Tak czy inaczej, ale 5 lipca, lub możliwe, że już w najbliższy w poniedziałek, jeden z panów K. – ale nie Korwin-Mikke – będzie wybrany na stanowisko Prezydenta RP. Sądzę, że nie będzie to Jarosław Kaczyński, ale nie mogę tego wykluczyć, choć przyznaję, że nie życzyłbym sobie jego zwycięstwa. Upłynie potem rok z niewielkim okładem, zacznie się kampania przed wyborami do parlamentu. Czekać będę wówczas na artykuł Rafała Ziemkiewicza, ostrzegający przed zwycięstwem … PIS, bo pisowski rząd i pisowski prezydent, to niebezpieczna koncentracja władzy jednej opcji politycznej, naruszająca demokratyczną zasadę check and balance.
Kiedy premierem i prezydentem byli ludzie wywodzący się nie tylko z jednej partii, ale także z jednego jaja, red. Ziemkiewicz nie zgłaszał takich obaw. Zmienił zdanie – do czego każdy ma prawo – bojąc się perspektywy; premier Tusk i prezydent Komorowski.
Nie jesteśmy w Rosji i na dwa dni przed wyborami nie wiemy kto je wygra. Co za brak stabilności ! Mając do rozważenia dwie możliwości możemy je sobie wyobrazić. A o przyszłorocznych wyborach parlamentarnych będzie można tylko snuć przypuszczenia. Na razie myślmy o okresie przejściowym, gdyż to może służyć wyborowi w najbliższą niedzielę.
Prezydent Kaczyński ? Będzie pracował na zwycięstwo PIS i porażkę Platformy w wyborach 2011 roku. Jak ? To zależy od sytuacji, bo jest to polityk konsekwentny w dążeniu do celu, lecz elastyczny w działaniu. Może uznać, że twardy elektorat PIS, utwierdzony w wierze przez katastrofę smoleńską i podniesiony na duchu przez zwycięstwo wyborcze, będzie stał przy nim, rozumiejąc, że musi on mówić i robić zaskakujące rzeczy. A wtedy będzie podtrzymywał taktykę, która teraz pozwoliła mu rozszerzyć swój elektorat. Na pewno zechce utrzymać przy sobie tę grupę, czyli będzie spokojny, koncyliacyjny, mówiący o współpracy, również z przeciwnikami politycznymi. Jeśli jednak między nim a ścianą zrobi się poważna szczelina, którą zechce rozszerzać Marek Jurek z księdzem-dyrektorem, jeśli odżyje coś na kształt LPR i Samoobrony, albo i one same, wówczas zobaczymy dawnego Kaczyńskiego, pełnego zapału wojownika.
Podobnie może być w polityce zagranicznej. Prezydent Kaczyński może, konkurując z premierem Tuskiem, podtrzymywać dobre stosunki z Angelą Merkel i kontynuować linię zapoczątkowaną swoim ciepłym orędziem do Rosjan. Ale może też demonstrować, że nie pertraktuje na klęczkach, nie prowadzi polityki białej flagi. Polsce to da niewiele, raczej nieco zaszkodzi, ale pozwoli utrzymać twardy, nieco ksenofobiczny elektorat, gdyby się dało zauważyć jego obawy.
Niezależnie jednak od wizerunku, jaki zademonstruje prezydent Kaczyński, zrobi on wszystko aby Platforma i jej rząd nie odniosły w tym czasie znaczących sukcesów. Nawet gdyby miały to być sukcesy Polski, bo na nie ma nadejść czas kiedy już PIS będzie miał pełnię władzy. Narzędziem Jarosława będzie weto. Podobnie jak to było dotychczas, tyle tylko, że Lech wykonywał zadanie prezesa, a teraz prezes (faktyczny, choć już nie tytularny) będzie to robił sam.
Nie ma takiego posunięcia rządu, którego nie dałoby się oskarżyć, że jest wymierzone przeciw biednym, lub przynajmniej, że ignoruje ich interesy. Będziemy wiec mieli ludowego trybuna w postaci prezydenta i antyludowy rząd. Do tego nieudolny, bo przecież niczego nie przeprowadzi w tym czasie. Co z tego, że to z powodu prezydenta ? Brak logiki w argumentacji, na ogół nie przeszkadza w polityce skierowanej do niezbyt wyrobionego odbiorcy. Liczą się wytwarzane emocje.
No a teraz, bardziej prawdopodobna sytuacja. Prezydent Komorowski. Prezes PIS przegrywa, najprawdopodobniej w drugiej turze i nie z kompromitującym wynikiem. Jego pozycja w partii i polityce zostaje mocna, a pole działania wdzięczne. Platforma mając większość, rząd i prezydenta może uchwalać co zechce. Nie będzie mieć wymówki, że prezydent i tak zawetuje.
Czteroletnia, czy nawet pięcioletnia kadencja, to strasznie długo kiedy trzeba znosić złe rządy i bardzo mało czasu na przeprowadzenie gruntownych zmian. Znani reformatorzy z bożej łaski – Józef II, Aleksander II – byli władcami absolutnymi i mogli liczyć na dożywotnią kadencję. W demokracji, jak wiadomo, liczy się pierwsze sześć miesięcy po zdobyciu władzy, Czego się wówczas nie zmieni, tego nie zmieni się później, kiedy władza uwikła się w realia i zacznie obserwować słupki sondaży.
Kiedy Margaret Thatcher spytano w Polsce jak się przeprowadza reformy, których społeczeństwo nie aprobuje, powiedziała, że się ich nie przeprowadza. Ona sama napotkała wściekły opór, ale za sobą miała większość społeczeństwa i pewną większość parlamentarną. Z tych elementów Platforma będzie mogła liczyć na wściekły opór i kadencję do jesieni przyszłego roku. W tej chwili ma koncepcje tego co należałoby zrobić, przygotowane przez Boniego i jego ludzi, ale nie ma – co błąd - gotowych projektów ustaw. W czasie, jaki jej pozostanie, zdąży niewiele. Jeśli wygra wybory parlamentarne za rok, to do roku 2015 mogłaby zrobić wiele, a potem niech przegrywa wybory. Lecz próba podjęcia reform już teraz, może przyśpieszyć jej klęskę za rok i na to będzie pracował PIS.
Póki piorun nie trzaśnie chłop się nie przeżegna – mówi rosyjskie przysłowie. Faktycznie, kiedy już jest kryzys, ale taki prawdziwy, jak w latach 1929 – 1933, społeczeństwo godzi się na wielkie reformy jak w USA, lub na władzę Hitlera jak w Niemczech. Kiedy idzie wytrzymać, a zagrożenia dopiero mają nadejść, reaguje na próby naprawy oporem; Grecja, Portugalia, Francja. Doprawdy, rola opozycji, która wszystkiego może żądać i za nic nie odpowiada jest w takiej sytuacji wdzięczniejsza.
Przed każdą władzą – w Polsce, ale nie tylko - już dziś stoją zadania, które można podzielić na palące, pilne i ważne. Na każdym się można przejechać. Palące są starania o zmniejszanie deficytu budżetowego, w miarę możliwości nie kosztem wzrostu gospodarczego. Czyli nie przez podnoszenie podatków, lecz przez zmniejszanie i racjonalizowanie wydatków. Pilna - to w Polsce - jest poprawa opieki zdrowotnej przez racjonalizowanie wydatków, bo na istotne zwiększenia środków na ten cel nie ma co liczyć, bez znaczącego wzrostu gospodarczego. Ważne, czy nawet najważniejsze jest zreformowanie systemu emerytalnego, czy w ogóle systemu świadczeń socjalnych, ale to może i musi być robione w czasie liczonym na pokolenie. Czyli w ciągu jakichś 20 lat. A to pięć kadencji parlamentarnych i cztery prezydenckie. I nic z tego nie wyjdzie, jeśli koncepcja będzie zmieniana po każdych wyborach.
Wracamy do początku. Z prezydentem Komorowskim jest szansa, że cały ten zespół przedsięwzięć zacznie być realizowany jeszcze w tym roku i szansa – już mniejsza - że będzie to kontynuowane w następnych latach. Przy Kaczyńskim będzie to sparaliżowane w ciągu roku i w ciągu następnych czterech lat, jeśli PO zachowa większość w parlamencie. Klincz będzie trwał. Jeśli po 2011 roku PIS Będzie miał i premiera i prezydenta, uzyska możliwość realizowania swojej polityki. Może to być odmiana IV RP pod nowa nazwą, ale nie musi. Ale PIS nie będzie mógł się sprzeniewierzyć swojemu zachowawczemu elektoratowi i raczej się powstrzyma z radykalnymi reformami.
Opłaca się chyba dać sobie szansę na podjecie nieodzownym reform, powierzając jednej partii pełnię władzy politycznej. Powtarzam; politycznej, czyli takiej która mieści się w ramach konstytucyjnych, nie narusza praw obywateli, samorządów, władzy sadowniczej, instytucji publicznych, a nie rządowych. Kiedy Jarosław Kaczyński miał pełnię władzy politycznej, te ograniczenia to był dlań nieznośny imposibilizm. To dodatkowy argument za tym, że w kolejnych wyborach lepiej powierzać władzę Platformie.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka