- Niech panie prezydentowe założą po sklepiku za pożyczone pieniądze i pracują na zwrot pożyczek i utrzymanie swojej rodziny. A potem mogą już apelować do pracodawców, by nie bali się zatrudniania kobiet, bo te rodzą dzieci.
Taka była reakcja na apel Jolanty Kwaśniewskiej i Marii Kaczyńskiej pani A.Ż. zatrudniającej w swym sklepie trzy albo cztery ekspedientki, wyłącznie na umowach-zleceniach. Co jakiś czas któraś zachodzi w ciążę i zwalnia miejsce następnej.
- Gdyby były na etatach, to jedną wyłączoną musiałyby zastępować koleżanki. Albo musiałabym za zastępstwo płacić nieprzyuczonej. A po powrocie pracownicy z macierzyńskiego, czy wychowawczego, trzeba by którąś zwolnić. Sama mam dzieci, rozumiem, ale jeden zbędny pracownik podważa cały interes i grozi utratą zarobku mnie i moim dziewczynom. Płacę na ZUS i podatki, po to, aby jakoś to było rozwiązane.
Co jest słuszne i sprawiedliwe ?
W PRL wszystko było państwowe i władza mogła prowadzić politykę socjalną równie dobrze przez swoją administrację jak i za pośrednictwem państwowych zakładów pracy. A ponieważ lubiła, aby ludzie nie chodzili samopas, to socjał w zakładach pracy był zachętą, aby się w nich zatrudniać. Zakładowe żłobki, przedszkola, szkoły zawodowe i technika, przychodnie, a nawet szpitale, ośrodki wczasowe, działalność kulturalna i wychowawcza. Koszty nie miały znaczenia, liczyły się posiadane środki rzeczowe. Ponieważ ceny i płace były urzędowe i nic nie miały wspólnego z nieistniejącym rynkiem, nie można było ocenić faktycznej efektywności firmy. W takich warunkach zwolnienia chorobowe i wszelkie inne, np. na działalność społeczną, urlopy, w tym macierzyńskie i wychowawcze nie stanowiły problemu. Nie było też kłopotu z przywróceniem do pracy po takim urlopie, czy po wojsku. Płace były niskie i niska była wydajność pracy, około 20 procent zachodnioeuropejskiej. Nie było bezrobocia, bo rezerwowa armia pracy znajdowała się na etatach i stworzenie dodatkowego etatu nie było problemem.
Dziś w gospodarce wydajność pracy dochodzi już do połowy wydajności w ”starej” Unii Europejskiej. Nawet jeśli płace są niskie, to praca jest droga, bo obciążona składką na ZUS, na fundusz pracy i podatkami. Przedsiębiorstwa, takie jak pani A.Ż. z trudem płacą za pracę realnie wykonywaną. Ciąże, opieka nad chorymi dziećmi, długie urlopy i gwarantowane powroty z nich stanowią obciążenie na konkurencyjnym rynku. A szermierze praw kobiet i macierzyństwa, z lewicy i z prawicy, feministki i tradycjonaliści, tego problemu nie widzą, lub nie chcą widzieć.
Wszystkie dzieci są nasze
Rodzenie i wychowywanie dzieci to przede wszystkim odpowiedzialność rodziców. Trudno uzasadnić dlaczego pani Wiśniewska ma obciążać panią Malinowską ciężarami swojego rodzicielstwa. I trudno się dziwić, że pani Malinowska się broni przed czymś co nie ma niczego wspólnego ze sprawiedliwością społeczna i jakąkolwiek inną. Zakłóca to funkcjonowanie rynku, przeszkadza gospodarce. I obraca się przeciw uprzywilejowanym. Można wydawać jakie się chce przepisy, a przedsiębiorca, któremu nie wolno pytać o plany macierzyńskie, lecz który odpowiada swoimi pieniędzmi za swój interes i tak zatrudni kogo zechce. Najwyżej obejdzie przepisy; będzie się rozszerzała szara czy czarna sfera.
Nie jest to jednak sprawa całkiem prywatna. Perspektywy demograficzne sprawiają, że jako zbiorowość jesteśmy żywotnie zainteresowani, aby nas było więcej, na co władza publiczna ma wpływ ograniczony, lecz jakiś ma. Znacznie większy wpływ mamy na to, by nowe pokolenie chowało się zdrowo, zdobywało wykształcenie, nawyki społeczne, by nie dziedziczyło marnego statusu rodziców, tam gdzie on występuje. To jest zadanie dla władzy publicznej i taki zbiorowy obowiązek obywatele akceptują.
Potwierdza to ankieta ”Gazety Wyborczej”, na którą odpowiedziało 6332 mieszkańców 21 miast. Pytano o gotowość płacenia dodatkowego podatku, w wysokości 2 złotych miesięcznie, na poszczególne cele. Najwięcej, bo 88 procent płaciłoby na place zabaw dla dzieci. Następnie - 83 proc. - na lepsze szkoły. Na cele, w dużym stopniu młodzieżowe, takie jak ścieżki rowerowe, baseny, kluby sportowe płaciłoby 0d 72 do 80 procent (Na pomnik wielkiego Polaka - 36, a na budowę reprezentacyjnego kościoła - 20 procent.)
System ułatwiający za publiczne pieniądze godzenie macierzyństwa, czy szerzej - rodzicielstwa z karierami i pracą kobiet na pewno zyskał by akceptację. Ten system musiałby być kompromisem między interesami rodzin, interesami pracodawców oraz gospodarki, która nie da sobie rady bez udziału w niej kobiet. W masie lepiej wykształconych od mężczyzn. Wykształcenie wyższe ma 14,2 procent kobiet i 11,7 procent mężczyzn. Policealne i średnie ma - 36,0 procent kobiet i 29,8 procent mężczyzn.
To, a nie idotyczne beciowe, to zadanie dla polityki społecznej. System zastępstw opłacanych ze środków publicznych, jakieś pokrycie strat pracodawców z tytułu absencji matek. Praca dzielona, praca zlecona, jednym słowem; maksymalnie elastyczna. Jak na razie restrykcyjne prawo pracy staje się jeszcze bardziej restrykcyjne, przy udziale Pana Prezydenta RP, specjalisty od socjalistycznego prawa pracy.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka