Najokrutniejszą ponoć formacją okrutnej Wojny Trzydziestoletniej byli lisowczycy. Ich okrucieństwo szło w parze ze sprawnością. To się warunkowało wzajemnie. W zajętej miejscowości wojacy natychmiast mordowali wszystkich, aby nie wydostała się wiadomość o ich pobycie. Lisowczykom nie wolno było grabić niczego poza złotem i drogimi kamieniami. W ten sposób nie obciążali się ciężkimi i masywnymi łupami, a rabunek per saldo okazywał się korzystniejszy.
Przypomnieli mi się lisowczycy, kiedy zaczęły się pojawiać wypowiedzi, że wojsko polskie nigdy nie mordowało i nie grabiło ludności cywilnej. Więc siódemka z Afganistanu to albo niewinnie pomówieni, albo jakieś nienormalne wyrodki. To zrozumiała reakcja na coś co trudno przyjąć do wiadomości. Zaskoczyło mnie, że znakomity historyk, profesor Henryk Samsonowicz też napisał, że w nowożytnej historii nasi nigdy czegoś takiego nie robili.
Czy służba lisowczyków u Samozwańca lub potem u cesarza to już czasy nowożytne ? A wojny kozackie, o których obustronnym okrucieństwie, wręcz bestialstwie, pisał przecież Sienkiewicz ? A hajdamaczyzna wiek później, opisana przez Kitowicza ?
Z napoleońskiej epopei w Hiszpanii wolimy pamiętać o dwustu szwoleżerach zdobywających wąwóz Somosierry, a nie o lansjerach generała Konopki, którym nadano nazwę piekielnych pikadorów, czy o wyczynach polskich żołnierzy w Saragossie, opisanych przez Żeromskiego. A już w XX wieku, w pamiętnym 1920 roku, polscy żołnierze na Ukrainie pacyfikowali ludność cywilną, urządzali pogromy żydowskie.
Tak wojowano na przestrzeni dziejów i polskie wojsko nie odbiegało od standardów w tym względzie. Zabijano, gwałcono, palono i rabowano. Dowództwo albo wydawało swemu wojsku miasto lub teren na łup, albo nie było w stanie przeszkodzić okrucieństwu podwładnych. Mało kto wie, że przed szturmem i rzezią Pragi w 1794 roku feldmarszałek Suworow przykazał, żołnierzom, aby do domów nie wchodzić, ludność oszczędzać, a jeńców brać żywcem. Nic nie wiadomo, czy potem kogoś ukarał. Skądinąd jego ludzie wiedzieli, że w kwietniu powstańcy w Warszawie, prawda, że na lewym brzegu, wybili rosyjski garnizon, bo podobnie, jak wcześniej kosynierzy pod Racławicami, nie wiedzieli, co znaczy okrzyk ”pardon ! ”, co sołdaci mieli opanowane.
Starożytni władcy Asyrii czy Babilonu wręcz chwalili się swoimi podbojami i z dumą wypisywali na kamiennych tablicach ile to ludzi wbili na pal, ile zmienili w niewolników, jakie miasta spalili, ile bydła i innego dobra zgarnęli. Wolno bo wolno, ale zmieniało się podejście do wojen. Fakt, ze praktyka nigdy nie nadążała. Jeszcze sto lat temu cywilizowane skądinąd kraje uważały wojnę za uprawnione narzędzie polityki. Starano się jednak ograniczać jej bezpośrednie działania do bezpośrednio walczących. Konwencje, Haska i Genewska jakoś cywilizowały wojny, starając się chronić ludność cywilną. Niezbyt to wyszło w pierwszej światowej, a już zupełnie zawiodło w drugiej.
Na tym tle ostatnie interwencje Ameryki i jej sojuszników są - jakby to paradoksalnie nie brzmiało - względnie humanitarne. Interwencje w Iraku i w Afganistanie podejmuje się z myślą o dobru miejscowej ludności. Nie zawsze to wychodzi w praktyce, ale z góry wyklucza taktykę spalonej ziemi. A nowoczesna technika wojskowa umożliwia precyzyjne wymierzanie ciosów. Zaś wymiar sprawiedliwości, również w Polsce, reaguje na naruszenia tych zasad.
Przykro to stwierdzać, ale w stosunku do ludności cywilnej całkowicie humanitarne prowadzenie wojny wydaje się tak samo nie do zrealizowania jak ruch samochodowy bez wypadków. A czy w ogóle należy podejmować działania zbrojne ? Sądzę, że nie da się tego uniknąć, ale to inna sprawa. Skuteczna interwencja zbrojna w takim Darfurze na pewno pociągnie za sobą ofiary, lecz chyba mniejsze niż brak interwencji.
No i końcowa uwaga, to że cywilnych ofiar w trakcie ekspedycji, w których uczestniczymy, jest stosunkowo niewiele, nie jest dla nich żadną, ale to żadną pociechą.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka