- Co robicie, gazdo, gdy macie czas ?
- Siedze i myśle.
A jak nie macie ?
- Ino siedze.
- Będę pracował tylko z ministrami i tylko w najważniejszych sprawach - taką notatkę napisał Piłsudski, kiedy zostawał premierem RP. Rezerwował sobie czas na stawianie pasjansa, picie herbaty i myślenie o Rzeczpospolitej. Rząd pracował. Państwo funkcjonowało. Ministrowie robili co do nich należało, starając się, by Komendant nie wezwał ich na dywanik.
Ten styl przenosił się w dół. Na ósmą czy dziewiątą mieli zjawiać się w urzędach referenci. Potem; im wyższa zwierzchność tym później. Sekretarze stanu pojawiali się ponoć koło południa, by odsłuchać meldunków i udać się na obiad z kimś równie ważnym. A w ulubionym wojsku Marszałka dowódca kompanii prowadził zajęcia, które do niego należały, ale nie szwendał się po koszarach, nie sprawdzał czy mundury są prawidłowo złożone w kostkę i nie zaglądał pod światło w lufy, by wypatrywać w nich wżery. Od tego miał podoficerów. Natomiast za moich kilkukrotnych bytnościach pod sztandarami LWP (moja karta musiała leżeć na wierzchu w RKU czy WKR) dowódcy kompanii kręcili się od pobudki do capstrzyku, niekiedy wpadając i w nocy. Bali się, że coś będzie nie tak, że podoficerowie nie dopilnują, a wyższe naczalstwo spyta, a gdzie pan wtedy był, kapitanie ? (”Obywatel” był w użyciu tylko na uroczystych odprawach, a ”towarzysz” gdzieś tam na wyższych szczeblach.
Czy gdybym został szefem rządu - zastanawiałem się - miałbym odwagę sporządzić taka notatkę jak Piłsudski i konsekwentnie się do niej stosować. Przez 49 lat pracy w dziennikarstwie starałem się być żurnalistą piszącym i na ogół mi się udawało. Ale też kilkakrotnie, w różnych miejscach i na różnych stanowiskach kierowałem ludźmi i materiałami. Jednego tylko miałem kolegę, który w tygodniku punktualnie o trzeciej kończył pracę. - Gdybym nie dążył zrobić tego co mam do zrobienia, to bym uznał, że nie nadaje się do tej pracy - mawiał.
Ja starałem się nie przemęczać, nie robić roboty za innych, ale mi się nie udawało. Taka jest chyba u nas, w PRL i po PRL -kultura pracy - myślałem. Kiedyś narzucił ja Stalin, który sprawował rządy, ucztując na daczy ze swoja wierchuszką do trzeciej w nocy. Mógł zadzwonić do kogoś, aby się o coś zapytać, czy wydać rozporządzenie.
Więc cały aparat partyjny, państwowy, policyjny, od ministrów do ostatnich kancelistów warował po nocach, by wódz nie usłyszał o kimś, że właśnie śpi. A rano, kiedy Stalin odsypiał, personel musiał już być na posterunkach. Najgorzej mieli na wschodnich rubieżach ZSRR, gdzie był już dawno dzień kiedy pod Moskwą kończono pijacką sesję. Chruszczow, kiedy uzyskał pełnię władzy zakazał przebywania w biurach po godzinach pracy, ale nawyk pozostał, zwłasczą, że Chruszczow panował krótko.
Nadeszły nowe czasy. Demokracja i rynek. Zainstalowały się u nas zachodnie korporacje z ich kulturą pracy, której głównym wyróżnikiem stało się nie mniej niż szesnaście godzin pracy. Im wyższe stanowisko, w biznesie i państwie, tym dłużej. A kiedyś przeczytałem esej na ten temat, w którym odwoływano się do Bismarcka. Premier Prus i kanclerz Cesarstwa, polityk niezwykle aktywny w Niemczech i w Europie, potrafił nagle wyjechać z Berlina i zaszyć się na jakiś czas w swoim majątku w Prusach Wschodnich. Sprawy czekały na jego powrót i nic się nie działo. W tym czasie elita władzy i pieniądza nazywana była leisure class, klasa próżniaczą. Wolny czas był przywilejem i wyróżnikiem wysokiej pozycji społecznej. Dziś nie do pomyślenia.
Skąd taka zmiana ? Nie znalazłem odpowiedzi we wspomnianym eseju. Mam jakiś pogląd w tej sprawie, lecz się z n im nie zgadzam do końca. Może - myślę - to uboczny skutek rozwiniętej komunikacji. Do majątku Bismarcka depeszę dowoził kurier z miejsca dokad dochodził telegraf. A kanclerz mógł akurat być na wielogodzinnym polowaniu, lub zapaść się w majątku któregoś sąsiada. Teraz im kto ważniejszy tym szybciej informowany. Na przykład przez telefon satelitarny. I to informowany nieustannie. Może więc stąd ta nerwowość ?
A wszystko to piszę po przypomnieniu, że premier Tusk będzie teraz musiał harować po kilkanaście godzin na dobę, a przecież jest z natury leniwy. Słyszałem parę anegdot na ten temat i zapewnienie, że jego lenistwo to tylko takie wrażenie, a tak naprawdę... I zwróciłem uwagę na to co pisał Kazimierz Marcinkiewicz o rozmowach z prezydentem Lechem Kaczyńskim, który powtarzał, że jego brat Jarosław powinien zostać premierem. Tyle, że: ”... nie mógłby pracować po kilkanaście godzin jak ty”. Jeśli więc kończący właśnie swą misję premier nie pracował jak automat, to trochę poprawiam moją o nim opinię.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka