- Czy mam zwolnić Władimira Władimirowicza - zapytał pewnego dnia prezydent Miedwiediew – aby pokazać kto tutaj rządzi ?
Wiadomo było, że to był jedynie żart, ale na tle Putina Dmitrij – Dima - Miedwiediew budził pewną sympatię i chciałoby się wierzyć – choć to już nie ma znaczenia - że chociaż przez jakiś czas próbował odgrywać samodzielną rolę w polityce rosyjskiej i zamierzał podjąć starania o pozostanie prezydentem na drugą kadencję. Z błogosławieństwem Władimira –Wowy – Putina, albo i przeciw niemu.
Zajrzałem do Salonu 24, by przeczytać liczne, jak sądziłem, wypowiedzi na temat rosyjskiej roszady, ale widzę, że nic nie widzę. Więc, aby zapełnić lukę umieszczam mój, nieco zmieniony, tekst ze Studia Opinii, jako że różni ludzie czytają oba portale.
Tutaj zacznę od tego, że dla Rosjan nasze wybory to „biesporiadok” Zostało do nich tak mało dni i nie wiadomo jaki będzie ich wynik. Prezydenci Jelcyn i Putin z dnia na dzień zmieniali premierów, ministrów, a także gubernatorów, odkąd Putin sprawił, że - uprzednio wybierani - zaczęli być jak za cara mianowańcami stolicy. Okazuje się teraz, że obsadzanie stanowiska prezydenta państwa również jest w jego gestii.
Władzę przekazał mu, de facto jak swoją własność, schorowany Borys, w zamian za dotrzymaną obietnicę, że nie będzie grzebania w sprawkach jelcynowskiej kamaryli. Zamiana stanowiska premiera na prezydenta była już dla Putina zabiegiem formalnym, podobnie jak reelekcja w roku 2004. W roku 2008, Putin, mimo zachęty ze strony aparatu i poparcia większości mieszkańców Federacji, nie zdecydował się na zmianę konstytucji i pozostanie na stanowisku, więc wyznaczył na swego następcę Miedwiediewa. Zaczął się czteroletni okres wyglądający na dwuwładzę.
Jeden w dwojgu
Wyglądało na to, że panowie trzymają sztamę, lecz Dima nie robił wrażenia klona Wowy. W sprawach międzynarodowych nie różnili się zbytnio, lecz prezydent miał swój sznyt w polityce wewnętrznej. Przedstawiał się jako zdecydowany zwolennik destalinizacji i rozliczania zbrodni komunizmu. Głośno zwracał uwagę na zacofanie Rosji w podstawowych dziedzinach, domagał się modernizacji. Przy zachowawczym Putinie robiło to spore wrażenie, tak w Rosji jak i w szerokim świecie.
Część opozycyjnie nastawionej inteligencji i modernizacyjnie nastawiona część aparatu skłonna była poprzeć prezydenta przeciw premierowi, który pełnił rolę rządzącego szoguna przy tytularnym cesarzu. To zaś skłaniało inną część opozycji do traktowania dwugłosu Putin – Miedwiediew jako rozpisanego na głosy duetu; dobry policjant i zły policjant. Niewykluczone, że tak to zostało zaprogramowane, lecz niewykluczone również, że prezydent chciał się wybić na niezależność. I to mu właśnie mogło zaszkodzić.
Komu to przeszkadzało
O Putinie mówi się, że interesuje go realna władza, a niekoniecznie związany z nią blichtr. Mógł by więc może zachować dotychczasowy układ na kolejną kadencję – tym razem już sześcio a nie czteroletnią, ale może przestraszył się możliwych dalszych prób usamodzielniania się prezydenta i tego, że może on uzyskać szersze poparcie.
Miedwiediew mówił, że po przyjacielsku uzgodni z Wową, kto ma kandydować w 2012 roku – na dobrą sprawę po ich uzgodnieniu państwo mogło by sobie darować wybory – lecz nie zarzekał się kandydowania. A teraz niespodziewanie oświadczył, że prezydentem ma zostać Putin, który woli nie walczyć z Miedwiediewem bo być może zwycięstwo z nim nie byłoby odpowiednio wysokie. A Miedwiediew mógł zostać zmuszony do oddania starcia walkowerem, ale może się to też mieścić w jego dalekosiężnej kalkulacji.
W swoim czasie Winston Churchill zauważył, że stosunki w kierownictwie rosyjskim są jak zażarta walka buldogów pod dywanem, spod którego od czasu do czasu wyrzuca się trupa. Od XX Zjazdu KPZR na Kremlu już się nie zabijają. Dywan jest, ale spod niego wysuwają się nie trupy, a dymisjonowani oraz przecieki, które mogą ale nie muszą być prawdą. Mogą też być celową dezinformacją. Dlatego też możemy się głównie domyślać co też Dima i Wowa mają na myśli.
Ma czas, poczeka
Miedwiediew nie musi się domyślać; wie że w przyszłym roku, starciu z Putinem musiałby przegrać. Szeroko rozumiany aparat władzy zdaje sobie sprawę, że konsekwentna modernizacja Rosji wymaga innego aparatu niż on. Mniej korupcji i nepotyzmu, więcej kompetencji – to się nie może przyjąć. Społeczne poparcie też nie byłoby pełne. Dla większości mieszkańców kraju demokratyzacja lat dziewięćdziesiątych to jedynie chaos, anarchia i bieda. A Putin to ten, który zaprowadził porządek i przy którym chyba wciąż większość może zaspokoić przynajmniej podstawowe potrzeby. I jak ktoś władzy – choćby posterunkowego – nie podskakuje, to władza się nim nie zajmuje. Dla narodów Rosji, mających w zbiorowej pamięci straszne pod każdym względem okresy, jest to na razie dobrostan. Do tego antykomunizm, a zwłaszcza antystalinizm Miedwiediewa to dla wielu ciągle jeszcze postawa nie patriotyczna, wręcz antynarodowa. Społeczeństwo, owszem, zmienia się, lecznie na tyle szybko, by większość zechciała poprzeć to co prezentuje prezydent. Może on jednak liczy na dalszy ciąg tych zmian w świadomości, wydaje się, że głównie pokoleniowych.
No i wreszcie, to co jest bandyckim prawem wszelkiej opozycji, a niekoniecznie urzędującego prezydenta; liczenie na zapaść gospodarczą i w ogóle na klęski. Bez modernizacji Rosja pozostaje krajem zwijającym się, ale wciąż jeszcze jest dużym graczem. Dopóki surowce są w dobrej cenie. Zapaść na rynku surowcowym już raz wykazała słabość systemu. W ciągu kilku następnych lat – przy Putinie - sytuacja dla krajów surowcowych może się znowu pogorszyć. Pociągnęło by to za sobą pogorszenie dla ludności Federacji, która już teraz nie jest stadem pokornych owieczek. A wtedy może się narodowi przypomnieć, że jest polityk, za którego prezydentury nie było najgorzej, który chciał zmieniać na lepsze i tak dalej…
Jeśli Miedwiediew ma takie pomysły to raczej nie powinien przyjmować stanowiska premiera, które mu je Putin zaproponuje, choć nie stawia to Rosji w rzędzie poważnych państw. Ale Putin zrobi co zechce. Jego powrót już będzie jakimś obciachem, przyjętym tak jak zepsucie powietrza w salonie. Komentatorzy powiedzą co zechcą, a w polityce będzie się udawało, że nikt niczego nie zauważył. Świat ma dosyć problemów, bez zawracania sobie głowy niedostatkiem demokracji w Rosji. I tak jest tam o niebo lepiej niż było za Breżniewa, nie mówiąc już o Stalinie.
Liczy się też kwestia skali. Wiadomo, że nawet putinowska Rosja jest ostoją liberalizmu w porównaniu z Chinami. Wiadomo też, że Chinom nikt nie podskoczy, można natomiast stosować naciski na Łukaszenkę, a Moskwa jest w tym względzie bliżej Pekinu niż Mińska.
…a sprawa Polska ?
Stwierdzę, nie bez przykrości, coś co by się nie spodobało wielu sympatycznym ludziom w Rosji, gdyby to do nich dotarło. Otóż, owszem, w naszym dalekosiężnym interesie jest, aby Rosja była w pełni demokratycznym krajem. I to chyba nie wymaga uzasadnienia. Na bieżąco jednakże oddalenie się tej świetlanej przyszłości nie ma decydującego znaczenia. Podobnie jak nie miało zwycięstwo Wiktora Janukowycza na Ukrainie. To zresztą będzie mniejsza zmiana, bo Putin i tak rządzi Rosją.
W polityce w ogóle, a w stosunku do Polski w szczególności, nie kieruje się on żadnymi sentymentami. Ani pro, ani anty. Just business, nothing personal – jak mawiali gangsterzy z „Ojca chrzestnego”, siadając do rozmów po kolejnej wymianie zabójstw. Warto więc pamiętać, że to akurat prezydent Putin nieco nas – w osobie prezydenta Kwaśniewskiego - spostponował w roku 2005 podczas obchodów sześćdziesiątej rocznicy zwycięstwa w wojnie światowej i akurat premier Putin osobiście „oddał” nam Wrzesień ‘ 39 i Katyń. Przy czym warto na to spojrzeć nie tylko z punktu widzenia naszych oczekiwań, ale i rosyjskich możliwości. Było to bowiem odejście od dogmatów, wpajanych tam narodowi od lat.
Oczywiście nie nastąpiła w Putinie żadna przemiana duchowa. Zdał sobie po prostu sprawę, że przy Tusku nie wychodzi izolowanie Polski w Unii Europejskiej i w ogóle na Zachodzie, więc opłaca się mieć z nią raczej poprawne stosunki. Co leży i w naszym interesie. Władzy w Moskwie nie zmienimy, podobnie jak w Mińsku, Kijowie czy w Wilnie. A wszędzie tam mamy liczne sprawy do załatwienia i musimy je załatwiać w władzą, która tam jest.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka