Ernest Skalski Ernest Skalski
305
BLOG

Kochają, nie kochają, ale głosują.

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 0

 Lub zamierzają głosować. Raz 49 procent poparcia, po chwili 35, potem aż ponad 50. Różne momenty, różne sondażownie, różne metody. Poniższa tabela ma więc bardzo orientacyjny charakter. Tak czy inaczej, PO stale prowadzi. Ale czy tylko dlatego, aby nie wrócił do władzy PIS ? Owszem, dlatego, ale nie tylko dlatego i chyba już nie głównie dlatego. Wyobraźmy sobie – to taka teoretyczna hipoteza - że za rok Kaczyński ogłasza bojkot wyborów. Możemy głosować na kogo chcemy, nie bojąc się recydywy IV RP. Zakładam, że i wówczas by wygrała Platforma.
 
Partie
 
a) wyraża
poglądy,
….proc.
obywateli
b) zamierza
na nią
głosować,
….proc.
c) jej negatywny
elektorat,
to…. proc.
PO
48
54
25
PIS
31
25
43
SLD
37
16
-
PSL
31
6
22
 
Widzimy, że nie zawsze głosujemy na partię, która reprezentuje nasze poglądy. Dlaczego ?
 
Syndrom ciepłej wody
 
Oderwijmy się od wielkiej polityki. Jesteśmy zebraniem lokatorów – właścicieli domu i mamy wybrać zarządcę naszej nieruchomości. Byłoby miło gdyby był sympatyczny, inteligentny, elokwentny, a do tego przystojny i elegancki. Ale decydujące kryterium jest inne; czy będzie dobrze administrował. Jeśli lokatorzy są ludźmi doświadczonymi, to wiedzą, że nie zamieni ich domu w luksusowy pałac, w którym nic się nigdy nie psuje. A w dodatku prawie za darmo i tak, by oni nie musieli znosić trudów oraz niewygód przebudowy. Ma tylko zapewnić by dom był w miarę sprawny i niezbyt kosztowny w eksploatacji, ma pilnować porządku, nie wtrącając się niepotrzebnie w życie lokatorów. Trudniejsze i droższe zmiany nie mają być robione na zapas, lecz kiedy będą już bezwzględnie potrzebne, co zapewne jest nieco lekkomyślnym podejściem, ale taka jest przeważnie ludzka natura.
 
Są jednak w tym domu – ciągnąc tę analogię dalej – tacy dla których wszystko poniżej wyśnionego pałacu jest nie do przyjęcia. Są tacy, dla których ten dom to slums, speluna czy może nawet więzienie. Tacy odrzucą roztropnego administratora, a będą szukać wizjonera lub żandarma, czy kogoś łączącego te cechy. Ale tym darujmy sobie Jarosława Kaczyńskiego i jego partię.
 
W miarę upływu lat i gromadzenia się społecznego doświadczenia coraz większa jest grupa pragmatycznych mieszkańców – obywateli, którzy Kraj, Państwo, Ojczyznę, symboliczny Dom, traktują jako dom, mający się nadawać do mieszkania. Z ciepłą wodą, która dla jednych jest symbolem ograniczonego mieszczaństwa, a dla innych ma być w kranach i już.
 
- Wszyscy chcemy upadku Apartheidu – mawiał ongiś Buthulezi, dziedziczny szef i lider plemienia Zulu w RPA – ale nikt nie chce ginąć pod jego gruzami. My mamy podobne podejście, tyle że w znacznie mniej dramatycznych okolicznościach. Wszyscy chcemy mieć efektywną gospodarkę, zdrowe finanse, wysoki poziom życia, sprawne służby publiczne, ale nikt nie chce na tym tracić i mało kto gotów jest do tego dopłacać.
 
Chodzi o bardzo szeroko rozumianą klasę polityczną. O tych, którzy głosują, lub dla których odmowa głosowania jest świadomym wyborem. Większość w niej stanowią ludzie już obyci w demokracji parlamentarnej i gospodarce rynkowej. Wiedzą, że jak się ma wyjść na swoje to trzeba taniej kupić i drożej sprzedać, że pieniądze, może nie dają szczęścia, ale dają odsetki, że jak się je pożycza, to trzeba je z tymi odsetkami oddawać, że rząd aby komuś dać musi od kogoś wziąć i zawsze więcej bierze niż daje, że jeśli władza nie pomaga, to ma jak najmniej przeszkadzać, że ewentualnie można przeciw niej demonstrować, ale tak aby to nam nie przeszkadzało, a jak się na taką czy inną władzę liczy, to co jakiś czas można ją sobie wybierać.
 
