Ernest Skalski Ernest Skalski
72
BLOG

No to, na zdrowie !

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 23

Alka -Zeltzer i inne środki na katza, nie powinny być zażywane następnego dnia rano, gdy go już mamy. Poskutkują, jeśli się je zażyje zaraz po spożyciu alkoholu, popijając wielką ilością wody. 

Tę informację uzyskałem od prezesa wielkiej spółki produkującej mocne alkohole i sądzę, że w Święta może być ona jak najbardziej na czasie. Przerywam więc na chwilę rozważania około lustracyjne, by zająć się innym tematem. Nie politycznym, ale związanym z polityką. 

Otóż jednym ze zbawiennych skutków transformacji ustrojowej jest odejście od quasi propinacyjnego systemu podaży i spożycia alkoholu w PRL i powrót do systemu rynkowo-fiskalnego. Tym, którzy już zapomnieli przypomnę czym, z grubsza, była propinacja w feudalnej Rzeczpospolitej. 

Feudalna własność na ziemię oznaczała wyłączne prawo na wszelką działalność gospodarczą na jej terenie i na prawne podporządkowanie mieszkańców. Chłopi, żyjący na ziemi pana musieli dlań za  to pracować - pańszczyzna - bądź się opłacać - obrok - a, przypisani do ziemi, nie mieli prawa jej opuszczać. Ciążyły też na nich inne serwituty, wśród których najważniejszy był przymus kupowania produkowanego przez pana alkoholu.  Wcześniej piwa, a potem gorzałki. Warzeniem czy pędzeniem i wyszynkiem zajmował się na pańskiej, dziś byśmy powiedzieli koncesji, arendarz. Przeważnie Żyd, na którego łatwo było skierować gniew.

To była propinacja, która z latami stawała się coraz ważniejszym elementem gospodarki folwarcznej. A poddany w coraz większym stopniu pracował dla pana za wódkę. Na przełomie XVIII i XIX wieku chłopstwo było rozpite i w dużym stopniu zdegenerowane.  Doszło do tego, że w Królestwie Kongresowym Mikołaj I, zaniepokojony coraz gorszym stanem rekruta, zaczął prowadzić państwową politykę antyalkoholową. 

Jeśli chwilę pomyśleć, to łatwo się dojdzie do wniosku, że PRL to był taki folwark na skalę całego kraju. Prawie wszystko należało do władzy, prawie wszyscy pracowali dla władzy, która była i prawodawcą i pracodawcą i ... producentem alkoholu. (Rolnicy zachowali własność ziemi, lecz polityka rolna wplatała w gospodarkę państwową; dostawy obowiązkowe, a potem skup po państwowych cenach, faktyczne przydziały nawozów, materiałów siewnych, budowlanych, narzędzi.) 

Spożycie alkoholu nie było już przymusowe, lecz system sprzyjał piciu, choć oficjalnie było coś w rodzaju polityki antyalkoholowej. Gdyby jednak radykalnie zmniejszyło się spożycie, nie byłoby czym pokryć podaży pustego pieniądza na rynek. Coś trzeba było ludziom płacić za racę i  szybko wyciągać część tych pieniędzy z rynku, dostarczając nań wódkę. 

”Jeśli wódka przeszkadza ci pracować, rzuć  pracę !” Taki slogan widniał niekiedy w przedwojennych knajpach, ale wszyscy wiedzieli, że to jest żart. Praca w II Rzeczpospolitej była wartością, której współcześni nie są sobie w stanie wyobrazić. Nawet przy 19 - procentowym bezrobociu rok-dwa lata temu. Przed wojną spożycie mocnych alkoholi, w przeliczeniu na spirytus 100-procentowy, wynosiło  więc 1,3 litra  na głowę, a wcześniej, w czasie Wielkiego Kryzysu nawet mniej. 

Wojna i niemiecka okupacja, podczas  której często płacono wódką, rozpiły kraj. Po wojnie w roku 1950   pito więc 2,3 litra, w takim samym przeliczeniu. Ale trudno było winić Hitlera za to że w roku 1980 spożycie to wrosło do  6 litrów !

Rezerwowa armia pracy nie sterczała w pośredniakach, lecz znajdowała się na etatach w państwowych zakładach pracy. Od biedy w PRL dawało się dobrze pracować, lecz nie było takiego przymusu. Czy się stoi czy się leży....Picie z kim trzeba dawało większe szanse na awans, przydział wszelakich dóbr niż praca wymagająca akuratności i trzeźwości. I zaczęło się to szybko kończyć wraz z odejściem realnego socjalizmu

Łatwo więc zrozumieć dlaczego w roku 2005 spożycie wódki wynosi  2,5 litra  na głowę. (wszystkie dane, bez piwa i wina) Na tak zwany odwyk,  gdzie dawniej trafiali przeważnie zdegenrowani już alkoholicy po 50-ce teraz przyjeżdżaja dobrymi samochodami ludzie w wieku 30-40 lat. Wódka przeszkadza npracować.

Jest ona artykułem rynkowym, produkowanym przez przemysł w większości już prywatny. Tu akurat rząd PiS nie ma zahamowań prywatyzacyjnych i kolejne Polmosy idą pod młotek. A  państwo pobiera akcyzę i VAT. Jeśliby nagle przestano pić to dochód z akcyzy by spadł, ale luki by na rynku nie było. Znalazłyby się na nim inne dobra, a budżetowi zostałby VAT na otarcie łez. 

Mechanizm jest nieco  bardziej skomplikowany,  bo obniżenie akcyzy zwiększyło spożycie oficjalnie sprzedawanego alkoholu i poprawiły się dochody budżetu, ale zmniejszyło bimbrownictwo i przemyt. Mam te dane, ale w Święta nie chcę państwu zamulać głowy cyframi. 

Na zdrowie !

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Polityka