Ernest Skalski Ernest Skalski
111
BLOG

Apogeum PIS…

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 50

 


 
… chyba właśnie przemija, przy czynnym udziale prezesa. Lecz nawet  bez jego kolejnej wolty, niedawne 47 procent wyborców za Kaczyńskim i do 40 procent (w innych sondażach mniej) poparcia dla jego partii, to nie był kolejny etap na drodze do dalszych sukcesów, ani nawet trwała pozycja. Mógł to być punkt szczytowy, po którym rozpoczyna się jazda w dół. OBOP, najbardziej wiarygodna sondażownia przed wyborami, daje ostatnio Platformie 52 procent poparcia – 5 procent więcej niż w momencie wyborów, a PIS ma mieć 31 procent – o 5 procent mniej. 
Wiadomo, że niedawne wybory prezydenckie to ważna, lecz tylko wstępna bitwa, zajmowanie pozycji przed przyszłoroczną bitwą o parlament, która ma zdecydować jak Polska przejdzie decydujący w UE okres do roku 2015. (Niezwykle ważne wybory samorządowe to temat na inny artykuł.)
 
Łamańce prezesa
 
Żelazny elektorat PIS szacowano na 20 – 25 procent głosujących. W porywach – 30. A Kaczyński uzyskał w wyborach prawie połowę całego elektoratu. To znaczy, że zdobył duże poparcie chwiejnego środka, które ze swej natury nie może być opoką na przyszłość. Kampania odbyła się w warunkach sprzyjających PIS – 2 x powódź i Smoleńsk ! - i wedle jego reguł, których nie wypadało przekroczyć – żałoba ! A wygrała ją pomimo tego Platforma. Lecz w przyszłym roku mogą być inne okoliczności i niewiadomo jakie będą wyniki. Czyli niewiadomo za kim pójdzie ów kilkuprocentowy środek elektoratu rozstrzygający wybory.
Jarosław Kaczyński, który przez wiele lat skutecznie eksploatował i podsycał etos wojownika w swoim elektoracie, w kampanii odszedł od tej postawy. Komentatorzy gubili się w domysłach czy to szczera przemiana, wywołana wielką tragedią, czy tylko cyniczna zmiana wizerunku dla celów wyborczych. Wydaje się, że nie ma to wielkiego znaczenia. W polityce liczy się skuteczność, a nie to co komu w duszy gra. A manewr okazał się skuteczny.
 
Gdyby ta transformacja Kaczyńskiego okazała się trwała, byłaby czymś pozytywnym w życiu publicznym. Łagodziła by obyczaje. Lecz prezes wytrwał w tym tylko do drugiej tury i ani dnia dłużej. Można, oczywiście wyonaczyć sprawę, twierdząc, że w kampanii mówił o czymś innym, a teraz o czymś innym, czyli o katastrofie smoleńskiej, którą wcześniej pomijał. I tak robią jego akolici z twardego jadra PIS. Ale to nie skutkuje. Ton robi piosenkę, a nie słowa. A ton mamy w starym dobrym stylu IV RP.
 
I znowu mamy dywagacje, która postawa prezesa była i jest dlań właściwa. Przychylam się do opinii, że ta obecna i ta sprzed katastrofy, a do tej kampanijnej się zmusił. Nie ma to jednak, mym zdaniem, wielkiego politycznego znaczenia. W polityce – powtarzam – liczą się skutki. A skutek będzie taki, że przed kolejnymi wyborami Kaczyński nie ma po co znowu łagodnieć, bo i tak nikt mu już nie uwierzy. Ale ja ciągle uważam go za polityka, który wie co robi, a nastrojom poddaje się wówczas kiedy to go zbliża do celu. Nie mogę wprawdzie wykluczyć, że opuścił go rozum polityczny, lecz raczej sądzę, że jego rozum kazał mu machnąć ręką na wartość dodaną w postaci części elektoratu środka i nastawić się na utwierdzanie w wierze swej stałej klienteli politycznej. Zmobilizowana emocjonalnie przez katastrofę, uznała przedwyborczą zmianę prezesa za uprawniony wybieg taktyczny. Ale pod koniec przyszłego roku może  podbierać PIS-owi głosy - z poparciem o. Rydzyka - Marek Jurek, jakiś sukcesor Giertycha, czy też on sam.
 
Kolejna wolta Kaczyńskiego wywołała zrozumiałą dezaprobatę, czy wręcz panikę wśród części jego zwolenników. Typowy był komentarz Igora Janke w ”Rzeczpospolitej”, lecz były i inne w tym tonie. Póki co prezes panuje nad partią i określa kierunek. W tej chwili jest to kierunek na zwieranie szeregów. Tak jakby tym celem było zachowanie jak można najdłużej zamkniętej stałej opory, zapewniającej trwały byt polityczny w opozycji.
 
Trzecia siła na drugą ?
 
Jak dotąd, elektorat PIS jednoczą dwie tendencje; katolicko-narodowa i egalitarna. (Ta druga bardziej w wersji hasłowej, gdyż rządząc, PIS musiał być w miarę pragmatyczny) Ten elektorat to – przypominam – jest raczej prowincjonalny, raczej biedniejszy i gorzej wykształcony, raczej osiadły od pokoleń. To ”raczej” jest bardzo istotnym zastrzeżeniem. W miarę upływu lat i zmiany pokoleń, ta część społeczeństwa stopniowo się zmniejsza. To oznacza powolne kurczenie się  postawy katolicko – narodowej, ale nie egalitarnej. Ta bowiem funkcjonuje od tysiącleci tam gdzie istnieje polityka, a ta istnieje tam gdzie jakaś społeczność wybiera władzę. Nie ma jej w dyktaturze.
 
Egalitaryzm przybierał różne postacie – wyrażał się również w herezjach – a od paru pokoleń w Europie jest to raczej świecka lewica; socjaliści, socjaldemokraci. Wszakże dawno odeszła ona od idei rewolucji socjalnej, obalania kapitalizmu i tp. Toczy z prawicą spór o wysokość podatków i świadczeń socjalnych, zakres interwencjonizmu państwa. I to jest dyskurs bynajmniej nie w atmosferze wojny domowej.
 
W Polsce, pięć lat temu, lewicowa formacja w postaci SLD w pełni zasłużenie, przegrała, lecz odwieczne zapotrzebowanie na lewicowość zostało. Lewica Napieralskiego, łącząca umiarkowany egalitaryzm z umiarkowanym liberalizmem obyczajowym – okazało się – ma pewne szanse. Jest wyraźnie na fali wzrostowej. Nie wygra jeszcze przyszłorocznych wyborów, lecz może stać się siłą, bez której nie da się urządzić sceny politycznej na następne cztery lata. Kaczyński przed wyborami uczynił swoją partię nadającą się do koalicji, może nawet z lewicą. Teraz jednak pozbawił się tej zdolności koalicyjnej i może zawierać koalicję wyłącznie z PSL, o ile ludowcy w ogóle wejdą do parlamentu, co dosyć wątpliwe.
 
Świeccy egalitaryści z SLD to dla pobożnych egalitarystów z PIS wyzwanie i groźba. A nie wszyscy zawsze będą tacy pobożni. Nawet wśród wyborców Kaczyńskiego może następować zmęczenie bogo-ojczyźnianym patosem. Prawu i Sprawiedliwości grożą zatem straty z obydwu skrzydeł. Jest to partia wodzowska, a wódz musi być jednoznaczny i wyrazisty. Kaczyński, o janusowym obliczu, który już raz jest łagodny, a czasem znów bywa ostry, traci te cechy.
 
Reasumując; nie jest powiedziane, że w nadchodzących miesiącach będzie trwał dalszy wzrost poparcia dla PIS. Bardziej prawdopodobne, że właśnie minął moment szczytowy. Natomiast tendencje wzrostową wyraźnie wykazuje poparcie dla SLD. Być może kiedyś te partie się miną i będziemy mieć Sojusz, jako jedną z dwóch podstawowych sił politycznych -  umiarkowaną ”europejską” lewicę, a PIS będzie tylko anachroniczną niszą, o którą już teraz dba Jarosław Kaczyński. Jeśli tak będzie, to nie w najbliższym sezonie politycznym. Chyba, że wysiłki prezesa, prowadzące do izolacji PIS okażą się nad wyraz skuteczne.
 
Smoleńsk, Smoleńsk i tylko Smoleńsk
 
Jaka była IV RP taka była, lecz opierała się o szeroki program zamierzeń w sferze społecznej i politycznej. Przed ostatnimi wyborami nie było już IV RP, ale była mowa o Polsce A i B i o zrównoważonym rozwoju, o przyszłości służby zdrowia, o koncyliacyjnym sposobie prowadzenia polityki w kraju i był ważny akcent w postaci przemówienia prezesa do przyjaciół-Moskali. Teraz nie ma niczego poza Smoleńskiem. Jeśli polityk i jego partia nie chcą wypaść ze świadomości obecnej musza dbać o to, by stale przypominać o co im chodzi. Do czego dążą. Wyborcy muszą wiedzieć czego się mogą spodziewać. Poza wyjaśnieniem tej jednej sprawy. Śledztwo smoleńskie jest bez wątpienia sprawą ważną, lecz nie jedyną i nie najważniejszą.
 
Ograniczenie się tylko do niej można wytłumaczyć stanem ducha Jarosława Kaczyńskiego. Lecz gdyby kierował wciąż wielką partią tylko pod wpływem swoich emocji, wówczas nie miałby kwalifikacji na polityka. Ciągle uznając jego rozum polityczny, gotów jestem przypuszczać, że to celowy zabieg. Żeby wykreować mit, a działacze PIS-u nie kryją, że o to chodzi, trzeba pokazać, że nic innego nie liczy się. Gdzieś tam zostaje służba zdrowia, Polska A i B, system emerytalny, finanse publiczne. Nic to nas jednak nie obchodzi dopóki nie wyjaśnimy kwestii smoleńskiej. A nie wyjaśnimy jej nigdy, bo gdyby nawet ostateczny protokół został dostarczony na kamiennych tablicach z góry Synaj, to nie przekona się przekonanych o spisku i zbrodni. Nikt nas nie przekona – czyje to słowa ? – że białe jest białe.
 
Największa tragedia po roku 1945. Faktycznie, welka tragedia. Na pewno najbardziej spektakularna. Czy największa ? Jak ją zmierzyć i porównać z masakrą w Poznaniu w czerwcu 1956 roku i z masakrą na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku ? A rozłożony w czasie terror lat 1945 – 1954 ?
 
Polegli. Męczennicy. Poległo trzystu Spartan pod dowództwem Leonidasa. Polegli uczestnicy wszystkim polskich powstań i niezliczonych wojen. W tym uczestnicy – po obu stronach – świętowanej na dniach bitwy pod Grunwaldem. Polegli polscy żołnierze w Iraku i w Afganistanie, policjanci w starciach z bandytami. Ludzie, którzy stanęli do walki. Męczennikiem był Chrystus, architekci Kościoła Piotr i Paweł i niezliczeni inni, oddający życie za wiarę. W Polsce byli to święci; Wojciech, Stanisław, Andrzej Bobola, o. Kolbe, ks. Popiełuszko. A pasażerowie i załoga prezydenckiego samolotu ponieśli tragiczną, niezasłużoną śmierć. Taką samą jak pasażerowie autokaru we Francji i ofiary wielu innych katastrof. Nie walczyli, nie narażali się świadomie. Nazywanie ich poległymi i męczennikami deprecjonuje prawdziwych poległych i męczenników. Ta podmiana znaczenia tak bardzo ważnych słów psuje język i utrudnia komunikację, obraża inteligencję ludzi i już zupełnie nie pasuje do lansowanej polityki historycznej. Podobno opartej na prawdzie.
 
Odpowiedzialność polityczna, moralna i prawna, której się domaga Kaczyński. Z prawną jest w państwie prawa najprościej. Od tego jest kodeks karny.
Art. 173. § 1. Kto sprowadza katastrofę w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym zagrażającą życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach,
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 2. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie,
podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca
podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
§ 4. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 2 jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca
podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Art. 174. § 1. Kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym,
podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
§ 2. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Gdy domniemany sprawca czynu umiera zawiesza się postępowanie. W stosunku do żyjących, na postawie artykułu 174 kk., należałoby prowadzić dochodzenia w stosunku do kontrolerów z lotniska Siewiernyj w Smoleńsku, gdyby obowiązywał tam kodeks karny RP. Władze polskie mają wszakże prawo i obowiązek interesować się tym co robią w tej sprawie władze rosyjskie. Wyjaśnienia wymagają ewentualne zaniedbania odnośnie stanu samolotu i bezpieczeństwa feralnego lotu. Niezależnie jednak od tych okoliczności nie doszłoby do wypadku, gdyby piloci nie lądowali, łamiąc prawo i procedurę. Zlekceważyli ostrzeżenia o mgle i sygnały alarmowe urządzeń pokładowych. I to jest bezsporne.
Sporne jest czy wywierano na nich presję by lądowali. Jeśli jednak rozważa się różne, bardzo oddalone okoliczności, mogące mieć jakiś, pośredni, wpływ na przebieg wydarzeń, to można rozważyć i taki bezpośredni nacisk. Dla pilotów, czy tylko kapitana, teoretycznie zakładając postępowanie na podstawie art. 173. kk., taki nacisk mógłby być tylko okolicznością łagodzącą. Nawet gdyby naciskał najwyższy zwierzchnik sił zbrojnych wraz z dowódca wojsk lotniczych. Całkowicie usprawiedliwiałby jedynie terrorysta, zdeterminowany by zginąć ze wszystkimi, gdyby nie wykonano jego rozkazu o lądowaniu. Nic innego nie usprawiedliwia pilotów. A wyszukuje się i wymyśla masę wszelakich, nieraz fantastycznych, okoliczności, byle tylko nie obciążać bezpośrednich sprawców.
 
Odpowiedzialność moralna i polityczna, o której mówił Jarosław Kaczyński, to sprawa interpretacji. Brutalne, czy nie, ataki na prezydenta Kaczyńskiego nie były przyczyną katastrofy. ”Zbrodnicza” zwłoka z kupnem samolotów dla VIP-ów, obciąża wszystkie kolejne rządy. I nie ma związku z decyzją pilotów samolotu 10 kwietnia. A jeśli się porusza sprawy wielomiesięcznego planowania podróży premiera i prezydenta, tym bardziej należało spytać dlaczego Kancelaria opóźniła proponowany czas wylotu, a do tego prezydent spóźnił się o dodatkowe prawie pół godziny. To mogło wymusić pośpiech, ale nawet w tej sytuacji piloci nie powinni byli lądować.
 
Informacja prokuratury, że w ciele prezydenta nie było alkoholu i narkotyków przecina dyskusję na ten temat. Wcześniej jednak posłanka Kempa zapowiedziała, że poselski zespół wyjaśniający sprawę katastrofy nie dopuści do pytania o trzeźwość prezydenta. Dlaczego ? Zadanie pytania o to było uprawnione, bo nawet w procesie kanonizacyjnym występuje advocatus diaboli i nikt go za to nie potępia ani nie karze. Lecz do zespołu, w założeniu otwartego dla wszystkich posłów, nie dopuszcza się posła Palikota, bo by zakłócił atmosferę jednomyślności badaczy. Uprzedzając pytanie z jego strony i uwzględniając delikatność swego przybocznego zespołu, Jarosław Kaczyński mógłby sam zreferować całość swojej rozmowy z bratem, toczonej przez telefon satelitarny, na krótko przed katastrofą.
 
Omijając najistotniejsze okoliczności, tworzy się ogromny zlepek wszelakich faktów, domysłów, znaków zapytania, które można jakoś tam powiązać z katastrofą 10 kwietnia, nie troszcząc się przy tym o związek przyczynowo-skutkowy i elementarną logikę. Ma być dużo, głośno, ma to przysłonić niektóre aspekty samej katastrofy, odsunąć czy przyćmić inne, ważne problemy kraju. Trudne powiedzieć na ile to będzie skuteczne.
 
Nośność emocjonalna katastrofy już jest mniejsza niż była zaraz po niej. Jesienią przyszłego roku, siłą rzeczy, musi być jeszcze mniejsza. Podtrzymywanie tej atmosfery, wywoływanie konfliktów pochodnych, jak ten z krzyżem przed rezydencją prezydenta, może irytować i nudzić. Oczywiście, nie wszystkich, lecz nawet część wiernego elektoratu pisowskiego może się poczuć znużona. Czy uda się w ten sposób pozyskać nowych wyborców ? Waldemar Kuczyński głosi pogląd, że może to być zamierzone sięgnięcie do ogromnego rezerwuaru jakim jest nie głosująca -mniej więcej – połowa uprawnionych. Zważywszy na to, że wybory rozstrzyga kilkuprocentowy środek, który Kaczyński odpuszcza, wystarczyłoby kilka procent nowych głosów, aby przechylić szalę. Ale sama tragedia smoleńska na to nie starczy. Może się stać zaledwie przygrywką do kampanii strachu i nienawiści.
 
Inna rzecz, że znowu wtedy zaczęłoby straszyć i mobilizować przeciwników widmo IV RP.
 
 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Polityka