Ci ludzie, zajęci swoimi sprawami, nie lubią napięć, nie są skłonni do popierania zbyt wyrazistych haseł, obcy im jest duch jakiejkolwiek krucjaty, w kraju i poza nim. Dobrze się czują z wymienną walutą w Europie i w świecie, myślą o różnych nacjach to i owo, lecz wolą aby nie było z nimi konfliktów. Większość tej większości nie werbalizuje swojej postawy, lecz ją na co dzień praktykuje. I potrzebuje władzy, która takiemu życiu sprzyja. I często ważniejsze od tego co taka władza robi jest jak ona to robi. Lepiej gdy się nie kwapi do radykalnej operacji, kiedy możliwa jest wolniejsza terapia.
 
Niezależnie od troski o przyszłość kraju, ludziom zależy na przyszłości ich własnych dzieci i wnuków, a także na swoim jedynym, niepowtarzalnym życiu. I coraz więcej jest takich którzy wolą samemu, w stopniu większym niż w mniejszym, decydować o tym co robić dla siebie i co zostawić swoim następcom. Im nie podoba się rząd, który w zbyt dużym stopniu za nich planuje i rozporządza wynikami ich pracy, kiedy oni nie czują takiej potrzeby. Ci ludzie będą zatem wybierać rząd, który przy wszystkich swoich okropnych wadach, stara się ich nie krzywdzić ”tu i teraz”. Na kogo zatem mają głosować ?
 
”Piękna śmierć” - …
 
… miał, w anegdocie sprzed sześćdziesięciu lat, odpowiadać na pytanie jak ten kapitalizm umiera, ktoś komu dane było pojechać na Zachód. Wiadomość o tej śmierci nie okazała się w pełni prawdziwa. Wtedy. A dzisiaj ?
 
Zygmunt Bauman uważa, że konsument przestaje być obywatelem. Rozpatruje bowiem rzeczywistość pod kątem swych własnych i swoich najbliższych potrzeb. Przestają go obchodzić interesy ogółu i przyszłych pokoleń o ile musi do tego dołożyć. I jest tu sporo na rzeczy, ale taka jest rzeczywistość.
 
Spostrzeżenie Baumana jest częścią jego widzenia schyłku cywilizacji. Dla innych jest to schyłek jedynie cywilizacji zachodniej, czego symptomy są dla nich w Europie widoczne. Choć wydaje się to być jeszcze kwestią interpretacji faktów. Goci i Hunowie jeszcze nie tratują Europy. Ich rolę przypisuje się dziś głównie Chińczykom. Ci jednak, w przeciwieństwie do barbarzyńców sprzed półtora tysiąca lat, podbijają świat ekonomicznie, co podbijanym pozwala zachować życie.
 
Jeśli jednak przyjrzeć się Chińczykom, to łatwo dostrzec, że przy całym ich ”konfucjanizmie”, harują, żeby zostać konsumentami, a z czasem, jednak, obywatelami. Takimi jak ci z Zachodu. Dwa pokolenia wcześniej, przeszła tę drogę powojenna Japonia. Ciężko doświadczona, biedna, tradycyjnie zdyscyplinowana i pracowita. Trudno było wówczas w świecie znaleźć coś co by nie było ”Made in Japan”, tak jak teraz jest ”Made in China”. Teraz Japończycy są bogatym, demokratycznym i starzejącym się społeczeństwem, z takimi problemami jakie ma Zachód. Poczekajmy zatem z krańcowymi wnioskami na temat Chin, Azji, Europy i w ogóle – cywilizacji. Spróbujmy zobaczyć gdzie w jej obszarze mieści się dzisiaj Polska.
 
Nie wchodząc w to kto i jak w Polsce pracuje, można stwierdzić, że jako zbiorowość pracujemy dużo i coraz skuteczniej. W swoim czasie, Gomułka doprowadzał ludzi do białej gorączki, porównując poziom PRL do nędzy Podkarpacia, zapamiętanej przez niego z czasu wczesnej młodości. Powstrzymam się więc od porównywania tego co mamy dzisiaj do czasów sprzed transformacji. Wystarczy powiedzieć, że Produkt Krajowy Brutto na mieszkańca – podstawowy wskaźnik - w ciągu pięciu lat, 2000 – 2005 wzrósł z 15,5 tysiąca złotych do 25,8 tys., czyli o 6,3 tysiąca, a w ciągu czterech lat, ze światowym kryzysem, do roku 2009, wzrósł o 8,2 tysiąca, osiągając 34 tysiące.
 
Doganiamy Europę, będąc już jej częścią, sterowani w coraz większym stopniu przez te same mechanizmy ekonomiczne, społeczne i polityczne. Lecz ”w coraz większym stopniu” nie znaczy, że w takim samym. Problemy, z którymi zachodnia Europa, ”stara” Unia, już się boryka, u nas dopiero się zarysowują. Podstawowy problem zachodniej cywilizacji to spadek demograficzny. Pochodny – imigracja. Konsumpcjonizm, który okazuje się siła napędową naszej gospodarki, a który może się stać problemem w trudniejszych czasach.
 
Te, dziś już widoczne, najważniejsze problemy niedalekiej przyszłości nie są jeszcze tematem numer jeden publicznej debaty. Troche z powodu naszej beztroski - jakoś to będzie ! – a w dużym stopniu dlatego, że PIS ciągle narzuca toczoną przez siebie, już dawno wygraną wojnę, o narodowy byt i temu podobne imponderabilia. I w miarę tego jak sprawa robi się coraz bardziej przebrzmiała, język tej partii i jej prezesa jest coraz bardziej agresywny. – Namawiam usilnie do przeczytania bardzo trafnego opisu Piotra Skwiecińskiego ”Ambicje na miarę bajek” w świątecznym ”PlusieMinusie” ”Rzeczpospolitej” – Wszelaki radykalizm, który na Zachodzie jest szerszym czy węższym marginesem, u nas zajmuje wciąż jeszcze duży obszar społeczny i ciągle jest poważną siłą polityczną. Acz słabnie. Jednak już największa grupa wyborców, to są pragmatyczni podatnicy – konsumenci. Ci, którzy trzy lata temu powierzyli administrowanie krajem Platformie Obywatelskiej i zamierzają zrobić to ponownie za rok. W międzyczasie ilość ich się zwiększyła.
 
Kiedyś trzeba przegrać
 
Na partię Tuska głosowałem już w roku 1993. Wtedy to był Kongres Liberalno – Demokratyczny. Moje środowisko, w Gazecie Wyborczej i poza nią, popierało w większości Unię Demokratyczną, która i mnie była bliska. Ale bardziej przemawiał do mnie liberalizm KLD, wypracowany w gdańskim Instytucie Badań nad Gospodarką Rynkową, kierowanym przez Jana Szomburga. Kongres nie przekroczył wówczas pięcioprocentowego progu i nie wszedł do parlamentu. Teraz partia Tuska może liczyć nawet na 50 i więcej procent głosów, ale już nie jest tak liberalna – jeśli w ogóle jest - jak KLD. Lecz tylko ona spełnia kryteria akceptowane przez omawianą wyżej część społeczeństwa.
 
PSL ? Wiadomo. Partia schyłkowa. SLD ? Za czasów Millera i Belki była odbierana jak w miarę sprawna partia władzy, ale dziś daleko jej jeszcze do ówczesnej pozycji. Wiele mówi polityczna awaria Palikota. Jego ruch, nawet jako margines dużej partii cieszył się sporym poparciem. Ale nie aż takim, by głosować na partię Palikota. I nie kosztem Platformy, w której był dość popularny. Wpływy Kościoła, majątki kościelne, in vitro, aborcja, parytet, małżeństwa homoseksualne i związki partnerskie. To są istotne problemy, nawet bardzo, ale nie one stanowią główne wyzwanie i – okazuje się - nie one odgrywają główną rolę przy wybieraniu władzy. Roztropne partie w takich sprawach, pozostawiają swym posłom i senatorom wolność wyboru. Nie chcą aby wynikające stąd podziały w społeczeństwie i w polityce rzutowały na stanowisko w sprawach naprawdę jeszcze ważniejszych.
 
Dla mnie istotną sprawą jest prywatyzacja i nie przekonują mnie argumenty rządu za sprzedawaniem państwowych spółek państwowym spółkom. Ale gospodarka jest już w większości prywatna, jakoś przeżyje z garbem w postaci tych reliktów realnego socjalizmu. Przy Tusku biurokracja rośnie, ale rosła i będzie rosnąć przy innych rządach. Przykre, ale i to nie jest realnym kryterium wyboru, a hasła sanacji w tym zakresie są demagogią. Klerykalizację życia publicznego uważam za nadmierną, ale tutaj frontu z Kościołem bym nie otwierał. Jeśli już, to bym poparł liberalną ustawę o in vitro i zliberalizował aborcję. Jeśli chodzi o parytet, małżeństwa jednopłciowe i związki partnerskie, to akurat jestem przeciw, lecz jeśli Platforma w końcu poczuje się przymuszona w tych sprawach, to jakoś przeboleje i akurat z tego powodu nie odmówię jej swego głosu.
 
Kiedy PO straci władzę nie wiemy. Może już w roku 2015, a może później. Ale możemy przewidzieć jak, pod warunkiem, że nie nastąpi jakieś gwałtowne załamanie, będące jedyną nadzieją PIS. Jeśli go jednak – odpukać – nie będzie, PIS zacznie się stawać marginesem. Natomiast zbiorowość podatników – konsumentów będzie się zbliżać do zachodnich rozmiarów. Teraz stoją za PO, bo praktycznie nie mają wyboru. Nie chodzi już nawet o wciąż aktualny straszak PIS. Nie ma komu przejąć roli Platformy. Bo tym którzy na nią głosują nie chodzi o – niech Bóg uchowa ! – rewolucję, o Kaczyńskiego ”wywrócenie stolika” , czy Rokity ”szarpnięcie cuglami” i kolejną Rzeczpospolitą. Tuskiem, jego partią i jego rządem w końcu się zmęczą i przekażą zarządzanie tym biznesem temu, kto ich zdaniem, zrobi to lepiej niż robi to władza obecna.
 
W Niemczech mają do wyboru socjaldemokratów i chadeków. W Zjednoczonym Królestwie torysów i laburzystów. Tu i tam zwycięska siła może się wesprzeć obrotowymi liberałami. Z grubsza, w zachodniej Europie jest to lewica i prawica. Czasem partia, gdzie niegdzie koalicja. W czasie kampanii wygadują niekiedy niestworzone rzeczy, lecz władzę przekazują sobie spokojnie, bez większych wstrząsów. I wyborcy to wiedzą.
 
PIS w swoim wyobrażeniu jest prawicą, ale to taka lekko endekoidalna prawica, ze sporą domieszką demagogii socjalnej. Bliższa liberalnej prawicy jest Platforma, choć sporo ją dzieli od liberalizmu jej zalążka, tuskowego Kongresu Liberalno Demokratycznego. Jednakże realna konkurencja Platformy pojawi się raczej z lewa i będzie to raczej SLD niż ktokolwiek inny.
 
Partia Kluzik-Rostkowskiej chce się lokować na obszarze zagospodarowanym przez PO. Ale nie to jest jej głównym minusem. Dla elementów radykalnych jest ona zbyt nijaka. Radykałowie zostaną przy PIS, lub poprą coś bardziej ostrego. Tym, którzy mogliby mieć dość Platformy, PJN nie daje rękojmi, że będzie się nadawać do sprawowania władzy. I nie bardzo wiadomo jak i kiedy, nawet tych, którym się ona podoba, przekona, że ma potrzebne do tego kwalifikacje.
 
SLD też jest jeszcze dosyć daleko do tego poziomu, lecz jest już bliżej. Bardzo prawdopodobne, że Platforma nie zdobędzie sama większości w izbach. Mniej prawdopodobne, lecz niewykluczone, że nie wystarczy jej koalicja z niszowym PSL. Jeśli Stronnictwo przekroczy próg 5 procent, co nie jest gwarantowane. Wtedy szansę na pokazanie się jako siła zdolna do współrządzenia uzyska Sojusz w koalicji z PO. Ale może też opłaci się partii Napieralskiego demonstrowanie swojej odrębności w charakterze opozycji.
 
Zanosi się na wiele możliwości i trudno wchodzić w szczegóły. W każdym razie, można mieć nieśmiałą nadzieję na w miarę spokojną rotację sił politycznych. Mniejszych, a z czasem większych. Bez wstrząsów, które łączą się z IV RP i malejącą szansą jej recydywy.
 
 
 
 
 
 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka