Pierwsza reakcja; popaprańcy. Tak określił Kaczyńskich Wałęsa i wyglądałoby, że miał rację. To spóźniona refleksja po wielgusowej aferze.
Fakt, że konkordat daje Stolicy Apostolskiej wyłączne prawo mianowania biskupów, ale jego siódmy artykuł przewiduję, że nazwisko nominata zostanie zawczasu podane w tajemnicy władzom państwowym. Po co, skoro nie od nich zależy nominacja ? Łatwo się domyślić, że po to, aby władze dyskretnie zebrały informacje o nominacie. I gdyby znalazły coś złego, to przekazałyby to równie dyskretnie Watykanowi. A ten suwerennie mianowałby tego biskupa, albo nie.
Informacje o przeszłości ks. Wielgusa były znane już dawniej. Co to za państwo, które nie potrafiło do nich dotrzeć i dyskretnie przekazać ? Ponieważ tego nie zrobiło, w Watykanie uwierzono zapewnieniom Wielgusa, no i doszło do czego doszło.
Druga refleksja; trudno uwierzyć, aby byli aż tak nieporadni w tak ważnej sprawie. Może te nasze makiawele zaplanowały publiczne wymuszenie na Kościele zmiany decyzji i jego kompromitację ?Po co by tak pobożni ludzie mieli to robić ? Czuję, że się ośmieszam, ale zacząłem więc brnę.
Główna zasada sprawowania władzy przez ekipę Kaczyńskich to kontrolować co tylko się da. ”Odzyskaliśmy” MSZ, Orlen, PKO BP, RPO, KRRiT, służbę cywilną, wojskowy wywiad i kontrwywiad, NBP, TK, PZPN, będziemy odzyskiwać Lotos, to i hierarchom pokażemy gdzie jest ich miejsce w szeregu. Prezydent Kaczyński samotnie (chyba) klaskał w Katedrze św. Jana, gdy arcybiskup ogłosił, że rezygnuje z bycia metropolitą warszawskim. ”Odzyskaliśmy” zatem wpływ na inwestyturę, najczulsze miejsce Kościoła i to w taki sposób, że biskupi nie mają jak powiedzieć; non possumus.
Gdyby to zwariowane - zastrzegam się - podejrzenie było słuszne, to polityka ekipy wpisywałaby się w wielowiekową historię cezaropapizmu. Jej znakomitymi prekursorami byli cesarze: Konstantyn Wielki, Justynian I Wielki, Karol Wielki, Henryk IV, Filip IV Piękny (ten akurat to król), Piotr I, Józef II, kanclerz Bismarck. Potwierdzeniem tej wątpliwej hipotezy, byłaby reakcja hierarchii, która może być zróżnicowana polityczne, ale swych podstawowych prerogatyw broni ”jak niepodległości”. Owszem, możemy się zlustrować, lecz sami. Postronnym wara ! A ksiądz-dyrektor z Torunia zmobilizował w tej sprawie swój aktyw; wielki, silny, liczący się w każdych wyborach.
W ten sposób w nurcie, który wygrał wybory 2005 roku, zarysował się rozłam na część polityczną i klerykalną. Może to jeszcze nie rozłam, może jakaś dyskretna Canossa zaklajstruje tę sprawę, lecz monolitu już nie ma. Czy to zatem wypadek przy pracy, którego panowie bracia nie przewidzieli. A może ktoś to przewidział ?
I tutaj pojawia się trzecia, jak na razie ostatnia, hipoteza. Władza może faktycznie odpuściła sobie sprawę księdza Wielgusa, lecz byli tacy, którzy w tym dostrzegli szansę dla siebie.
Jarosław Kaczyński, jak każdy przywódca, przekonuje się, że najgorsi nie są wrogowie, którzy są mu stale potrzebni, lecz sojusznicy i nadgorliwcy. Ci ostatni - szczególnie. Absolutny zakaz aborcji. Chrystus na króla Polski, 1 Maja nie w maju, jak najwięcej na becikowe, senioralne i w ogóle na ”solidarną Polskę”, deesbekizacja i dekomunizacja, wreszcie - lustracja totalna. Wszystko to jest rozwinięciem postulatów PiS-u, tylko rozwija je ad extremum et absurdum. I jest szantażem w stosunku do kierownictwa. Jak to ? Zostawimy furtkę dla zabijania nienarodzonych ? I takie różne.
Prezydent i premier wiją się. Owszem, to słuszne, ale może nie tak od razu. SB-ków i komuchów won, więc szykujemy ustawę zgodną z prawem, choć po cichu wiemy, że zgodnie z prawem tego się zrobić nie da. Premier na Radzie PiS-u zapowiada dalszą walkę z ”Układem”, nie precyzując nawet czy chodzi o relikty PRL czy III RP, a nadgorliwcy, nie czekając kogo on do niego wytypuje, już maja swoje typy. Już zgłaszają nie tylko postulaty, lecz mają gotowe projekty ustaw.
No a lustracja najgorsza. Dotychczas przeprowadzano ja na zasadzie; ”My decydujemy kto jest agentem w IV RP”, zaś teraz liderzy już tylko z największym wysiłkiem przeforsowali nowelizację, która ma trochę powściągnąć lustrowanie wszystkich przez wszystkich. Ale ich najgorliwsi zwolennicy atakowali ich za to z całą mocą. I ujawniają jak mogą na własną rękę. Prezydent ma pierwszego lutego ujawnić tych agentów WSI, których uważa za niesłusznych, a wcześniejsze przecieki ujawniają niekoniecznie tych których trzeba.
W scentralizowanej strukturze, którą buduje PiS faktyczna władza należy do tych, którzy mają prawo ”inwestytury”, którzy mogą stawiać swoich. A dzika lustracja może podważyć tę kluczową prerogatywę szefostwa. Kaczyńscy przekonują się, że nie są mężami stanu jak Piłsudski, czy de Gaulle, którzy w pełni panowali przynajmniej nad swoim obozem.
Jedni ich zwolennicy idą za nimi, bo widzą w tym swój interes. Jak zobaczą, że mogą zrobić lepszy interes wbrew nim czy bez nich, to zrobią. A ideowych zwolenników zawsze mogą pociągnąć jeszcze bardzie ideowi, bardziej radykalni. PiS jest jaki jest, ale to wielka partia, rządzi, ma wiele do stracenia, musi się z wieloma realiami liczyć, iść na kompromisy, nie pasujące od ich retoryki, a ich hunwejbini nie muszą, a zdobyć - tak uważają - mogą wiele.
”Moher” , który zapewnił sukces w wyborach, usłucha księdza Rydzyka. A lustratorzy pójdą za ciosem. Co będzie, gdy usłyszymy: ”Czy Lech Kaczyński nie siedział aby przy Okrągłym Stole z Michnikiem i Kiszczakiem !?”, ”A przecież to Jarosław Kaczyński na polecenie ”Bolka” montował rząd Mazowieckiego, czyli rząd ”grubej kreski”, stając się architektem III RP.”, ”Jego lojalka była fałszywa ? Może, ale to jeszcze trzeba zbadać”
I tak dalej. Myślę o tym bez schadenfreude.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka