Znicze, krzyże, kwiaty, pikiety, plakaty, ulotki, afisze, przepychanki. Jak w schyłkowych dla PRL latach osiemdziesiątych. Stąd głosy, że nie ma co się czepiać tych wystąpień, skoro się samemu to robiło dwadzieścia parę lat temu. Czy to ma znaczyć, że nie trzeba było wtedy utrudniać życia realnie sprawowanej władzy ? Nie sądzę.
Legitymacją do jej sprawowania w demokratycznym państwie jest nadanie suwerennego narodu dokonane przez wolne wybory. I tylko taka legitymacja się liczy. Od roku 1990 wszystkie kolejne wybory były wolne. Kto z obywateli chciał w nich brać udział ten brał i głosował jak chciał. W ten sposób niekwestionowaną legitymację uzyskali prezydenci; Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński i Komorowski, a także kolejne parlamenty i wyłaniane przez nie rządy, A więc również rządy premierów Kaczyńskiego i Tuska. Takie też będą wybory w październiku tego roku i tylko one zdecydują kto za pół roku będzie obejmował władzę w Rzeczpospolitej.
Legitymacją do sprawowania władzy w PRL było jej….sprawowanie, jak to ma miejsce w systemach totalitarnych i autorytarnych. W Polsce władza ta była z obcego nadania. Usiłowała się legitymować koniecznością dziejową. Trzymała się siłą, lub groźbą jej użycia, a także siłą inercji i brakiem możliwości wyboru. Państwo funkcjonowało, miało podmiotowość, ale nie było demokratyczne i opozycja odmawiała mu legitymacji moralnej. A kiedy była już zdolna do wystąpienia, widząc, że w istniejącym ustroju nie było szans na zmianę władzy przez wolne wybory, walczyła o zmianę na taki, w którym się władzę naprawdę wybiera.
Zmiana ta nastąpiła w roku 1989, wraz z decyzjami Okrągłego Stołu i częściowo tylko demokratycznymi wyborami. To warto nieco szerzej wyjaśnić. Wynik wyborów był wynegocjowany z góry, ale ich przebieg był wolny, wola wyborców znalazła w nim autentyczny wyraz i to stanowiło demokratyczną już legitymację dla dalszych zmian. Warto również przypomnieć o udziale braci Kaczyńskich w tych obradach i o tym, że Jarosław, jako wykonawca zamierzeń Wałęsy, był późnym latem głównym monterem III RP, skłaniając w negocjacjach Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne do wypowiedzenia posłuszeństwa Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i stworzenia większości sejmowej z Komitetem Obywatelskim, która wyłoniła rząd Mazowieckiego.
Dzisiaj, obóz Kaczyńskich atakuje Okrągły Stół z moralnego właśnie punktu widzenia, jako nieprawą legitymację nieprawej III RP, abstrahując od jego politycznego i historycznego znaczenia. Obaj panowie Kaczyńscy woleli zachowywać się jakby ich przy tym stole nie było. Kiedy jednak historia będzie kiedyś uczciwie rozliczała Jarosława, te jego nieco późniejsze, już po Okrągłym Stole, starania okażą się jego największą zasługą dla kraju.
Brak moralnej legitymacji III RP, a w szczególności aktualnego układu władzy – Komorowski, Tusk, rząd - podnoszony przez Jarosława Kaczyńskiego, to kwestia jego osobistego poglądu. I nijak się ma do konstytucyjnego porządku, w którym wyłoniono obecne władze i w którym on sam był szefem rządu i kandydował na najwyższe stanowisko państwowe. Jeśli uważa jak uważa, może ze swoja partią wziąć udział w kolejnych wyborach, przemeblować parlament i zmienić rząd na taki, który uzna za upełnomocniony moralnie. Jednakże uczestnicząc w konstytucyjnej grze wyborczej nie powinien odmawiać prawomocności organom lege artis w niej wyłonionym. Najwięksi krytycy premiera Kaczyńskiego i prezydenta Kaczyńskiego nie twierdzili, że zajmują oni swe stanowiska bezprawnie.
Dalej. Walcząc o władzę, walczy się o jej konstytucyjne organy. Czyli o mandaty w Sejmie i Senacie, o wyłanianą przez parlament Radę Ministrów, czyli rząd, wreszcie o stanowisko prezydenta RP. Konstytucja wyznacza kompetencje tych organów i nie zostawia miejsca na coś co Jarosław Kaczyński określa jako centralny ośrodek dyspozycji politycznej, powiedzmy – CODP. Oczywiście można zaprojektować coś takiego, ustalić tryb wyłaniania i ulokować go w strukturze władzy oraz nadzielić kompetencjami. W tym celu trzeba taki projekt przegłosować dwiema trzecimi głosów w Sejmie i bezwzględną większością w Senacie, przy obecności co najmniej połowy posłów i senatorów, czyli zmienić odpowiednio konstytucję. Uzasadniwszy to uprzednio. I to raczej przed wyborami, aby wyborcy zapewnili temu pomysłowi większość konstytucyjną w parlamencie.
Jak widać z powyższego konstytucyjny ład prawny jest przeraźliwe konkretny i opiera się na jednoznacznych terminach. Nie zostawia miejsca na domyślanie się czegokolwiek. Prezes PIS uczestniczy w tej grze o konkrety, ale podmienia terminy, pozbawia je jednoznaczności. W ten sposób może mówić co chce, uzasadniać dowolną tezę, przydając jej pozory prawomocności. W demokracji można krytykować prezydenta i rząd, ale nie można prawnie i logicznie podważyć ich prawomocności. Podsuwa zatem prezes enigmatyczny brak ”legitymacji moralnej’’, by stworzyć wrażenie, że władza jest nielegalna.
Moralny i legalny miał być jedynie rząd Jana Olszewskiego, obalony w drodze swoistego zamachu stanu, oraz rząd IV RP, która poległa na skutek zmasowanego ataku wrogich mediów. Nie jest ważne, że oba te rządy zostały ustanowione przy pomocy takich samych wyborów jak wszystkie inne. Rząd Olszewskiego padł bo miał przeciw sobie większość parlamentarną, czyli zgodnie z regułami demokracji, a rząd Kaczyńskiego najzwyczajniej w świecie, przegrał wybory.
Jeszcze gorzej jest z owym CODP. Pomysłodawca nie zgłasza projektu konstytucyjnego przeorganizowania centralnych organów władzy, odstąpienia od zasady jej trójpodziału. Wymyśla coś o czym z grubsza wiadomo czym to ma być, dodając, że ma to być ciało o nieokreślonych kompetencjach, czyli mogące wszystko. I – co podkreśla - nie transakcyjne. Czyli w domyśle, niepodatne na kombinacje, przetargi, które są widziane niechętnie. Nie są to może czynności atrakcyjne, ale te transakcje oparte są na realnej sile politycznej kontrahentów. W praktyce na ilości mandatów, a te wynikają z ilości oddanych głosów. To by świadczyło, że ów najwyższy ośrodek władzy Kaczyńskiego nie musiałby być zależny od lekceważonego przezeń nadania narodu, który się jednocześnie hasłowo deifikuje. Mieliśmy coś takiego stosunkowo niedawno w postaci Biura Politycznego i Sekretariatu KC PZPR, a w pewnym momencie była to Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, czyli klasyczna junta.
Jest możliwy w polityce bojkot wyborów, z góry określanych jako nieuczciwe. Często są takie naprawdę, ale często też bojkot łączy się z marnymi szansami bojkotujących. PIS oczywiście nie będzie bojkotować wyborów, bo w nich ma całkiem niezgorsze szanse. Ale liczy się z tym, że nie uzyska poparcia pozwalającego mu wrócić do władzy. Stąd już z góry podważa prawomocność tych wyborów, napomykając o konieczności ich pilnowania. To z jednej strony sugestia, że rząd może je fałszować, a jeśli może to chyba sfałszuje, a z drugiej daje powód do podważania legitymacji następnego rządu, jeśli nie będzie on rządem PIS. Można oczekiwać, że w miarę zbliżania się wyborów będzie tych głosów więcej.
W sumie chodzi o to, by przy pomocy nieprecyzyjnych terminów i gołosłownych oskarżeń sytuację zaciemnić, a zaciemniwszy – zaostrzyć. Hitler, w końcu skuteczny polityk, wypowiedział zdanie zaczynające się od stwierdzenia, że społeczeństwo nie składa się z profesorów prawa państwowego, ani nawet ze średnio rozsądnych ludzi… A Jacek Kurski wyraził to mówiąc, że ciemny lud kupi. Zależy na ile jest ciemny. Opornie, bo opornie, ale czegoś się społeczeństwa uczą. Optymistycznie zakładam, że tych rozsądnych, średnio i bardziej, jest w Europie i w Polsce znacznie więcej niż było w Republice Weimarskiej po wielkiej wojnie, przegranej w niezrozumiały dla Niemców sposób i w latach wielkiego kryzysu. Problem w tym, by rozsądnym chciało się rozsądnie głosować.
P.S. Już chyba parę razy zaznaczyłem i raz jeszcze zaznaczam, że jestem współredaktorem gazety – nie blogowiska ! –
WWW.studioopinii.pl i z nią się w zasadzie utożsamiam. Salon 24 natomiast traktuję jako bardzo szerokie forum, otwarte dla wszystkich, aczkolwiek wykorzystywane dość jednostronnie. Przewaga nurtu, który można określić jako proPISowski stała się już druzgocąca.
Nie zakładam, że kogokolwiek z tego nurtu skłonię do zmiany poglądów. Nikomu jednak nie zaszkodzi poznanie innych poglądów. Podobnie i ja ich nie zmieniam pod wpływem lektur, z którymi się nie zgadzam, lecz chętnie się z nimi zapoznaję. To skłania mnie by to o czym piszę u siebie, przedstawić również w Salonie.
Dodatkowo zaznaczam, że nigdzie nie biorę honorarium.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka