W demokratycznym państwie prawa każdy z każdym może uprawiać seks, razem mieszkać, mieć wspólny majątek, współdecydować o swoich sprawach. I ja, stary libertyn, to pochwalam. Byle nie na mój rachunek, co jako stary liberał, stwierdzam.
A stwierdzam, przy okazji procesu ”Kozak przeciw Polsce”, w Europejskim Trybunale Praw Człowieka, który to proces rzeczowo objaśnił w Salonie profesor Wojciech Sadurski. Za objaśnienie dziękuję, z konkluzją się nie zgadzam. Nie jestem przekonany, że powód miał prawo do dziedziczenia po swoim zmarłym partnerze.
Wyjaśnienie tego stanowiska wymaga bardziej ogólnego wywodu, który załączam. Prawdopodobnie o projekcie związków partnerskich homo i hetero pisałem już w Salonie, lecz nie jestem w stanie tego ustalić. Czytelnicy też niechaj nie szukają. Jeśli chcą znać mój pogląd na sprawę, to proszę….
A wiec; geje i lesbijki w demokratycznym państwie prawa powinni korzystać z pełni praw człowieka i obywatela. A pełnia praw nie musi oznaczać przywilejów, przyznawanych na określonych warunkach. Muszą zatem mieć możność zgodnego z prawem zabiegania o interesy związane ze swoją orientacją seksualną. A w tym do demonstrowania - bez naruszania porządku i obrazy moralności publicznej. Zaś władza publiczna ma obowiązek umożliwienie każdemu korzystanie z tego prawa, niezależnie od tego czy to się innym, nawet większości, podoba lub nie. Lecz to nie znaczy, że postulaty w ten sposób zgłaszane koniecznie trzeba wprowadzać w życie.
Kalkulacja
Ruch G-L, gejowsko-lesbijski od jakiegoś czasu funkcjonuje już na forum publicznym, zaznacza swoje istnienie i zgłasza postulaty. Chce wprowadzenia małżeństw osób tej samej płci – 75 procent społeczeństwa jest przeciw – ewentualnie żąda uznania związków partnerskich dla gejów i lesbijek – 62 procent przeciw. Taktycznie nie żąda jeszcze prawa adopcji dzieci przez pary homo – 87 procent społeczeństwa jest przeciw. Profilaktycznie.
Partie, od których zależy rozwiązanie, kierują się swoim poczuciem słuszności, lecz chyba jeszcze bardziej - kalkulacją polityczną.
Działacze ruchu G-L twierdzą, że homoseksualiści stanowią dziesięć procent każdej populacji. I że połowa z nich przy dokonywaniu wyborów politycznych kieruje się stosunkiem do ich orientacji seksualnej. Inne dane szacują liczebność homoseksualistów na 2 -5 procent. Potoczne obserwacje pozwalają na stwierdzenie, że większość z nich, jeśli nawet nie skrywa swej orientacji, to jej nie uzewnętrznia publicznie i nie chce mieć nic wspólnego z tym ruchem. A głosuje według innych, nie seksualnych, kryteriów. Jeśli nawet temu ruchowi uda się uzyskać większe zaangażowanie gejów i lesbijek, to i tak nie stworzy on liczącej się siły nacisku. Dlatego też występuje w szerszym nurcie złożonym z równie słabych ruchów; feministek, ekologów różnej orientacji, pacyfistów, anarchistów, obrońców praw zwierząt i innych takich. W całym tym nurcie jedynie ekolodzy uzyskują czasem szersze poparcie, w niektórych spektakularnych sprawach, takich jak dolina Rospudy, ale i oni w Polsce nie tworzą jeszcze siły politycznej.
Z kolei żadna licząca się siła polityczna nie kwapi się z poparciem ruchu G-L. Przy ogólnym zamieszaniu z pojęciami; lewica - prawica, liberalizm - konserwatyzm, ruch ten jest uważany i chyba sam się uważa za lewicowy. Lecz tradycyjna baza społeczna lewicy - ci którym gorzej - jest w Polsce konserwatywna obyczajowo, w dużym stopniu homofobiczna, stanowi klientelę PiS, a niedawno jeszcze LPR i Samoobrony. Tytularna lewica Napieralskiego i Borowskiego jest oczywiście za równouprawnieniem kobiet, za zwalczaniem wszelkiej dyskryminacji, ale dla ostrożności politycznej starannie unika prawdziwych postulatów ruchu gejów i lesbijek.
Popiera je, i łączy z postulatami socjalnymi, lewicowe ugrupowanie związane z ”Krytyką Polityczną”, reprezentowane przez Kingę Dunin i Sławomira Sierakowskiego. Stanowi ono ozdobę wielu salonów dyskusyjnych, lecz nie ma zaplecza i jego wpływ na rzeczywistość społeczną jest żaden.
Trudno się więc dziwić, że Platforma, mająca ciągle poparcie około połowy potencjalnego elektoratu i dwukrotną przewagę nad PiS, nie zamierza się angażować w popieranie nielicznej grupy, które może ją kosztować utratę większej ilości głosów konserwatywnych wyborców. A do tego, ta grupa, postawiona przed alternatywą; PO czy homofobiczny PiS, i tak raczej zostanie przy Platformie.
Tak wygląda kalkulacja polityczna, lecz poza nią istotny jest pryncypialny stosunek do postulatów ruchu gejów i lesbijek. Na możliwe do zrealizowania, choć także dyskusyjne, wygląda jedynie żądanie zmian w kodeksie karnym. Jego artykuły 255 i 256 karzą za nienawiść i znieważenie z powodów narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość. Chodzi o dopisanie do tego wykazu ochrony mniejszości seksualnych, którym teraz musi wystarczać ogólna ochrona zawarta w rozdziale XXVII kodeksu karnego (Przestępstwa przeciw czci i nietykalności cielesnej; artykuły 212 - 217.) Mniejszościom tym nie wystarcza również ochrona, do której jest zobowiązany Rzecznik Praw Obywatelskich. Domagają się powołania pełnomocnika - koniecznie w randze ministra - do przeciwdziałania dyskryminacji. Nie jest to precyzyjnie sformułowane, ale ponieważ odnosi się do projektu byłego ministra w rządzie PiS, Joanny Kluzik-Rostkowskiej, można sądzić że może się tym zajmować urząd do spraw równości kobiet i mężczyzn. Powołania takiego urzędu domaga się od nas UE, ale można wątpić, że będzie to ministerstwo i że zostanie mu przypisana ochrona mniejszości seksualnych.
Małżeństwo inaczej
”Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczpospolitej Polskiej” - stanowi artykuł 18. Konstytucji RP,
To jeden z tych artykułów - deklaracji, z których niewiele wynika w praktyce, lecz definicja małżeństwa w nim jest jednoznaczna. I nie wygląda na to, by w dającej się przewidzieć politycznej przyszłości udało się zebrać konstytucyjną większość celem zmiany tego zapisu. A to jest główny docelowy postulat ruchu.
Holandia, Belgia, Hiszpania, Kanada, RPA, stan Massachusetts, Izrael to kraje, w których małżeństwo homoseksualne już jest dopuszczone przez prawo. W tych krajach, a także we Francji, Danii, Norwegii, Szwecji, Islandii, na Węgrzech, w co najmniej ośmiu stanach USA, w Finlandii, Niemczech, Portugalii, Chorwacji, Zjednoczonym Królestwie, Luksemburgu, Nowej Zelandii, Brazylii, Argentynie, Meksyku, Australii, Słowenii, Słowacji, Czechach, Szwajcarii, we Włoszech, wszędzie tam, na terenie całego państwa, lub jego części, istnieje instytucja związku partnerskiego osób dowolnej płci. W jednych krajach daje on, tak jak małżeństwo, uprawnienia do dziedziczenia, domagania się alimentów. W innych można wystąpić o jedno i drugie, lecz nie wystarczy stwierdzenie, że było się w takim związku. Trzeba udowodnić, że istnieją rzeczowe podstawy tych roszczeń.
Związek taki rejestruje się na podstawie zgłoszenia i tak samo, bez rozprawy rozwodowej, rozwiązuje. Można przypuszczać, że ów związek to stan przejściowy do małżeństwa homoseksualnego. W Polsce w powszechnej świadomości jeszcze nie nastąpiła zmiana znaczenia słowa; małżeństwo. Małżeństwo homoseksualne brzmi równie paradoksalnie jak kawa zbożowa, szynka z drobiu czy parlamentarzysta radziecki. Lecz są pomysły, aby to obejść. W Polsce wprowadzenie związku partnerskiego, nie małżeństwa, dałoby się pogodzić z ustawą zasadniczą, ale nawet wniosek o uchwalenie zwykłej ustawy w tej sprawie byłby co najwyżej demonstracją grupy posłów. Zwłaszcza, że taki związek miałby mieć podobne przywileje do tych jakie posiada małżeństwo. I to jest, dla mnie przynajmniej, podstawowy argument na nie.
Małżonkowie mogą wspólnie rozliczać PIT, co pozwala im zaoszczędzić na podatku. Dziedziczą po sobie bez płacenia podatku spadkowego. (Przed rokiem 2007 była to stawka najniższą) W grę wchodzić będzie również częściowe dziedziczenie emerytur. Zważywszy na ponad osiem milionów małżeństw, muszą to być koszty znaczące w skali kraju. A jednocześnie małżeństwa to ogromna większość podatników, którzy pokrywają te wszystkie koszty. Wynika z tego, że sami sobie świadczymy przywileje związane ze stanem małżeńskim, w którym, w większości, pozostajemy.
Celem tej ogólnospołecznej zrzutki nie jest sprawienie, by parom weselej się żyło ze sobą, lecz pomoc w wychowaniu potomstwa. Czyli nie widać podstaw, by z przywilejów tych miała korzystać para, która z definicji nie może mieć dzieci. Nie jest to bowiem pomoc, która każdemu należy się z mocy prawa naturalnego, za to, że żyje, lecz przywilej, wymagający spełnienia pewnych warunków. To, że spełnia je większość populacji, nie znaczy, że brak tego przywileju automatycznie oznacza dyskryminację. Tego zwolennicy małżeństw homo nie uwzględniają.
W świetle liczb ten mechanizm wsparcia nie wygląda na zbyt konsekwentny.
Ostatni spis powszechny wykazał 5,86 miliona małżeństw z dziećmi do lat 24, 1,79 miliona samotnych matek, 232 tysiące - samotnych ojców i zaledwie 111 tysięcy par z dziećmi. żyjących w konkubinacie. Prawdopodobnie spis nie objął wszystkich nieformalnych związków, a przybywają one stosunkowo szybko.
Małżeństw bez dzieci spis wykazał 2,7 miliona. Korzystają one z małżeńskich przywilejów, nie wychowując dzieci. Jakiś margines w tej liczbie stanowią małżeństwa, które nie chcą, albo nie mogą (wiek, choroba) mieć potomstwa. Więcej jest tych, którzy odkładają rodzicielstwo, ale większość to pary, których dzieci już wyszły na swoje.
Państwo nie powinno być i nie jest małostkowe, więc nie pozbawia przywilejów małżeństw, które programowo nie mogą, czy nie chcą, mieć dzieci. Nie czyni też tego w stosunku do tych par, które ich jeszcze nie mają, ani w stosunku do tych, które swoje dzieci już odchowały. Istnieje natomiast, w niektórych krajach, możliwość manipulowania ulgami i stawkami podatkowymi w zależności od ilości dzieci na wychowaniu. Nie można wykluczyć, że coś takiego zaistnieje i w Polsce. Są czynione przymiarki.
Zważywszy na miliony małżeństw, - jeszcze czy już - bez dzieci na wychowaniu, obdarzenie małżeńskimi przywilejami nielicznych par homoseksualnych nie stanowiłoby wielkiego problemu finansowego. Tym bardziej, że daleko nie wszyscy z nich życzyliby sobie wchodzenia w prawnie sankcjonowane związki. Nie tak więc istotna jest wielkość publicznych środków jak zasadność ich użycia. Większość nie może zabraniać mniejszości układania sobie życia po swojemu, ale trudno też wymagać, aby większość miała mniejszości do tego dopłacać.
Kocia łapa z urzędu ?
Pary męsko-damskie, żyjące w konkubinacie nie mają swojej organizacji. Postulaty zalegalizowania swoich związków zgłaszają czasem w listach do redakcji. Ruch gejowsko - lesbijski, szukając szerszego oparcia w społeczeństwie, występuję z tym postulatem za nich. Zalegalizowanie konkubinatów wydaje się wydaje się nieco bardziej prawdopodobne, lecz tylko nieco. W tych związkach rodzą się i wychowują dzieci. Co stoi więc na przeszkodzie ich legalizacji ?
Jakaś część tych par nie mogłaby zawrzeć normalnego małżeństwa. Prawo wymaga by obie strony były stanu wolnego, zdolne do czynności prawnych, nie pozostawały ze sobą w bliskim związku wynikającym z pokrewieństwa czy przysposobienia. Nie można więc oczekiwać, by państwo legalizowało bigamię, kazirodztwo, aby akceptowało akt woli osoby niezdolnej do czynności prawnych. Podobnie, nie można oczekiwać, że państwo będzie tylko odnotowywało rozejście się takiej pary bez zabezpieczenia interesów dzieci, czy strony, która mogłaby zostać poszkodowana.
Najprawdopodobniej jednak większość nieformalnych partnerów może, lecz z różnych względów nie chce zawrzeć małżeństwa. To ich osobista sprawa i mają do tego prawo. Niezależnie od charakteru związku, prawo chroni interesy dzieci. Muszą one mieć formalnie oboje rodziców, mają prawo do dziedziczenia po nich, a w rodzinach niepełnych prawo wspólnego rozliczania się z rodzicem.
Każda nieformalna para, wszystko jedno czy homo czy hetero, ma te same możliwości kompensacyjne. Kodeks postępowania karnego pozwala na odmowę zeznań i odpowiedzi na pytania w przypadku osób bliskich, bez względu na płeć. Partnerzy mogą sobie nawzajem wystawić notarialne upoważnienia do uzyskiwania informacji o stanie zdrowia drugiej strony i do decydowania o jej leczeniu, jeśli ona sama nie jest w stanie podjąć decyzji. To są uprawnienia bezkosztowe, z punktu widzenia budżetu państwa. Wspólny majątek, wzajemne dziedziczenie - to już trzeba sobie zapewnić środkami przewidzianymi przez kodeks cywilny dla wszystkich i ponieść należne koszty.
Wymaga to dodatkowych zabiegów, które małżeństwo załatwia za jednym zamachem. Partner p. Kozaka wraz z nim mogli postarać się o przyznanie im obu prawa do mieszkania komunalnego. Można w porę uczynić się nawzajem swoimi spadkobiercami. Wystawić sobie notarialne upoważnienia do uzyskiwania informacji o ewentualnym zatrzymaniu, o stanie zdrowia, do decydowania w sprawach medycznych, kiedy partner nie jest w stanie podjąć decyzji. Organizacje gejów i lesbijek mogłyby więc nie tylko wzywać na parady i zgłaszać postulaty do władz, lecz również pouczać zainteresowanych jak załatwiać swoje interesy życiowe w istniejącym systemie prawnym i pomagać im w tym. To jednak nie byłoby dla ruchu G-L spektakularne w wystarczającym stopniu.
Również konkubinaty hetero mogłyby i powinny się zabezpieczyć w podobny sposób. I jedni i drudzy – homo i hetero - nie mogli jednakże odnosić korzyści ze wspólnego opodatkowania i bezpodatkowego dziedziczenia. Jeśli chce się to wszystko mieć, to - będąc hetero - trzeba się, po prostu, ożenić. Ślub cywilny to nie jest sakrament, którego przyjęcie, wybór, lub odrzucenie ma charakter transcendentny. To, niezależnie od całego sztafażu urzędów stanu cywilnego, umowa cywilno-prawna. Jeśli ktoś nie chce korzystać z tej możliwości tworzonej przez państwo, to nie powinien do tegoż państwa wyciągać ręki po świadczenia wynikające z tego aktu. Wymagałby tego, szacunek dla państwa oraz dla siebie.
Wydawałoby się, że coraz liczniejsze wolne związki homo i hetero, będące objawem powiększającej się swobody obyczajowej, mieszczą się w procesie uniezależniania się jednostek od norm i instytucji publicznych. A przecież z tym procesem sprzeczne jest żądanie ich instytucjonalizacji, czyli poddania się prawu i regulacji przez władze. Trudno zatem powiedzieć czy mamy do czynienia z tendencją do wyzwalania się, czy też z ucieczką od wolności. To jest jakieś rozdroże cywilizacyjne, na którym znajdują się kraje Zachodu i na które już wkracza Polska
Kiedyś, w kolejnych wyborach politycy nie będą już chyba udawali, że nie słyszą gejów i lesbijek. Będą kręcić, by się nikomu nie narazić. A niektórzy, może spróbują wjechać na ich głosach do parlamentu. Będą to jednak długo jeszcze ugrupowania niszowe, bo dwa lata temu 85 procent badanych było przeciwne małżeństwom homoseksualnym i szybko to się nie zmieni.
W Szwecji akceptuje je 71 procent społeczeństwa, we Francji - 65. Suwerenny naród może kiedyś zmienić zdanie w tej sprawie, lecz ja – jeśli to za mojego życia - skorzystam z prawa, aby być przeciw.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka