Miesiąc temu dałbym tytuł: ”Zgiń Alitalio !”, lecz trochę już odpuściłem.
W maju wracałem z Neapolu do Warszawy przez Mediolan. Bilet był na najwcześniejszy z trzech samolotów do Mediolanu. Okazało się, że ”są spóźnienia”, których nikt nie był w stanie wyjaśnić, a w końcu miał polecieć tylko ten najpóźniejszy. To taka sztuczka gdy jest za mało pasażerów. Godziny czekania na lotnisku w Neapolu i strach czy się zdąży na przesiadkę. Prośby, by o parę minut wstrzymali odlot do Warszawy, lub żeby przynajmniej ktoś w Mediolanie szybko przeprowadził przez lotnisko zostały odrzucone; dla dwóch facetów się czegoś takiego nie robi.
W końcu o tej ostatniej godzinie leciały dwie maszyny, ale naziemna obsługa nie była w stanie ulokować nas w tym samolocie, który startował pierwszy i w Mediolanie zabrakło kilku minut. Należał się nam hotel, z transportem w obie strony oraz posiłki, ale po odsyłaniu od okienka do okienka okazało się, że autobus będzie za godzinę, do hotelu się jedzie 40 minut i rano podobne warunki powrotu. Za własne pieniądze znalazł się hotel w pobliżu.
Na obu lotniskach wyświetlane informacje miały niewiele wspólnego z rzeczywistością. Personel dawał informacje sprzeczne, albo niczego nie wiedział. Rano samolot do Warszawy długo nie mógł odlecieć. Już byliśmy na płycie, potem znów w poczekalni. Godziny biegły. A już w powietrzu steward, na dopełnienie, oblał colą jednego z nas.
To nie są problemy egzystencjalne, lecz z takich gównianych spraw składa się nasze życie. Poza tym, nasze pieniądze cały czas spełniały należycie swą rolę, w przeciwieństwie do Alitali, która je zainkasowała. Włoscy pasażerowie spytani o czym z takim przejęciem rozmawiają, odpowiadali, że o tej okropnej Alitalii, która coraz gorzej pracuje.
Ten narodowy przewoźnik w 49,9 procentach należy do państwa. To wystarczy, by 20 tysięcy pracowników czuło się funkcjonariuszami państwowymi i aby związki zawodowe zapowiedziały, że nie zgodzą się na redukcję choćby jednego etatu. By podkreślić swoja determinację, urządzono jednodniowy strajk, na szczęście, między naszym przylotem i wylotem. Nie poprawiło to zaufania do firmy i nie zmniejszyło jej zadłużenia. A kwestie to bardzo istotne, bo rząd chce Alitalię sprzedać. Początkowo zamierzał zostawić sobie 10 procent udziałów, lecz teraz gotów jest oddać wszystko, jeśli kupiec tego zażąda.
Z oferentami jest problem. Nikt nie chce dać sumy zbliżonej do wyliczonej wartości firmy. Jeden z potencjalnych nabywców chciał przejąć w niej udziały jedynie za pokrycie jej długów. Rząd kombinuje by firmy nie opanował zagraniczny kapitał. Głównie chodzi o Texas Pacific Group z USA, firmę specjalizującą się w rewitalizowaniu linii lotniczych. Niechętnie jest widziany inny zagraniczny inwestor Aerofłot. 2 lipca miały być składane oferty i przypuszcza się, że na placu została włoska grupa kapitałowa z liniami lotniczymi Air One. Ktokolwiek miejscowy kupi ten pakiet - jeśli kupi - raczej sobie nie poradzi ze związkami i firma będzie się staczać nadal.
Te szczegóły tutaj to może po to, by trochę odreagować. Lecz czy ta sprawa nas w ogóle obchodzi ? Owszem, warto wiedzieć, że mając możliwość wyboru przewoźnika lepiej omijać Alitalię. Ale przy okazji warto się zastanowić nad Lotem, naszym narodowym przewoźnikiem.
Grupa Lot przewozi coraz więcej pasażerów, lecz udział Lotu w przewozach lotniczych w Polsce spadł z 65 do 41 procent w latach 2002 -2006. Mamy starą markę, tradycyjne połączenia, sporą grupę przywiązanych klientów. I co ważne nowe, nowoczesne samoloty. Jako pierwsi w Europie będziemy latać na Boeingach 787, Dreamlinerach. To dobrze, że Lot stać na dobre samoloty, ale oszczędza na pilotach, którym płaci 4 - 5 tysięcy, podczas Ryanair, tania bądź co bądź linia, płaci im po 25 tysięcy.
Nikt nie powie, że Lot nie ma strategicznej koncepcji rozwoju. Tylko w tym roku były już cztery takie koncepcje, tylu ilu nowych prezesów. Czyli praktycznie jakby nie było żadnej. Bo w Locie Skarb Państwa ma 67 procent własności, o 67 procent za dużo !
Narodowy przewoźnik, strategiczna firma ! Łatwo się szermuje tymi hasłami i łatwowiernie je akceptuje. A sprowadza się to do jeszcze jednego łupu politycznego, jakim są spółki Skarbu Państwa. Przecież jeśli to ważne i narodowe, to przede wszystkim ma działać dobrze. Kierować się efektywnością, a nie interesem kolejnej kamaryli przy władzy, co skutkuje marną kondycją firmy.
Z udziałem Lotu w przewozach byłoby może jeszcze gorzej gdyby obcych przewoźników nie odstraszało Okęcie. Tu nową halę przylotów otwiera się i zamyka, a sala odlotów, spóźniona o dwa lata, może zacznie funkcjonować w tym roku, ale pewności nie ma. Prywatny inwestor albo by dobrał lepszych wykonawców, albo i z tego konsorcjum wycisnąłby co trzeba i kiedy trzeba. Ale Porty Lotnicze to przedsiębiorstwo państwowe. Nie odpowiada swoimi, czy akcjonariuszy pieniędzmi. To my podatnicy odpowiadamy swoja krwawicą za burdel, któremu patronuje zgorszony Fryderyk Chopin.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka