Ernest Skalski Ernest Skalski
284
BLOG

Insynuacje

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 76

 


 
Piloci we mgle nie widzieli wąwozu, przybory pokazywały odległość do jego dna. Nie przestudiowali przedtem mapy okolic lotniska. Nie wiem czy musieli. Są urządzenia, w których są zaprogramowane wszystkie dane dochodzenia do lotnisk. Podobno samolot je miał. Nie zadziałały ? Nie zwrócili na nie uwagi ? Śledztwo to powinno wykazać.
 
Cywilni piloci, z wielokrotnie większą ilością lotów, startów i lądowań nieraz w trudnych warunkach, najprawdopodobniej odlecieliby po ostrzeżeniu o mgle. Zasada safety first bezwzględnie obowiązuje w cywilnym lotnictwie. Nawet gdyby pomyślnie wylądowali w niebezpiecznych warunkach, mając możność uniknięcia tego, ponieśliby poważne konsekwencje. Być może ci z prezydenckiego samolotu postanowili zobaczyć co jest pod mgłą i wtedy zadecydować. Nikt im nie musiał niczego kazać. Wiedzieli jak się będą tłumaczyć, jeśli przez lądowanie w Mińsku spaprzą uroczystość. Kto im by uwierzył w tę mgłę ? Nie było jej godzinę wcześnie, ani w godzinę później.

To mi teraz wygląda na najbardziej prawdopodobną wersję. Śledztwo może ją potwierdzić, lecz może również obalić. 
 
A teraz dalsze uwagi;
 
Jeśli się wydarzy coś ważnego, wielkiego i w sposób nieoczekiwany, a zaczniemy się temu przyglądać, badać, dociekać, to będziemy mieli masę bitów, informacji jakoś związanych z tym wydarzeniem. W Salonie 24 na samej górze od wielu godzin znajduje się post Łukasza Warzechy, pod którym zebrało się już ponad czterysta komentarzy. Warzecha, broń Boże, nie oskarża nikogo o zamach na samolot prezydenta. Pyta tylko dlaczego nikt się nawet nie zająknie o takiej możliwości, nie bada również i tego wariantu. Przytacza dwadzieścia trzy pytania, których nikt nie zadał, a które jego zdaniem zadać by należało. Litania robi mocne wrażenie. Chciałoby się uzyskać odpowiedź na wszystkie i zaczyna się człowiek niepokoić; co stoi za tym, że się tych punktów nie bada.
 
Po chwili przychodzi refleksja; skąd wiemy, że się nie bada ? Bo może się bada. Czy autor wie na pewno, że okoliczności, które chciałby wyjaśnić rzeczywiście miały miejsce ? Odpowiedź, że to właśnie trzeba z kolei badać otwiera studnię bez dna, bo zaraz będą następne i następne pytania. Ale posłużmy się przykładem.
Po zamachu na  WorldTradeCenter zaczęło się okazywać, że wcześniej było wiele faktów, które pozwoliłyby przewidzieć zamach i mu zapobiec. Czyli służby nawaliły. To możliwe. Zawsze trzeba uwzględnić lenistwo, niedbalstwo, ignorancję. Wpierw jednak trzeba uwzględnić, że do tych służb stale docierają wielkie ilości różnych sygnałów. Sprzecznych. Jedne sugerują to, inne tamto. Stopień pewności nie jest znany. W komputery można wrzucać multum faktów. Programy są w stanie wiele wyłapać. Ale w końcu jacyś ludzie muszą to przeanalizować, a potem jakieś ekipy muszą ruszyć własnym mózgiem i ruszyć tyłki. Ruszają i wyłapują, udało się już uniknąć pewnej ilości zamachów, ale wszystkiego nie wyłapią. A skoro muszą dokonywać jakiejś selekcji, to w pierwszej kolejności muszą się łapać za watki najbardziej prawdopodobne, bo one mogą się okazać najgroźniejsze.
 
Taka sama ekonomia wysiłku obowiązuje również przy dociekaniu przyczyn jakiegoś wydarzenia. Jeśli chce się je ustalić i to szybko, trzeba zacząć od najbardziej prawdopodobnej wersji. Zazwyczaj ona się okazuje prawdziwa. Jeśli nie, wtedy się szuka dalej. Mając odpowiednią ilość sił i środków, można się brać odrazu za wersję numer dwa i trzy, lecz nie za dziesięć. Tak się postępuje, jeśli chce się dociec prawdy, niezależnie od tego jaka ona będzie. Ale jest metoda, którą trudno nazwać policyjną, bo przyzwoite policje szukają prawdy. To metoda rodem z NKWD, która polega na tym, że trzeba udowodnić winę z góry określonej osobie. Andriej Wyszinskij, prokurator generalny ZSRR w okresie wielkiej czystki, 1937 roku i okolic pozostawił skrzydlate powiedzenie: byłby człowiek, to paragraf się znajdzie. Wiadomo było, że Tuchaczewski, Bucharin, Kamieniew, Rykow , Piatakow i Zinowiew są tak paskudni, że muszą być szpiegami niemieckimi, angielskim, japońskimi i czym tylko chcesz. I tu anegdota z tamtych lat; jak się wykazać sukcesem w polowaniu na lwy. Proste, łapiemy zająca i tak długo bijemy, aż się przyzna, że jest lwem.
 
Raczej nieliczni śledczy z CZEKA, OGPU, NKWD, KGB, czy z UB byli cynikami, którzy doskonale wiedzieli co robią. Na takiego zimnego drania wygląda mi Beria, takimi byli oficerowie carskiej Ochrany, ale już Dzierżyński, podobnie jak Saint Just w rewolucji francuskiej, robi wrażenie fanatyka który wierzył, że musi mordować dla wyższej sprawy, zaś prymitywniejsi wykonawcy, potrzebowali wiary w dosłowną prawdziwość oskarżeń, bo to im umożliwiało robotę. I tu zastrzeżenie. Proszę mi nie zarzucać, że stawiam na jednej płaszczyźnie te potwory z tymi, którzy tylko zadają pytania odnośnie zamachu pod Smoleńskiem. Chodzi mi o podobieństwo pewnego mechanizmu  psychicznego w dociekaniu przyczyn. Chcemy, czasem podświadomie, by ten a nie inny okazał się winny.
 
Jeszcze przykład. Dokonano morderstwa. Policja  jest na tropie. Bada główny wątek, zna podejrzanych, gromadzi dowody. Ale pamięta i o niektórych ubocznych wątkach. Sprawdza lub sprawdzi je za chwilę. Dokonała już wielu ustaleń, zamknie sprawę i przekaże prokuraturze. Ale Wiśniewski byłby zadowolony gdyby się okazało, że sprawcą był Malinowski. Ogólnie niesympatyczny, ma fatalna przeszłość, widziano go niedaleko. I Wiśniewski ma żal do policji, że się nie zajmuje Malinowskim. Ale policja na dziesięciu innych facetów ma donosy, równie mało prawdopodobne, tyle że Wiśniewski o tym nie wie. I jeśli zacznie głośno pomstować na bezczynność policji, pytać dlaczego się Malinowskiego pomija, to będzie naruszenie dóbr osobistych, insynuacja.
 
Poza tym, rzeczowe, racjonalne podejście nie jest najbardziej efektowne. A potrzeba efektu może się łączyć z opcją polityczną. Co zrobią ludzie, którzy ”ruskich” nie lubią, nie wierzą im, nie chcą zbliżenia z Rosją, bo im nie pasuje do ich koncepcji politycznych, czy w ogóle lepiej się czują mając wrogów?
 
Oczywiście mogą wynajdywać i wynajdują  argumenty przemawiające za tym, że Rosjanie chcąc zbliżenia z Polską, robią ten zamach. Bo mają taką naturę i wykazali to w tejże okolicy siedemdziesiąt lat temu. Bo chcieli się po zamachu wykazać dobrocią, tak jak strażak piroman podpala, by się wykazać przy gaszeniu. Jeśli stratę poniósł głównie PIS, to trzeba sprawdzić czy za tym nie stoi Tusk. Najlepiej, żeby do spółki z Putinem. Że Platforma nie zarobiła na tym wydarzeniu ? Dobrze im tak. Pan Bóg kule nosi. No a generałowie, podwładni tych, którzy zginęli ? Teraz będą awansować, więc zasada facit cui prodest pasuje tu jak najbardziej. Może i tak nie było, lecz sprawdzić trzeba.
 
Jak dokonać takiego skomplikowanego zamachu ? Fachowcy znajdą sposoby. Filmy z Bondem, co prawda, koloryzują, ale czego to ludzie nie wymyślą. Jeśli nie będzie żadnych dowodów sabotażu, to znaczy, że sprawcy są jeszcze sprytniejsi niż myśleliśmy. Że nie bali się strasznego ryzyka ? A czego się mieli bać ? Nasi kryją ”ruskich”, skoro nawet nie zająkną się o zamachu. Liczą zatem na to, że dziesiątki ludzi zajętych przy śledztwie i wokół niego, wszystko zachowają w tajemnicy.
 
I tak dalej i temu podobne. Wszystko można powiedzieć i wszystko się mówi. Dobór faktów i argumentów zależy od poziomu i umiejętności narracyjnych. Niekiedy bywa on dosyć wysoki.
 
 
 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (76)

Inne tematy w dziale Polityka