Ernest Skalski Ernest Skalski
39
BLOG

Łapsy

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 16

  Urzędowe stawki honorariów adwokackich, które obecnie rząd zamierza wprowadzić, były już za PRL. Adwokatura była kłopotliwym elementem w systemie totalitarnym. Wypadało bowiem,  żeby był to wolny zawód, więc się zachowywało jego prywatność, ograniczając ją jak można  najbardziej. Nie było prywatnych kancelarii tylko przymusowa przynależność do zespołów, z biurami, w których niekiedy klienci szeptali jak przy konfesjonałach, siedząc przy blisko ustawionych biureczkach.

No i urzędowe stawki, na poziomie nie licującym ze znaczeniem i godnością profesji. W praktyce klient i adwokat dogadywali się w sprawie realnego honorarium, płaconego z ręki do ręki, poza zespołem. Było to powszechną praktyką, o której wiem dość sporo, bo prowadziłem  życie towarzyskie z gronem znakomitych przedstawicieli palestry. 

Ograniczanie się do urzędowych stawek zmusiłoby większość  adwokatów do rezygnacji z zawodu. Ale też  taka praktyka czyniła naruszycielami prawa członków ważnego ogniwa w wymiarze sprawiedliwości. A organy ścigania każdego adwokata mogły wziąć w każdej chwili  za d.... Wystarczyło wybrać świadków z listy klientów. Byli tam przecież ludzie niezadowoleni - słusznie lub nie - ze swoich pełnomocników, klienci, którzy łamali prawo, w tym siedzący w aresztach i więzieniach. Takim zawsze można czymś zagrozić i coś obiecać. A potem adwokacji mieli postępowania dyscyplinarne, zawieszenia. 

Było, minęło ? Jak na razie, ta podła i upodlająca metoda została w ostatnich miesiącach  zastosowana wobec lekarzy publicznej służby zdrowia. 

Przez cały realny socjalizm lekarze zarabiali skandalicznie mało i dorabiali na licznych chałturach medycznych, a przede wszystkim dostawali nieformalne gratyfikacje. Podchodzili do tego różnie. Uważało się, że względnie przyzwoicie jest, jeśli lekarz  nie stawia z góry wygórowanych żądań finansowych.  

Nastąpiła transformacja. Powstało prywatne lecznictwo, rozszerzyły się możliwości pracy zagranicą, lecz żaden z rządów odrodzonej Rzeczpospolitej nie zreformował gruntownie służby zdrowia i sytuacja lekarzy w publicznych placówkach pozostawała bez zmian. Dostawali i brali, przynajmniej wielka część z nich. Świadomość tej sytuacji była powszechna i tolerancja trwała aż do niedawna. 

Skończyła się dlatego, że Centralne Biuro Antykorupcyjne,  sztandarowe przedsięwzięcie PiS-u, musiało się wykazać sukcesem. Już niebawem minie rok istnienia tej kolejnej specpolicji, a Układ nie został wykryty. Podstawowa przyczyna to ta, że  takiego Układ nie ma.  Nie ma jednej podziemnej sieci przestępczej, przeżerającej struktury państwa i jego węzły decyzyjne. Dla Feliksa Dzierżyńskiego, Andrieja Wyszynskiego czy Jakuba Bermana nieistnienie tego podmiotu nie byłoby przeszkodą, aby go wykryć, zdemaskować i zlikwidować, wraz z ludźmi. A wykrycie prawdziwych afer i powiązań korupcyjnych na wysokich szczeblach władzy, z reguły w powiązaniu z większym biznesem, wymaga wielkiej wiedzy, inteligencji, mozolnej, skrupulatnej pracy. CBA tymi walorami zdecydowanie nie dysponuje. Te afery, które już wykryto to wynik pracy organów ścigania z niesłusznych czasów rządów SLD. 

W tej sytuacji chłopcy Kamińskiego idą na łatwiznę. Lekarzy równie łatwo uziemić jak adwokatów w PRL-u. Oczywiście ich korupcja jest co najmniej naganna. Powinna być karana przez samorząd lekarski, administrację i wreszcie przez wymiar sprawiedliwości. Karana w zależności od stopnia i charakteru winy. A jeśli jakieś naganne zjawisko ma charakter systemowy, powszechny, to mądra władza nie ogranicza się do karania, lecz jednocześnie, czy nawet wcześniej, bierze się za usuwanie zła. W tym przypadku musiała by to być  zasadnicza reforma systemu, na którą żaden rząd nie jest w stanie się zdobyć. Natomiast sama walka z korupcją daje się zutylizować politycznie. 

Przegląd list pacjentów i dokumentacji lekarskiej pozwala wytypować ludzi, którzy do lekarzy mogą mieć jakąś pretensję. Dali, a bliski ich umarł. Dali, a operacja czy kuracja wyszła nie tak jakby oczekiwali. Robi się badania przesiewowe wielkiej liczby potencjalnych świadków i zawsze jakieś oskarżenie się z tego wyłuska. A potem następuje spektakl telewizyjny. Wieloosobowe komando, na czarno z wielkimi literami CBA, z bronią, kajdankami i ... kamerą, skuwa   bezbronnego człowieka. Naród ma widzieć, że sprawiedliwości staje się zadość, choć do wyroku sądowego jeszcze daleko. A po drodze narusza się tajemnicę lekarską i osobistą rzeszy przypadkowych pacjentów, łamiąc co najmniej dwie ustawy. 

Sięgnąwszy w stosunku do lekarzy po metody wypróbowane w stosunku do adwokatów, władza znowu uziemia palestrę. Ma ona swoje grzechy, z którymi nie chciała i nie mogła uporać się sama. Akcja przeciwko niej może liczyć na aplauz w  narodzie. CBA ruszy do klientów  i już wkrótce zobaczymy rzucanych na glebę mecenasów. Obrońcy dr. G., pełnomocnicy męża Barbary Blidy powinni się mieć na bacznosci.

Ogólna zasada dobrego działania polega na tym, by używać tyle środków  - i takich - co trzeba. Szturm antyterrorystów na kryjówkę uzbrojonych bandytów jest zrozumiały. Fachowi policjanci zdejmują faceta tak, że nikt postronny tego nie zauważa. Tylko pętaki w tym fachu robią wielkie widowisko przy mikrej akcji. Ale takie jest zamówienie polityczne. Władza oświadcza, że tylko dla pojmania doktora G. warto było powoływać CBA.  

Komu było warto ?  

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka