Ernest Skalski Ernest Skalski
94
BLOG

To była też nasza wojna

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 31

 

 


 
”Nad tobą szumią jak sztandary lata sławnych wielkich zwycięstw” – brzmiał – nadal brzmi ? – hymn Armii Czerwonej. Sławne, wielkie ? Przeplatane wielkimi i haniebnymi klęskami, o których nikt nie układał pieśni. Przelećmy pobieżnie listę, o której w Moskwie 9 maja raczej się mówić nie będzie.
 
Okrutna wojna domowa, w której zwycięstwa się przeplatały z klęskami, ale która zakończyła się zwycięstwem tej armii nad mniej więcej normalną, cywilizowaną Rosją. I pochód na Warszawę – klęska, która jakoś tam się zatarła w ogólnym triumfie. W kilkanaście lat później, opromieniona zwycięstwami armia nie wybroniła prawie całej swojej kadry, w tym najwybitniejszych dowódców, wymordowanych przez Stalina. Nie było wielką wiktorią zajęcie – wspólnie i w porozumieniu z Hitlerem – połowy Polski. Wkrótce potem haniebna, wielomiesięczna wojna z maleńką Finlandią, zakończona prawdziwie pyrrusowym zwycięstwem. A jeszcze potem armia, wiedząc wszak na co się zanosi, pozwoliła się Stalinowi sparaliżować przed 22 czerwca 1941 roku i poniosła druzgocące klęski w początkach wojny z Niemcami.
 
Przeskok. W roku 1956 krwawa interwencja na Węgrzech. W roku 1968 bratnia pomoc w Czechosłowacji. Później 10 lat nieudanej wojny w Afganistanie, po której ten biedny kraj już nie zaznał spokoju. I wreszcie kolejne wojny czeczeńskie, zakończone zwycięstwem, którego kolejne skutki właśnie obserwujemy w moskiewskim metrzeoraz w Dagestanie.
 
Historia długa i burzliwa, z czego do świętowania nadaje się tylko jedna rocznica, autentycznie zwycięskie zakończenie II Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (pierwsza była z Napoleonem w 1812 roku), a i to, jak powinni powiedzieć Rosjanie, ”s ogliadkoj”. To prawda, że ich kraj zadał decydujący cios Niemcom, które na swoim froncie wschodnim poniosły 80 procent strat osobowych w całej wojnie. Lecz na jednego wyeliminowanego Niemca Armia Czerwona straciła czterech żołnierzy. I do tego kilkanaście milionów ludności cywilnej. To był koszt stworzenia imperium od Łaby do Pacyfiku, które nie przetrwało nawet pół wieku. Dzisiejsza Rosja funkcjonuje w granicach, w których zastał ją, w XVII wieku, Piotr I. Trzy stulecia. Niezliczone wojny. Morze przelanej krwi, własnej i cudzej. I na co to wszystko ?
 
Gesty, gesty, gesty
 
Historia oręża polskiego i rosyjskiego splatają się ze sobą na przestrzeni wieków, głownie w ten sposób, że walczyliśmy przeciw sobie ze zmiennym szczęściem, które w ciągu ostatnich kilkuset lat częściej nas opuszczało. I pytanie; czy już nie pora skończyć ?
 
Są przykłady. Zakopanie topora wojennego między Niemcami i Francją. Dobre od dwudziestu lat, mimo drobnych problemów, stosunki suwerennej Polski z Niemcami. I nie ma żadnych obiektywnych przeszkód, abyśmy mieli takie same z Rosją. Formuła Giedroycia, uznawana za podstawę naszej polityki wschodniej – dobre stosunki z niepodległymi: Ukrainą, Białorusią i Litwą – nie zakłada bynajmniej wrogości między Polską i Rosją. W warstwie materialnej nasze stosunki są w większości przypadków poprawne. Napięcie polityczne, głównie werbalne, potrzebne jest w polityce wewnętrznej siłom, które w Polsce są już marginalne i gotowe są się wycofać z niepotrzebnych słów oraz gestów. W Rosji antypolska propaganda okazała się o wiele silniejsza i prowadzona była na bardzo wysokich szczeblach. Można jednakże sądzić, że Moskwa się z niej wycofuje. Wizyta Putina na Westerplatte, zapowiedź jego przyjazdu do Katynia to starannie przemyślane sygnały. Zaproszenie prezydenta Kaczyńskiego i eks-prezydenta Jaruzelskiego do Moskwy, to już raczej rutyna.
 
Trochę się przeceniamy, mówiąc o szatańskim zamyśle Moskwy mieszania w polskiej polityce. Z wewnętrznego podziału pracy między Putinem i Miedwiediewem wynika, że nie liberalny, jak na Rosję, prezydent, lecz twardy premier, faktyczny numer jeden, wykonuje pojednawcze gesty. To reguła, że pojednawcza polityka jest bardziej wiarygodna w wykonaniu jastrzębi. A premier może zaprosić tylko premiera, co nie przeszkadza temu, że w parę dni później do Katynia uda się Lech Kaczyński. Natomiast do Moskwy, na najwyższym państwowym szczeblu, prezydent zaprasza prezydentów. W tym eks-prezydentów – kombatantów II wojny światowej, z wyjątkiem Richarda von Weizsackera, co zrozumiałe. Jaruzelski zatem trafił na listę z rozdzielnika, co prezydentowi RP nie tyle stwarza problem ile daje okazję do wykonania ładnego gestu. Że w roku wyborczym ? Przyzwoitość zawsze powinna być dobrze widziana.
 
Odnoszę zatem wrażenie, że cała ta gorąca, a miejscami wręcz histeryczna, dyskusja na temat kto, dokąd, z kim pojedzie czy nie pojedzie, jest biciem piany. Konia kują, żaba nogę podstawia ? Profesor Sadurski trafnie to w naszym Salonie ocenił. Może za bardzo poniósł go furror polemicus, lecz p. Migalski, stronniczy politolog, który stał się zacietrzewionym politykiem może wywieść z równowagi nawet świętego.
 
Moją równowagę zachwiał jednakże nie on, lecz parę dni wczesniej, Piotr Zychowicz swym artykułem w ”Rzeczpospolitej”, w którym z zapałem przekonywał, że do Moskwy na 9 maja może jechać jedynie generał Jaruzelski, a nie aktualny prezydent i oddział Wojska Polskiego. Już w następnym numerze polemizował z nim Piotr Skwieciński i miał całkowitą rację. Słuszna odpowiedź ograniczała się jedynie do warstwy politycznej. Na tej płaszczyźnie odbyła się szybka dyskusja w Salonie. Ja natomiast, chciałbym się odnieść do historii, która służyła za podstawę stanowiska p. Zychowicza i zapewne wielu innych rodaków. I tu wracam do wspomnianej na wstępie historii Armii Czerwonej, potem Armii Sowieckiej, obecnie armii Federacji Rosyjskiej. Ciągłość została zachowana.
 
”Uratowaliście, ale nie wyzwoliliście” (Jerzy Pomianowski)
 
Żeby odnieść się do stanowiska wszystkich lewaków; nazizm, hitleryzm był wielkim nieszczęściem ludzkości, a komunizm był – jest ? – nieszczęściem bez porównania większym. Ten pierwszy trwał  dwanaście lat. Wywołał najstraszniejszą wojnę w historii, lecz skończył się przykładową klęską. Ten drugi współodpowiada za wywołanie II wojny światowej. Zgładził, już bezpośrednio, o wiele więcej milionów ludzi niż hitleryzm. Licząc od 1917 roku, trwa już bez mała wiek, teraz w postaci enklaw na Kubie i w Północnej Korei i w postaci dyktatury partii komunistycznej w przeobrażających się gospodarczo Chinach. A co istotne, niezależnie od swego okrucieństwa system ten na pokolenia wyrwał wielkie obszary świata z nurtu rozwoju cywilizacji, spod praw rynku i zasad demokracji. Wystarczy ?
 
Polska miała pecha, że ucierpiała od obu systemów. Nie mieści się ona jednak w ogólno światowym schemacie. Tak zwany realny socjalizm, praktyczne wydanie komunizmu, był nieszczęściem, którego dziś opisywać nie trzeba. Okazuje się jednak, że trzeba przypominać, że jeszcze większą kataklizmem był hitleryzm, czyli niemiecka agresja i okupacja.
 
Niezależnie od strat ponoszonych na wszelkich frontach, straciliśmy miliony obywateli mordowanych przez Niemców dopóki skończyła się wojna. W planach i w realnej polityce niemieckiego okupanta byliśmy zbiorowiskiem podludzi, pozbawionych praw niewolników, swego rodzaju helotów XX wieku. I o ile w roku 1989 chodziło o wyzwolenie konieczne dla wszechstronnej poprawy bytu narodu, to w roku 1945 chodziło o zachowanie jego bytu. I to trafnie oddaje sformułowanie Jerzego Pomianowskiego, zwrócone do naszych wschodnich sąsiadów.
 
Piotr Zychowicz, sądząc po zdjęciu, urodził się sporo lat po wojnie i może nie miał okazji odpytać dziadka o rok 1945. Ale przywilej późnego urodzenia nie zwalnia od obowiązku zapoznania się z materią, o której publicznie zabiera się głos. W latach wojny światowej, w niesamowicie skomplikowanej sytuacji, nie było dla Polski ważniejszego celu niż pobicie hitlerowskich Niemiec. I co by złego nie wiedzieć o złowrogiej polityce Stalina, o sposobie bycia i wojowania Armii Czerwonej, tych 600 tysięcy jej żołnierzy zginęło na ziemiach polskich, walcząc o ten właśnie cel. Zresztą o ten właśnie cel byli zmuszeni walczyć od 22 czerwca 1941 roku do 8 maja 1945 roku. O ten sam cel walczyli alianci w Afryce, zachodniej Europie, na wodach Atlantyku i Pacyfiku. To była rzeczywiście wspólna wojna narodów – stąd termin: narody zjednoczone – w której czwartą siłą byli walczący o swoje ocalenie Polacy.
 
Mówiąc o tradycjach wojska niepodległej III Rzeczpospolitej, Piotr Zychowicz przeciwstawia tradycje wojny 1920 roku, obrony Grodna – a Westerplatte już nie ? – w 1939 roku i ”AK-owców, toczących beznadziejną walkę z nowym okupantem po 1945 roku” … udziałowi polskich żołnierzy w defiladzie zwycięstwa na Placu Czerwonym 1945 roku. Jakoś nie zwrócił uwagi, że tamta defilada była poprzedzona polskim udziałem w wojnie przeciw III Rzeszy ! I nie zwrócił uwago na to, że sowieci, zapraszając Polaków, okazali się bardziej eleganccy do Anglików, którzy nie zaprosili nas do wzięcia udziału w defiladzie zwycięstwa w Londynie.
 
Żeby do końca zbrzydzić tegoroczną defiladę w Moskwie, Piotr Zychowicz pisze, że władze Moskwy zamierzają przystroić miasto podobiznami Berii i Stalina. Gwoli prawdy, o Berii absolutnie nie było mowy. A kiedy p. Zychowicz publikował swój artykuł, było już wiadomo, że władza centralna zakazała plakatów ze Stalinem, lecz autor wolał tego nie zauważać. Zauważa natomiast ze zgrozą, że Polacy, z orzełkami i biało-czerwoną, mieli by maszerować ”z ludźmi ubranymi w sowieckie mundury z czerwonymi gwiazdami”. Faktycznie, takie mundury demonstruje historyczny fragment defilad rosyjskich. Lecz w latach 1943 – 1945, kiedy akurat walczyliśmy wspólnie, Armia Czerwona nosiła, latem, takie właśnie ”gimnastiorki”, wprowadzone przez rusofila Aleksandra III, wkładane przez głowę bluzy z kołnierzem stójką, wzorowane na ruskich rubaszkach. Do tego sowieckie gwiazdy i carskie pagony. (Ci ”historyczni” zresztą, nie noszą pagonów, bo ich nie było w roku 1941, kiedy z defilady na Placu Czerwonym udawali się na niedaleki front)
 
”…moskiewskie obchody – pisze Zychowicz - nie będą …obchodami rosyjskimi, w których Wojsko Polskie nie tylko mogłoby, ale nawet powinno wziąć udział, lecz obchodami sowieckimi ”. Ręce opadają. I Związek Sowiecki i jego armia składały się w ogromnej większości właśnie z Rosjan. Z tą właśnie armią mieliśmy krótki, lecz istotny współudział w walce. Natomiast z armią rosyjską – jeśli nie liczyć udziału Augusta III Mocnego w wojnie przeciw Szwecji Karola XII i Stanisławowi Leszczyńskiemu – walczyliśmy przez wieki przeciw sobie.
 
Piotr Zychowicz nie jest w swojej postawie odosobniony. Podobnie, elegancję przysiąg tajnych służb w Muzeum Powstania Warszawskiego przeciwstawił jego dyrektor, p. Ołdakowski, ogolonym głowom i rozcapierzonym palcom przysięgających nad Oką. Jakoś nie wziął pod uwagę tego, że tych z nad Oki później czekało Lenino, forsowanie Wisły, przełamywanie Wału Pomorskiego i zdobywanie Berlina. Nie było to wszak tak eleganckie jak zadania wykonywane przez agenta Tomka.
 
Udział w polityce historycznej, proszę panów, to nie to samo co znajomość historii.
 
 
 
 
 
 
 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (31)

Inne tematy w dziale Polityka