Na Hannę Gronkiewicz – Waltz warto głosować choćby po to, by wystarczyła jedna tura – oszczędność pieniędzy i czasu. Jej przewaga w sondażach jest tak wielka, że przy wszystkich możliwych błędach sondażowni, chwiejności i zakłamaniu pytanych, musiałby się stać cud byśmy zmienili prezydenta, do czego wzywa jej kontrkandydat Wojciech Olejniczak. Warszawiacy psioczą na potęgę, ale per saldo, dają pani Hannie wysoką ocenę. Takie są fakty.
Jej poważni kontrkandydaci, a za takich uważam Czesława Bieleckiego i Wojciecha Olejniczaka mają o wiele mniejsze poparcie dlatego, że za nimi stoją PIS i SLD, a za nią stoi PO i to jest w Warszawie ważniejsze niż gdziekolwiek indziej. Ale nie tylko to. Ludzie głosują na określone partie i osoby z różnych powodów. Dochodzę jednak do wniosku, że coraz istotniejszą właściwością ocenianą przez wyborców jest zdolność do rządzenia, czy nawet zarządzania, w porównaniu z konkurentami.
W pierwszych latach III RP, kiedy dopiero się kształtował nasz byt państwowy o wyborze decydowały zasługi w walce przeciw realnemu socjalizmowi, lub obawa przed jego demontażem, idee, wizje, ciekawość i obietnice. I było jak było. Powiem, że nie łącząc – i okazało się słusznie - specjalnych oczekiwań z prezydenturą Lecha Kaczyńskiego w Warszawie, głosowałem na niego, no bo to jednak z ”Solidarności”, a nie z SLD. Kiedy jednak w wyborach powszechnych to SLD dostało 40 procent głosów – mojego nie – to nie było to poparcie wyłącznie lewicowców, czy sierot po PRL. Dla wielu była to po prostu sprawna partia władzy. Bieg wydarzeń pokazał, że nie taka sprawna. Ale rząd PIS z przystawkami i bez, potem znowu z nimi i znowu bez, z wrogami wewnętrznymi i zewnętrznymi i tworzonym przez to napięciem, podobał się tylko części wyborców, a dla większości nie był solidnym i spokojnym administratorem. A takim dla tej większości okazuje się obecny rząd i stąd zadziwiająco trwałe poparcie.
W swoim czasie Jacek Kuroń bił rekordy popularności, a zdobył raptem 10 procent głosów w wyborach prezydenckich. Lubiano, ceniono, lecz nie sądzono, by się nadawał na prezydenta. Niedawno wielką popularność zdobył poseł Palikot. Ruch poparcia dlań na poziomie działań społecznych okazał się duży, ale już na poziomie politycznym prawie zerowy. Nawet ci, którzy podzielają jego poglady na sprawy obyczajowe, stosują inne kryteria, stawiając na partie, które są narzędziami zdobywania i utrzymywania władzy. Od władzy oczekuje się załatwiania spraw jeszcze ważniejszych niż te, o które walczy Palikom. No i umiejętności rządzenia.
Im bardziej lokalny szczebel tym mniejsze znaczenie ma odpowiedzialność za katastrofę smoleńską, a większą codzienne przyziemne sprawy. Prezydent Dutkiewicz będzie zapewne nadal rządził Wrocławiem, a sparzył się kiedy spróbował kariery politycznej w skali kraju. Ale wracajmy do Warszawy. Można sporządzić rejestr bolączek, który przysłoni wszystko. Jako Warszawiak wiele z nich czuję na własnej skórze, a będąc nim od urodzenia – więc dość długo – o ich jeszcze większej ilości wiem. I wiem, że wśród tych bolączek jakaś część wynika z błędów i zaniechań pani prezydent. Jedni te mankamenty odczuwają słabiej inni mocniej, a są też tacy którym nie dają one żyć. Ale gdzie jest inaczej ?
Lech Kaczyński jako prezydent miasta, w dużym stopniu paraliżował je swoim asekuranctwem, maskującym brak fachowości. Jego odejście z magistratu było ulgą. Odejście w tej chwili obecnej pani prezydent – zakładając, że ktoś ją pokona w wyborach – byłoby dużym kłopotem i stratą czasu.
Czesław Bielecki jest ciekawym, inteligentnym i sympatycznym człowiekiem. Ma wspaniałą wizję Warszawy, lecz ja nie wiem, czy znalazłby na nią pieniądze. Czy byłby w stanie ją zrealizować przy pomocy swego aparatu władzy, w kontaktach z władzą centralną, z Unią i jej pieniędzmi, czy zdobywałby na bieżąco poparcie mieszkańców. A Hanna Gronkiewicz – Waltz jakoś się z tą materią boryka.
Warszawa jest zbyt wielkim i skomplikowanym agregatem, który musi funkcjonować stale i nie nadaje się już na kolejne eksperymenty, a było ich sporo w dwudziestoleciu.
Przypuszczam, że Wojciech Olejniczak ma potrzebne na tym stanowisku cechy osobowościowe i do tego pewne doświadczenie w zarządzaniu – był ministrem i szefem partii – oraz obycie w Europie. Ale gdyby – teoretyzuję – został nagle prezydentem Warszawy byłby to dla spory i niepotrzebny wstrząs. Widziałbym go na takim stanowisku gdyby wcześniej mógł być choć przez jedna kadencję – to już pełna abstrakcja – bezpartyjnym przewodniczący Rady m.st. Warszawy, czy zastępca obecnego prezydenta.
No, ale jest jak jest. I załatwmy to w jednej turze.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka