Kto dużo obejmuje ten mało ściska - mówi francuskie przysłowie i to się odnosi do naszego wszędobylskiego państwa. W bardzo poważnym stopniu odpowiada ono za katastrofę w Halembie, za zawalenie się hali w Katowicach, za zabójczy corhydron, a w dużej części i za wypadki drogowe. Za Halembę podwójnie, bo również jako właściciel kopalni. Tym razem akurat nie czepiam się PiS-u i Kaczyńskich. Państwo polskie, niezależnie od aktualnego numeru Rzeczpospolitej, nie sprawdza się w swym podstawowym zadaniu, dającym się streścić zasadą; safety first.
Dobre państwo nie wydobywa węgla, nie wozi ludzi i towarów, niczego nie buduje własnymi siłami, ale pilnuje, by wydobycie węgla było bezpieczne, by jego spalanie nie zatruwało atmosfery, dba o bezpieczeństwo we wszelkiej komunikacji, w trakcie każdej budowy i aby wzniesione budowle odpowiadały normom bezpieczeństwa. O KWK Halembie napisano już wiele, a najlepiej i najdobitniej zrobił to w naszym Salonie Rafał Ziemkiewicz (”Na ch...nam te kopalnie ?”), z którym w tej sprawie zgadzam się w całej rozciągłości. Dodam jeszcze, że szanujące się państwo nie rozmawia z górnikami demolującymi stolicę i nie przystaje na jakiekolwiek zgłaszane w ten sposób żądania. Ich złowrogie demonstracje zdecydowanie i z całą potrzebną siłą rozpędza, wandali i ich prowodyrów karze z całą surowością prawa i dopilnowuje, by pokryli spowodowane przez siebie straty.
Z drugiej strony jednakże, nie dopuszcza do mało potrzebnych prac w zbyt niebezpiecznych warunkach, sięga po kodeks karny w stosunku do tych, którzy je organizują i oszukują czujniki metanu. Owszem, mamy wszelakie inspekcje i nadzory, czyli wyspecjalizowane policje; górniczą, budowlaną, handlową, komunikacyjną, farmakologiczną, sanitarną, a pewnie jeszcze i inne. Są one na pewno nie mniej potrzebne niż policja lustracyjna, ale jakoś nie budzą zainteresowania władz ani opinii publicznej.
Przykład amerykański. Stany Zjednoczone to największy na świecie obszar liberalnej gospodarki, a każdy kto tam produkuje żywność i medykamenty oraz handluje nimi drży przed Food and Drug Administration, czyli państwową inspekcją od żywności i medykamentów. Znalezione przez nią uchybienie może zrujnować firmę. Poważniejsze, lub recydywa, może skutkować zamknięciem. A inspektorzy są nieprzekupni, do czego poza wysokim - zapewne - morale przyczynia się przyzwoita gaża i pewność zatrudnienia, co liczy się w gospodarce rynkowej.
Nasz kapitalizm nie jest bynajmniej dziki, wbrew wrzaskom ludzi ślepych i głuchych na rzeczywistość. Gospodarka jest zdecydowanie przeregulowana, ze szkodą dla siebie i społeczeństwa. Poważna jej część jest ciągle własnością państwa i samorządów, funkcjonując fatalnie i zmuszając ogół wydajnie pracujących do utrzymywania tych deficytowych sektorów; górnictwo, koleje, poczta. Dzikie to jest natomiast pod względem BHP, bo władza przymyka oko na swoje sektory, a jeśli chodzi o prywatny, to urzędnicy bywają czujni gdy chcą kogoś zniszczyć lub liczą na gratyfikację.
Mamy też bardzo przeregulowane stosunki pracy. Dbamy o wszelakie przywileje pracownicze, o płace minimalne, o warunki, które często obracają się przeciw pracownikom, obniżają rentowność przedsiębiorstw oraz zwiększają bezrobocie i poszerzają szarą strefę. Nie udaje się natomiast dopilnować, aby kierowcy nie przekraczali fizjologicznych norm siedzenia za kółkiem i nie zasypiali w ruchu. Nie mówiąc już o fatalnym stanie dróg, powodującym, szacunkowo, jedną trzecią wypadków. A wynika on z tego, że potencjalne i faktyczne ofiary wypadków nie strajkują, nie demonstrują w stolicy, więc górnicy, stoczniowcy, kolejarze zdobywają miliardy z naszych wspólnie wypracowanych środków na podtrzymywanie swoich nierentownych zakładów.
Jeśli na tym ma polegać solidarność społeczna, to trzeba uwzględnić, że grozi to śmiercią lub kalectwem.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka