Miło i pożytecznie jest dzień święty święcić, ale ktoś musi pracować, aby święcić mógł ktoś. Nowoczesna cywilizacja to maszyneria, która pracuje na okrągło. Zresztą i na tradycyjnej wsi trzeba było w świątek i piątek obrządzić inwentarz, a jak groził deszcz, to się sprzątało z pola nawet w niedzielę. Gdy trzeba było w szabas ratować życie, to nawet pobożni Żydzi podejmowali działania. Wiedzieli też jak pogodzić szabas również z podróżą w interesach.
Chrześcijaństwo i Islam rozpowszechniły wśród całej cywilizowanej ludzkości wynalazek siedmiodniowego tygodnia z uświęconym dniem wypoczynku, a rozwój cywilizacji coraz bardziej zakłóca ten rytm. W coraz większej ilości krajów rozpowszechnia się weekend, czyli dwa wolne dni, który w wyjazdowej kulturze zaczyna się już w piątek po południu.
Skróceniu wymiaru pracy towarzyszy przy tym coraz większa konieczność zachowania jej ciągłości. W produkcji wymusza to proces technologiczny - pewnych procesów nie można zatrzymać - lecz w coraz większym stopniu owa ciągłość obejmuje bardzo szeroko rozumiane usługi. Przy czym zwiększanie się czasu wolnego pociąga za sobą coraz większe zapotrzebowanie na usługi - w tym handel - dla tych, którzy akurat nie pracują. A ciągle jeszcze najwięcej odpoczywa w niedziele. Być może kiedyś ten trend się odwróci, ale na razie się na to nie zanosi, chociaż czynione są próby. Dziś właśnie jesteśmy świadkami jednej z nich. Pracownicy etatowi w handlu muszą mieć wolne. Pierwszy listopada 2007 roku to pierwsze święto, w które obowiązuje odpowiednia ustawa.
Co kraj to obyczaj. Z tego, że w Niemczech handel nie pracuje w niedziele, a w USA wielkie obiekty handlowe zamyka się tylko w Dzień Dziękczynienia wynika tylko tyle, że nowoczesna gospodarka jest dość elastyczna. W Niemczech i innych starych krajach jest to stan odziedziczony po dawnych czasach. USA okazały się bardziej dynamiczne. Nie trzeba dodawać, że system - powiedzmy - amerykański jest wydajniejszy, między innym dzięki temu. Ale i tu i tam odmienne sposoby handlowania mieszczą się w rozwiniętej gospodarce rynkowej i są akceptowane społecznie.
Polska ekonomicznie jest bardzo młoda. Wyzwolona z okowów realnego socjalizmu, gospodarka urynkowiła się żywiołowo na elementarnym poziomie. Zaczęło się od handlowanie czym się dało, gdzie się dało i kiedy się dało. Tego żywiołowego handlu do dziś nie udało się całkowicie uregulować. Śmieci, szpeci, zakłóca, ale klient jest panem. Nic dziwnego, że wielkie sieci, wchodzące z wielkimi obiektami przysposobiły się do tych warunków. I mamy co mamy; handel w świątek i piątek ku uciesze i wygodzie klientów. A w gospodarce rynkowej to klient stanowi spiritus movens gospodarki.
Splot uprzedzeń, fobii, partykularnych interesów i hipokryzji stoi za próbami swoistej ”bitwy o handel ”, już bez Hilarego Minca. Aż się nie chce tego po raz setny rozsądzać. Można powiedzieć, że te dwanaście dni bez handlu zamiast wszystkich niedziel, to mały krok, ale w niedobrym kierunku. W dodatku nasi prawodawcy nawet zaszkodzić konsekwentnie nie potrafią. Zapomnieli o aptekach i stacjach benzynowych. Trzeba naginać przepisy by mogły dziś funkcjonować. Pracujący na umowach zleceniach mogą pracować. Bo nie jest zakazany handel w te dni lecz praca w handlu na podstawie umowy o pracę. Ustawę zapewne unieważni Trybunał Konstytucyjny.
Kwestia tych dwunastu dni nie przesadza niczego w gospodarce, szkodzi jej, ale w umiarkowanym stopniu. Tylko po co ? Jeśli sprzedawca; straganiarz czy wielka sieć handlowa, chce coś sprzedać, a klient chce to kupić, to mają do tego prawo. Jak i do tego, żeby dokonać transakcji na dogodnych dla siebie warunkach. Nie powinno być sprawą władzy ingerowanie w te warunki, poza kwestiami szeroko rozumianego bezpieczeństwa. Żeby TO nie truło, żeby prąd nie poraził, dach się nie zawalił i tak dalej. Czy to zakłóca powagę świętego dnia każdy rozstrzyga w swoim imieniu. Państwo nie jest od tego. ”Nie jestem królem waszych sumień” - powiedział Zygmunt August, co prawda przy nieco innej okazji.
Pozostaje sprawa pracowników. Wiadomo każdy by chciał mieć fajrant. Związek zawodowy, jak zawsze, jest za tym, aby pracować mniej. Ale kto się zastanawia czy skracanie czasu pracy nie oznacza zmniejszenia dochodowości, zagrożenia dla stanu zatrudnienia i wysokości zarobków ? A poza tym praca w handlu nie jest obowiązkowa. Nie ma już nakazów pracy. Można szukać pracy bez pracujących niedziel. Brzmi to cynicznie I brutalnie ? Życie bywa brutalne, niestety.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka