Szanowny panie premierze, niech pan wyobrazi sobie siebie w charakterze …premiera – nie, to nie pomyłka – dziesięć lat temu, w ówczesnej sytuacji politycznej. Zwraca się oto do nas z dyskretną prośbą nasz sojusznik, który nieco wcześniej nam pomógł był opuścić dom niewoli, a całkiem niedawno sprawił by nas przyjęto do NATO, w którym jest on główną siłą i podstawowym gwarantem, również naszego, bezpieczeństwa. Został mu tylko co zadany, nie sprowokowany, zdradziecki cios, bez precedensu w jego historii. Zadał go fanatyczny wróg, nie liczący się z prawami i zasadami zachodniej, a więc i naszej cywilizacji. Zagraża on w dalszym ciągu nie tylko temu sojusznikowi, lecz jak się wkrótce okazało, również innym, a w tej liczbie i nam. Wiemy, że to początek niezwykłej wojny, w której jesteśmy stroną. Jest to wojna, w której pan jako premier, odpowiada za bezpieczeństwo państwa i jego obywateli, za solidarność sojuszniczą. I to jest jedna strona problemu, lecz jest też druga.
Sojusznik albo nam mówi dokładnie na czym jego prośba polega, albo woli nie mówić, a my wolimy tego nie słyszeć, ale przecież szef rządu ma być na tyle inteligentny i zorientowany, aby się domyśleć, o co tu chodzi i zdać sobie sprawę, że to oznaczałoby złamanie artykułu 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, której nasz kraj jest sygnatariuszem, a która zakazuje nie tylko tortur, ale także wszelkiego “nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania”. Podobnie mówi artykuł 7. Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych ONZ oraz Konwencja w sprawie zakazu tortur. To nie byłyby błahe zarzuty twierdzą dyskretnie pytani prawnicy i bez wątpienia mają rację. Więc mógłby pan odpowiedzieć sojusznikowi; I’m extremely sorry, but… Pewno by to było powiedziane dyskretnie, bo na podstawie pana niedawnego oświadczenia w sprawie wiezienia CIA, nie sądzę, by wybuchł pan gwałtownym i głośnym oburzeniem i pochwalił się urbi et orbi swoją prawością, utrudniając sojusznikowi realizację jego pomysłu gdziekolwiekindziej.
Po tej odmowie nie miałby pan jednak spokojnego sumienia. Wiedziałby pan, że to o co był pana proszony to nie czyjś kaprys, lecz posuniecie, za którym stoją niezwykle ważne przesłanki. Trwałby pan więc w napięciu i z drżeniem serca czekał na kolejne zamachy. Czy po jakimś czasie, widząc, że w Polsce nic się strasznego nie dzieje, odprężyłby się pan, panie premierze, myśląc, że się udało cnotę zachować i rubla zarobić ? Czy może nawet myśląc, że ten spokój to po trochu zasługa pana odmowy ? Ale jak by się pan poczuł gdyby zamachowcy wysadzili się na Dworcu Centralnym czy w metrze ? A czy po krwawych zamachach w innych zaprzyjaźnionych stolicach, nie poczułby się pan jakoś współwinny, bo może zeznania zatrzymanych, do czego pan nie dopuścił w Kiejkutach Starych, uniemożliwiły by tamte zamachy.
Jak już jesteśmy przy torturach. Są one nie do pomyślenia w cywilizowanym państwie. Ale co wtedy kiedy nie chodzi o to, by wymusić na podejrzanym przyznanie się do winy i ukaranie go, lecz o uratowanie życia innym ludziom ? To problem, z którym stale ma do czynienia Izrael. Jego społeczeństwo jest z jednej strony bardzo uczulone jeśli chodzi o prawo człowieka, nie tylko w stosunku do swoich, a z drugiej strony stale zmierza się z zagrożeniem życia swoich mieszkańców i aby ich uchronić stosuje ”niekonwencjonalne” metody śledztwa w stosunku do zatrzymanych, jak i śledzenia oraz izolowania podejrzanych środowisk. I od pewnego czasu stał się to kraj bezpieczny.
Duty first, safety first
Nie chcąc czynić drugiemu, czyli panu, co mnie niemiło, wyobrażam sobie siebie w charakterze premiera, w czasie podejmowania decyzji przez Leszka Millera. Mniemam, że byłbym na tyle inteligentny i zorientowany, aby wiedzieć co taka prośba oznacza i wolałabym nie rozmawiać o szczegółach. Jako człowiek, który – co z tego, że wówczas jeszcze mały ? – wojnę pamięta i ma sporą wiedzę o niej i o innych, wcześniejszych i późniejszych aktach przemocy, przychyliłbym się do tej prośby. I co byłoby dalej ? Czy byłyby te zamachy czy nie, tak samo nie wiedziałbym czy moja zgoda na cierpienie i poniżenie, na ból i strach ludzi, którzy może byli winni, a może niewinni, sprawiła, że się bez tych aktów terroru obeszło, czy też nie zdołała ta zgoda im zapobiec.
Jeden z dyskutantów w portalu
WWW.studioopinii.pl , gdzie w publikacjach dyskutowaliśmy na ten temat, uznał, że ówcześni decydenci, nad sformułowaną przez Maxa Webera etykę wartości przedłożyli etykę obowiązku, która filozof przeciwstawiał tej pierwszej. Ja, będąc na miejscu premiera Millera i zapewne wybierając w tym przypadku etykę obowiązku, uznałbym, że obowiązek bywa wartością, a w takim przypadku, obowiązek ochrony bezpieczeństwa kraju i jego obywateli jest nią dla rządu bezwzględnie.
”Człowiek skłania się raczej ku dobru niż złu,
Ale okoliczności przeszkadzają mu”
- cytuję z pamięci Bertolda Brechta, wiedząc, że w życiu rzadko, a w polityce nigdy nie bywają decyzje jednoznacznie dobre lub jednoznacznie złe. Na ogół trzeba wiedzieć po której stronie jest więcej dobra niż zła. A jeśli już optymalna decyzja zawiera w sobie zło, to nie należy go czynić z lubością, ”priczmokiwaja i prichliobywaja” lecz go minimalizować na ile możliwe. I porównanie z Izraelem pokazuje te możliwości.
Owszem, byliśmy i jesteśmy w jakimś stopniu zagrożeni przez międzynarodowy terroryzm i choć nie jest to zagrożenie wielkie, państwo musi je brać pod uwagę i właśnie wzięło w sposób dziś omawiany. Nie musi to jednak być praktyka na skalę Izraela, czy nawet USA. Jak dotąd, wystarczył ten jeden incydent. Miał miejsce w Polsce, lecz wykonany został przez funkcjonariuszy USA. Z obrazą prawa międzynarodowego, które obowiązuje i w Polsce, lecz w interesie również i Polski. Czy cel uświęcił te środki ? Nie. Po prostu, dla świętego celu użyto nieświętych środków.
Niech nie wie … prawica…
… ten lekko poprzestawiany cytat z Kazania na Górze, według świętego Mateusza, pokazuje, że nawet taka wartość jak jawność, otwartość miewa swoje granice. Jako dziennikarz przyjmuję to z ubolewaniem, ale i ze zrozumieniem. Rozumiem media, które w służbie dla swego widza, słuchacza, czytelnika drążą każdy temat, lecz w tym akurat przypadku – nie pochwalam. Cenię Unię Europejską i europejskie wartości, które każą zbadać naruszenia prawa i wyciągać właściwe konsekwencje. Wszakże w przypadku więzień CIA w Europie i poza nią jest to kretynizm prawniczy. Brzmi to może obelżywie, ale to jest fachowe określenie użycia prawa wbrew rozsądkowi. Tu nawet wbrew zasadzie; primum vivere.
Rozumiem też, lecz akurat w tym przypadku, ganię postępowanie polityków, którzy w swoich doraźnych partykularnych interesach, popisują się swoją prawością, by zgnoić swych przeciwników. Prawda bowiem nie zawsze oswobadza. Niekiedy może zabić. Dosłownie. W tym przypadku nie widzę usprawiedliwienia dla ataku Janusza Palikowa na Leszka Millera, w tej właśnie sprawie. Ruch Palikota i SLD może zmierzają w kierunku bloku – pożal się Boże – lewicowego, więc szef Ruchu chce utrącić szefa SLD jako ewentualnego lidera całości. Niedopuszczalne jest jednak rozgrzebywanie w tym celu drażliwej sprawy dotyczącej bezpieczeństwa państwa i to w okresie, w którym może nastąpić jego zwiększone zagrożenie – Euro 2012.
Ma więc rację premier Tusk kiedy gniewa się z powodu przecieku i tego rozgrzebywania, co pozostaje w pewnej sprzeczności z jego zapowiedzią wyjaśniania sprawy, z podkreślaniem, że nie jesteśmy bantustanem i temu podobne. Są sprawy, których mądre państwa nie wyjaśniają, przez dwadzieścia, pięćdziesiąt lat i już na pewno nie mówią o tym. A ja, gdybym był teraz – niech Bóg uchowa – premierem, cieszyłbym się, że nim nie byłem kiedy nasz sojusznik zwrócił się do nas z nietypową sprawą.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka