Nie jest na sto procent pewne, że Putin będzie nadal rządził Rosją. Ale ktokolwiek będzie - musimy się z nią dogadywać. Byle nie kosztem Ukrainy !
Niejaki Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili zajmował stanowisko STALINA i nikogo nie obchodziły jego zmienne tytuły. Był, owszem, szefem PARTII, przy której Jedinja Rossija to zbieranina ad hoc, a czy WÓDZ stał lub nie stał na czele rządu, czy kierował jakimś resortem, czy miał dodatkowe oficjalne tytuły; nie było ważne. Generalissimus ? Kto to jeszcze pamięta. Putinowi bardzo do takiej pozycji daleko.
Władcy odchodzą, przychodzą, zostają...
Schemat już znamy; Putin namaszcza Miedwiediewa, Miedwiediew robi Putina premierem, obywatele Federacji nie mają się czym podniecać. Ale przecież i Jelcyn i Putin zmieniali premierów jak służących. Zobowiązania, dług wdzięczności, lojalność ? Na szczytach władzy przestrzega się tych zasad, jeśli się to kalkuluje. Co zrobi nowy prezydent kiedy poczuje, że dysponuje prerogatywami jakich nie ma żaden number one w demokratycznym świecie ? Wobec kogo będą lojalni członkowie kremlowskiej kamaryli, oligarchowie, ludzie aparatu ? Na pewno znajda się tacy, którzy przy okazji zmiany władzy zechcą poprawić swoja pozycję kosztem konkurentów.
Żeby zachować władzę, Putin - póki ją ma - musiałby jeszcze zmienić konstytucję. Przekazać realną władzę premierowi i to taką jaką ma kanclerz RFN i premier Zjednoczonego Królestwa, a prezydentowi zostawić funkcję jaką spełniał Przewodniczący Prezydium Rady Najwyższej ZSRR; ordery, ułaskawienia, przecinanie wstęgi. Ponieważ jednak nie można narodu pozbawiać możliwości bezpośredniego wyboru prezydenta, to trzeba by i premierowi zapewnić równorzędną legitymację. Głosowałoby się jak w USA na ”ticket”, na którym są dwa nazwiska, ale w Rosji byłoby ważniejsze to drugie.
Może być tak, może być inaczej... Nikt mi nie płaci za doradzanie Kremlowi. Mają swoich, a nie wykluczam, że Putin się miota i sam jeszcze nie wybrał wariantu. On dobrze wie co to znaczy władza jednostki i czym ryzykuje. Poza tym, taki czy inny doraźny manewr konstytucyjny zrobi w świecie niewiele lepsze wrażenie niż uchwalenie, po prostu, że może zostać prezydentem na kolejna kadencję. Zwłaszcza gdy się to nie udało Chavezowi.
Od czasu Ruryka, legendarnego założyciela Rusi, przyzwyczaiła się ona, że rządzi nią jeden kniaź, car, cesarz, szef rządu lub partii, prezydent. A jednego człowieka łatwo jest zamienić na innego, co potwierdza historia od czasów wielkiej smuty do Gorbaczowa. Fakt, że po XX Zjeździe już nie mordują. Może więc wierchuszka dojść do wniosku, że prościej uznać za pana Miedwiediewa i coś przy okazji wytargować, niż gimnastykować się władzą w dwóch osobach.
Nasza życzliwa bezstronność
Nie tylko w polskim interesie jest, żeby ta zmiana się dokonała szybko i sprawnie. Tak jak to było przy zastąpieniu Jelcyna przez Putina. Niewiele zarobimy na bajzlu jaki towarzyszył upadkowi ZSRR, choć się per saldo opłaciło. (To był, wbrew opinii Putina, największy chyba sukces ludzkości po zakończeniu drugiej wojny światowej.) Jeśli jednak teraz rozgorzeje w Rosji walka o władzę, to można się spodziewać, że będą tam w użyciu idee imperialne, szowinistyczne. Zaś po zakończeniu jakiejkolwiek operacji raczej nie czeka nas zwrot w polityce rosyjskiej, lecz nowa władza będzie się starała poprawić reputację kraju, mocno nadszarpniętą w ostatnim czasie.
Tak czy inaczej, nie mamy wpływu na to co się tam dzieje i nie powinniśmy podejmować prób jakiegoś mieszania się. Hetman Żółkiewski próbował ze zmiennym szczęściem i chwatit. Niezależnie od tego kto opanuje sytuację, pozostaną nasze interesy w stosunkach polsko - rosyjskich.
Przede wszystkim - energetyka. Nie ma co czekać na baryłkę czystej arabskiej ropy znowu po 17, teraz już marnych, dolców i na ruskich sprzedających swoją, zasiarczoną za parę kopiejek, plus gaz za skolko ugodno. Alternatywne źródła swoją drogą, ale z Rosją trzeba się dogadywać teraz. W ramach wspólnej polityki energetycznej Unii.
A jeśli chcemy by UE w tej sprawie, i w innych, mówiła z Rosja jednym głosem, powinniśmy dbać o dobre stosunki i w Unii i w miarę możności z Federacją Rosyjską. Nie możemy pozwolić, aby nas wmanewrowano na pozycję wroga Rosji - co robił ostatnio Kreml - bo to czyni nas mało wiarygodnymi. Dlatego też pierwsze, nieobowiązujące gesty naszej nowej koalicji zmniejszają napięcie, którym Rosja też jest już nieco zmęczona i ułatwią porozumienie, gdy tam się już wszystko przewali.
Haj żywe samostijna
Przyzwoite stosunki z Rosją są wiele warte, lecz ceną nie może być osłabienie naszych związków z Ukrainą. Gdyby kiedykolwiek, w nie dającej się dziś przewidzieć przyszłości, imperialna polityka Rosji w Europie miała przejść ze sfery werbalno - ekonomicznej do bardziej aktywnych działań, to niepodległa Ukraina stanowi mocny atut naszego bezpieczeństwa.
A niepodległa już pozostanie. Każdy poważny polityk na Ukrainie woli walczyć o władzę nad suwerennym krajem. Dotyczy to oczywiście również ambitnego Wiktora Janukowycza. Podział na ”ukraiński” zachód i ”rosyjski” wschód tego kraju zaczyna się już zacierać. Sytuacja jest delikatna, bo żaden poważny polityk ukraiński, w tym nawet prozachodni pomarańczowi, nie chce być antyrosyjski. Podobnie Polska, popierając gdzie tylko można Ukrainę, nie powinna judzić przeciwko Rosji. Można tutaj dostrzegać sprzeczność, lecz w polityce rzadko występuje pełna harmonia interesów.
W tej sytuacji zastanawia nieco to co mówi Richard Pipes, autor ”Rosji carów”, ”Rosji bolszewików”, ”Rewolucji Rosyjskiej”. W 1988 roku miałem możność odwiedzić go w jego domu w Bostonie. Powiedzieć, ze zajmował bardzo ostre stanowisko wobec sowieckiej Rosji to mało. W dziesięć lat później, na spotkaniu w Warszawie, po zapowiedzi: ”Nie bójcie się, i tak was przyjmą do NATO” oświadczył, że on jest przeciw. Żeby niepotrzebnie nie drażnić Rosji, już nie sowieckiej.
Teraz uważa, że aby niepotrzebnie nie drażnić Rosji, nie należy lansować przyjęcia do NATO Ukrainy. W Unii może ona być, bo Rosja by wołała mieć unijny kraj koło siebie, ale wrogi Pakt Atlantycki na terenie, który ciągle uważa za swój jest dla niej ambicjonalnie nie do przyjęcia. Przypomina dziedzica, który musi się godzić, ze chłopstwo nie wychodzi na pańszczyznę, nie odrabia szarwarków, ale powinno przynajmniej zdejmować czapki przed panem.
Rosjan możemy rozumieć, bo polska pamięć historyczna mieści w sobie ból tracenia Ukrainy. Ambicje Wielkorusów warto szanować bo to pomaga w stosunkach. Ale, powtarzam, nie kosztem czegokolwiek co osłabia pozycję Ukrainy względem Rosji. Bajzel polityczny na Ukrainie może irytować, ale wystarczy porównać to z przewidywalnością wyborów rosyjskich by zrozumieć komu dziś bliżej do demokratycznych standardów.
Osiągnięcie ich przez Ukrainę w stopniu uzasadniającym jej przyjęcie do NATO i UE, to jeszcze daleka droga. Ale warto w europejskich i atlantyckich gremiach walczyć o otwarcie mobilizującej perspektywy. I to jest zadanie dla Polski. A na swoim podwórku trzeba myśleć co zrobić, aby nasze wejście do strefy Schengen nie odcinało nas od Ukrainy. Nie możemy dawać wiz tylko na Polskę, ale może wprowadzić wolny ruch przygraniczny w ”pasie” , który by obejmował ... całą Polskę, z wyłączeniem stref przygranicznych z innymi krajami.
Głupie, ale pomarzyć można.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka