Dzień szósty sierpnia 2010 roku już się kończy, a ja jakoś nie zauważyłem by ktoś odnotowywał, że mija okrągła 65 – ta rocznica rzucenia bomby atomowej na Hiroszimę. W swoim czasie było to głośne wydarzenie, wykorzystywane propagandowo przeciw Stanom Zjednoczonym, co było chamskim zagraniem ze strony ich byłych wojennych sojuszników.
Mnie osobiście najbardziej wkurwiało – proszę nie skreślać, inne wyrażenie tu nie pasuje – stawianie na jednej płaszczyźnie Hiroszimy i Oświęcimia. Oświęcim to była jednoznaczna zbrodnia, a Hiroszima – i Nagasaki – to były tragiczne, lecz racjonalne posunięcia w wojnie światowej, wywołanej m. in. przez Japonię. Racjonalne, bo skłoniły cesarza Hirohito do wymuszenia kapitulacji na wojennej kamaryli. Walki na Okinawie pokazały, że zdobywanie wysp japońskich pociągnęłoby za sobą o wiele więcej ofiar. Nawet wśród samych Japończyków.
Poza tym, te wybuchy pokazały czym jest broń jądrowa i to zapewne spowodowało, że późniejsza zimna wojna nie stała się wojną gorącą. Możemy więc ubolewać nad śmiercią i cierpieniami Japończyków, ale nie wolno za to osądzać Ameryki.
Tyle przypomnienia z okazji mijającej rocznicy.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura