Kaczyńscy zarobią, Polska nie straci

Prezydent Sarkozy i kanclerz Merkel doskonale wiedzą, ze 21 października w Polsce są wybory i że przyjmując  przed nimi prezydenta Kaczyńskiego, zwiększają szanse Prawa i Sprawiedliwości. Nie mają wielkiego interesu w utwierdzeniu władzy PiS, a pani kanclerz zapewne wolałaby bardziej proeuropejską ekipę, ale oboje mają interes w uchwaleni unijnego traktatu.

Faktyczne poparcie PiS nie wydaje się im ceną wygórowaną za nasz brak sprzeciwu. Wylewny Sarko nawet publicznie obcałowuje nam prezydenta, tak jak wcześniej obcałowywał Angelę Merkel. Lech przywozi bratu Jarosławowi wyraźne ocieplenie w stosunkach z Paryżem i Berlinem i jakieś niesprecyzowane, jak zawsze, poparcie w sprawie Joaniny. W tej sytuacji możemy zgodzić się na traktat i sprzedać to jako nasz sukces. Pokazać, że gdy ”wstaliśmy z kolan” to coś osiągamy. 

Sama ta Joanina jest wciąż dwuznaczna. Raczej nie wejdzie do traktatu, ale jakieś zabezpieczenie winna uzyskać. Nie wiadomo, co na tym Polska zyska, a co może stracić. Nie mam na myśli irytacji naszych partnerów w UE. Czy nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której będzie nam zależało na jakiejś unijnej decyzji; w sprawie energetycznej, eksportu do Rosji,  czy jeszcze czegoś, a ktoś inny przyblokuje to Joaniną ? 

Generalnie cały ten zestaw wydarzeń ma więcej plusów dodatnich niż wad. Jeśli zbliżenie z dwiema czołowymi siłami UE okaże się początkiem poprawy w stosunkach, to zyska na tym Polska i Unia. Rządy przychodzą i odchodzą a Unia zostaje.  I my w niej. Nawet jeśli po wyborach ostanie się jako premier Kaczyński, to w kraju już nie będzie musiał tak ostro demonstrować swojej niechęci do integracji europejskiej. I może nie będzie. A w Unii postawa nieco bardziej koncyliacyjna może okazać się dlań wygodniejsz i efektywna.