Dziwiłem się, widząc w telewizji górali protestujących przeciw inwestycji mającej usprawnić koszmarny dojazd do Zakopanego przez Poronin. Nie pasowało mi to do mojej znajomości tego terenu i jego mieszkańców. W najkoszmarniejszych latach socjalistycznej gospodarki planowo-nakazowej przebijały się tam elementarne zachowania rynkowe, tworząc jakąś reliktową enklawę rynku. Nie zgłupieli przecież górale pod koniec drugiej dekady niepodległości !
Pamiętam, jak w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, przejęty swoją odwagą i sprawnością wchodziłem - od Gąsienicowej - na Zawrat i - Orlą Percią - na Krzyżne, by tam zobaczyć stare góralki w serdakach, kwiecistych spódnicach i kierpcach, z wniesionym przez siebie stoleczkami i wqielkimi koszami, w których czekały na turystów kubki z poziomkami w śmietanie.
Głowy do interesów
Nie wolno było chodzić po Czerwonych Wierchach, Świnicy, Mieguszowieckich. Nawet Morskiego Oka nie wolno było obejść dookoła, o wejściu na Rysy nawet nie wspominająć. WOP nie gonił, lecz strzelał, jako że wTatrach służyli w nim chłopcy z nizin, bojący się gór. A mimo to, jeśli na słowackiej stronie było czasem coś czego nie było u nas, albo było tam tańsze, to zawsze było do kupienia w Zakopanem.
Już dawno świeciła pierwsza - i następne - gwiazda w Wigilię, czy wszyscy zdążyli się już upić w Sylwestra, a u górali - drogo, bo drogo, skromnie, bo skromnie - zawsze można było liczyć na nocleg. I nie było tak, żeby się nie znalazło coś do zjedzenia i do wypicia. Jak ktoś z nich miał konia, to podwiózł. Na każdym kroku można było bezpiecznie zostawić narty czy plecak. Za grosze, bo region jeszcze dość długo był biedny.
Przez pokolenia nie bardzo mógł wyżywić swoich mieszkańców. I dlatego zostali wolnymi ludźmi, bo dziedzic nie ściągnął by z nich jakiejś wartości dodatkowej, ale też nie wspomógłby w biedzie, do czego feudał bywał zobowiązany. By przetrwać musieli być zaradni, liczyć na siebie czy na swe klany, które przetrwały do dzisiaj.
Kiedy więc zobaczyłem, protestującą przed kamerą, zaprzyjaźnioną gaździnę z Poronina, osobę wielce przedsiębiorczą, zrozumiałem, ze musi mieć ona realny interes w tym, by pod jej pensjonatem raczej już stały w ogonku samochody czekające na podniesie szlabanu kilkaset metrów dalej niż żeby powstały nowoczesne rozwiązania komunikacyjne.
Postęp może szkodzić
Dwie szerokie jezdnie, rodzielone pasem zieleni, po bokach ekrany, skrzyżowania wielopoziomowe, ślimaki, długie podjazdy na estakadach. Takie są standardy nie do ominięcia. I to wszystko ma zastąpić wąska zakopiankę, przeciskającą się przez Szaflary, Biały Dunajec i Poronin, w którym jest skręt - przez tor kolejowy - Na Bukowinę Tatrzańską i Łysą Polanę. Dalej zakopianka staje się ulicą na przedmieściu Zakopanego, bo przerwy w zabudowie tam nie ma.
Teren ten żyje z turystyki, której zakopianka przeszkadza, ale i służy. Zdejmuje z niej część ruchu i używa ją do ruchu lokalnego. Zakopiankę może od biedy przeciąć kulig, czy pieszy pogrzeb za furmanką. Wielka, nowoczesna arteria oznacza wyburzenie dwustu obejść i degradację większości pozostałych. Domy stoją ciasno, lecz budowniczowie tak kombinują, by jakiś fragment, jak nie Tatr, to mniejszych górek był z nich widoczny. A teraz wsie mają zostanć poszatkowane, komunikacja wewnątrz nich szalenie trudna, a dla wielu domów dominującym elementem krajobrazu staną się elementy trasy.
Autostrada, czy droga ekspresowa zawsze jest obciążeniem i utrudnieniem dla terenów, które przecina, lecz jednocześnie jest inwestycją gospodarczą, wzbogacającą je. Grunty nabierają wartości, powstają obiekty przynoszące dochód. Na Podhalu natomiast ta inwestycja rozwala wysoce efektywną gospodarkę, zakłóca życie zwartej społeczności i prawdopodobnie zawęża bazę turystyczną na tym terenie. Taka jest opinia, chyba zasadna, większości miejscowych, którym udało się na razie odwlec decyzję o podjeciu budowy. Maja za sobą cztery lata niepewności i szarpaniny i to jeszcze nie koniec.
A po co komu ta inwestsycja, jaka może być alternatywa, bo jakaś być musi, o tym w następnym odcinku, bo ten mi się już dłuży.
Jeszcze tylko przewrotna analogia z via Rospuda. Otóż mieszkańcy Augustowa domagają się jak najszybszego - niechby i przez dolinę Rospudy - wyprowadzenia tirów z miasta. Nie godzą się na żadne usprawnienie przejazdu przez ich ulice, czego się domagają Podhalanie. Co by powiedzieli Augustowianie gdyby im zafundowano rozbudowaną przelotową trasę szybkiego ruchu przez Augustów ? Coś takiego co wpycha się Podhalanom.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka