabicia pacjenta, który się rzekomo nie oplacił jest jednak jeszcze bardzo daleko.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka