Pal pan, ale na własny rachunek ! To nie znaczy tylko tyle, że kupuje pan papierosy i zapałki za własne pieniądze. I nie tylko to, że pali pan tak, aby ten kto nie chce nie musiał wdychać tego smrodu. Został pan prawidłowo zawiadomiony o zdrowotnych skutkach palenia, więc proszę nie wyciągać do mnie łapy po pieniądze na leczenie pańskiego bronchitu, nieżytu gardła, no i – niech Bóg uchowa – raka krtani czy płuc. A tak ! Bo będzie się pan skarżył na NFZ, że ospale wydaje moją składkę zdrowotną na pana leczenie. Czego zresztą nie życzę panu ni sobie.
Przy okazji powiedzmy sobie otwarcie, że tak zwana składka zdrowotna to po prostu część podatku dochodowego od osób fizycznych – PIT – naliczana w skomplikowany sposób. Chyba dla niepoznaki, żeby można było powiedzieć, że tyle uskładaliśmy na Narodowy Fundusz Zdrowia i o więcej proszę budżetu nie szarpać. Nadal nas leczy państwo, tyle że za ściśle wyliczone pieniądze. A NFZ to po prostu biurokratyczna narośl Ministerstwa Zdrowia, potrzebna tylko tym, którzy tam zarabiają. W tej sytuacji z każdego ściąga się wedle jego możliwości, zaś leczy wedle możliwości NFZ. A one są i zawsze będą za małe.
Dlaczego więc Malinowski, który się zdrowo odżywia, nie pali, pije tyle ile wskazane dla zdrowia, uprawia nie rujnujący zdrowia sport, skrupulatnie chodzi na badania okresowe, musi płacić za leczenie Wiśniewskiego, który pali, chla, żre tłusto i dużo, nie rusza d… zza kierownicy, komputera czy sprzed telewizora i chory będzie na własne życzenie ? Czy na tym ma polegać sprawiedliwość społeczna ? Ewangeliczna zasada: ”jedni drugich ciężary noście !” ?
Wpierw pomóż sobie sam
Przy obecnej filozofii publicznej ochrony zdrowia nie da się tego zmienić. Ze środków publicznych i prywatnych na ochronę zdrowia wydajemy tyle ile wydawały kraje zachodniej Europy, kiedy znajdowały się na naszym obecnym poziomie zamożności, jakieś 40 – 50 lat temu. Ale od tego czasu weszły nieznane wówczas technologie i medycyna niesłychanie zdrożała. Nadal drożeje. A człowiek może zaakceptować nieświetne mieszkanie, stary samochód, nienajlepsze urlopy, lub żadne. Trudno się jednak pogodzić z tym, że się będzie chorować i cierpieć i być może się umrze, bo nie było w dostatecznej ilości i w porę środków na leczenie. I każdy jest przekonany, że swoim zdrowiem ma prawo robić co chce, a należyte leczenie mu się należy bo zapłacił składkę zdrowotną, której od niego żądano.
Jakaś, niechby nawet ograniczona odpowiedzialność powinna funkcjonować również za własne zdrowie. Za zdrowy tryb życia, profilaktykę, akuratne leczenie się, zapobiegliwość. To ostatnie polega na tym, aby się ubezpieczać kiedy się jest młodym i zdrowym, a nie dopiero gdy się staje starym i schorowanym. Te wymagania najlepiej egzekwuje system indywidualnych ubezpieczeń zdrowotnych. On ci zapewni należytą opiekę lekarską, pod warunkiem że masz wykupioną polisę. A cena polisy zależy od wieku, stanu zdrowia, trybu życia. W momencie zawierania umowy i w okresie jej obowiązywania. Może być zmieniana, przeważnie w górę, w zależności od wyników badań okresowych i po wypadkach, chorobach, zabiegach.
Mało kogo byłoby dzisiaj stać na takie ubezpieczenie, nawet w elementarnym standardzie. Gdyby jednak obecna składka zdrowotna nie była częścią daniny pobieranej przez fiskusa, lecz podatnicy by ją wydawali na swoje indywidualne ubezpieczenie, to zapewne wielka ich część – większość ? – mogłaby wykupić ów podstawowy standard. Tym, którym ich składka nie starczałaby na tę polisę, władza publiczna (bo może to być państwo, ale i gmina) wyrównywałaby różnicę, o ile oni tę swoją część wpłacili. Władza zaś ponosiłaby pełen koszt opieki prenatalnej, porodu, opieki zdrowotnej małolatów i ludzi, którzy stracili zdrowie w służbie państwa: żołnierzy, policjantów, strażaków, ratowników wszelkiego rodzaju.
Czytelników proszę, aby się jeszcze nie wściekali. Zdaję sobie sprawę, że taki system byłby znacznie droższy od obecnego. I też się zastanawiam nad tym z czego władza, pozbawiona składki zdrowotnej, miałaby dokładać do interesu. W istniejącym systemie finansów publicznych i obecnej całościowej koncepcji polityki społecznej to niemożliwe. Ale jedno i drugie można zmienić. A prawdopodobnie trzeba będzie to zrobić w dającej się przewidzieć przyszłości. Poniżej jedna z koncepcji takiej zmiany.
Na początek; 3 X 15
Ponieważ władzy brakuje pieniędzy to … obniżamy podatki ! Do 15 procent obniżamy liniowy już CIT oraz PIT, robiąc go przy tym liniowym. VAT wyrównujemy też do 15 procent, co per saldo oznacza jego obniżkę. W ten sposób realizujemy dawny hasłowy postulat Platformy Obywatelskie – 3 X 15.
W ten sposób narodowi zostaje w ręku masa pieniędzy. Gross tej sumy przeznaczy on na konsumpcję. I dobrze.Mamy jednak – było nie było – gospodarkę w większości rynkową i pieniądze te poszłyby również na inwestycje. Istotne jest tylko rynkowe zgranie się proporcji tych dwóch strumieni i ich synchronizacja w czasie. Jeśli nikt tego nie będzie regulował, to wszystko się jakoś dopasuje. A w tym celu należy przywrócić wolność gospodarczą, którą w ostatnich podrygach PRL obdarzył nas rząd Rakowskiego i Wilczka. To ona pozwoliła nam przejść w miarę obronna ręką przez najtrudniejszy okres transformacji.
Jeśli to zrobimy będziemy mogli podziękować zbędnej komisji Przyjazne Państwo, bo ono już będzie przyjazne.
A gdy zniknie cała góra zbędnych, a raczej szkodliwych, przepisów, okaże się, że zbędna jest prawie cała struktura regulująca i kontrolująca gospodarkę. I to stworzy warunki dla sensownej, bo merytorycznej, a nie procentowej, redukcji aparatu urzędniczego. Przybędzie sporo rąk, a raczej głów do potrzebnej krajowi pracy, ale ta praca będzie. Bo prawdziwe pieniądze, prawdziwa wolność gospodarcza powinny zaowocować wzmożeniem inwestycyjnym i wzrostem zatrudnienia.
W warunkach demokracji i gospodarki rynkowej państwo, (czy szerzej; władza publiczna, bo obejmuje to samorządy terytorialne) nie ma być przedsiębiorstwem nastawionym na maksymalizację zysków. Samo nie wypracowuje środków, którymi zarządza. Wypracowują obywatele. Tym więcej, im więcej mają po temu możliwości. I te właśnie ma stworzyć władza. Gospodarka musi się więc pozbyć kuli u nogi jaką jest w niej niewydolny sektor państwowy, który generuje straty i niepokój społeczny. Trzeba zatem kończyć transformację ustrojową, kończąc prywatyzację.
I jeszcze jeden warunek – euro. Ma być. A więc, gospodarka bez ryzyka kursowego i kosztów wymiany pieniędzy. To ułatwienie i przyśpieszenie obrotów, zachęta do inwestowania w Polsce dla zagranicznych podmiotów. Dodatkowy bodziec.
Niższe podatki to zwiększona aktywność gospodarcza i, per saldo, więcej pieniędzy dla budżetu. Trudno wyliczyć i zaplanować, ale praktyka innych krajów to potwierdza. Problem w tym, że budżet źle znosi radykalne zmiany w podatkach. Ich podwyżka prowokuje do ukrywania dochodów na różne sposoby i może oznaczać spadek dochodów. Duża obniżka wytwarza dziurę, którą oczekiwany wzrost dochodów może wyrównać dopiero po jakimś czasie, a wcześniej grozi wzrost zadłużenia. Być może zmiany należałoby przeprowadzać w tempie procent lub dwa rocznie, czyli operacja zajęłaby kilka lat.
Możne też przewidzieć, że w następnych latach uda się w dalszym ciągu obniżać wszystkie daniny by dojść do poziomu 10 procent. Ale na razie pomarzmy sobie o piętnastu.
A teraz bomba !
Praca jest dzisiaj mało opłacalna dla pracodawcy, który musi do płacy naliczać opłaty na ZUS i inne cele. Jest też mało opłacalna dla pracownika dla którego liczy się jej wysokość netto i podatki, które od tego musi opłacić. Na czysto zostaje niewiele ponad połowa płacy brutto.
Podatki w naszym projekcie już obniżyliśmy. Teraz – uwaga, uwaga ! - likwidujemy nie tylko NFZ, lecz także FUS, ZUS i KRUS ! W związku z tym skreślamy te obecne czterdzieści z czymś procent na, ogólnie mówiąc, ubezpieczenia. Pojawia się natomiast piętnastoprocentowa, mniej więcej, danina na cele społeczne. Władza więc ma czym operować, a ilość pieniędzy w bezpośredniej dyspozycji społeczeństwa znowu rośnie skokowo.
Przy takim rozwiązaniu państwo przestaje zbierać składki emerytalne i nikogo nie zmusza do wpłacania ich komukolwiek. Nikomu też nie wypłaca emerytur. A także nie odpowiada za wypłatę emerytur komukolwiek, ani za ich wysokość. Tak samo jak nie odpowiada bezpośrednio za mieszkanie, samochód, ubranie i wyżywienie, urlopy poszczególnych obywateli.
Nie ma więc żadnego pierwszego, ani drugiego filaru. Jest tylko trzeci, dobrowolny. Na starość można zarabiać i odkładać na różne sposoby, które istnieją już w świecie. Można też sobie całkiem odpuścić jakiekolwiek odkładanie. Natomiast dla chętnych mają być fundusze emerytalne, prywatne lecz zobowiązane do bezpiecznego inwestowania, powinny mieć rządowe gwarancje wypłacalności, połączone z odpowiednim nadzorem.
Swym służbom, cywilnym i mundurowym państwo będzie mogło zapewnić bardzo dogodne; wysokie i wczesne, emerytury, jeśli uzna, że jest to wskazane i wykupi odpowiednio drogie polisy. Przedsiębiorstwa mogą, jak dotąd, mieć dla swoich pracowników własne systemy emerytalne. Na, zasłużone skądinąd, przywileje emerytalne górników i innych grup zawodowych nie będzie się zrzucać całe społeczeństwo; ma to obciążać ich pracodawców. Nie budżet państwa, ale ich biznes musi mieć wkalkulowany ten koszt. I wtedy będziemy wiedzieli na ile jest prawdziwie opłacalne takie górnictwo węglowe i parę innych przedsięwzięć. Więc powinny to być biznesy prywatne.
Władza publiczna w demokracji nie rządzi człowiekiem i nie może mu nakazać co on ma robić ze swoim życiem, ale też nie może odpowiadać za to co on z nim zrobi. Odpowiada za prawo, które człowiekowi ma umożliwiać rozporządzanie swym losem bez naruszania prawa innych. Traktuje dorosłych ludzi jak dorosłych ludzi. A dorosły człowiek to taki, który odpowiada za swój los.Za to co zrobi i co zaniecha. Całym swoim życiem odpowiada za to jak nim rozporządzi. Od osiągnięcia dojrzałości do końca. Nie ma wieku emerytalnego. Pracujemy póki możemy i chcemy. I dopóki komuś opłaca się nas zatrudniać. Co zarobimy to nasze. W tej sytuacji kto chce pracuje, kto nie chce niech nie pracuje. I – jak uczył święty Paweł – niech nie je. Oznacza to rozmontowywanie obecnej koncepcji państwa opiekuńczego. W bardzo istotnym stopniu, ale bynajmniej nie do końca.
Pytanie; czy ktoś kto zarabia 1500 złotych miesięcznie i musi utrzymać za to siebie i swoją rodzinę może zapewnić sobie godziwą emeryturę i należytą opiekę zdrowotną. Odpowiedź; nie, nie może. Ale powinien zarabiać znacznie więcej jeśli zostaną spełnione przedstawione wyżej warunki; bardzo niski fiskalizm i prawdziwa – podkreślam – wolność gospodarcza w kraju i w skali, przynajmniej, Europy. Tylko w takiej sytuacji można postulować wszystko co powyżej i poniżej.
Bliźni jest bliźni
Cywilizowane społeczeństwo nie może pozwolić, aby w nim człowiek umarł z głodu, aby zmarł z braku schronienia i przyodziewku, aby nie uzyskał nieodzownej pomocy medycznej w wypadku, czy w chorobie zagrażającej życiu. (Dziesiątki umierających z mrozu to nie są ludzie, którym odmówiono miejsca w schronisku) Ma być, mało zachęcające minimum minimorum. I to niezależnie od tego kim jest ten bliźni. Nawet jeśli sam jest winien temu, że znalazł się w takim stanie. Lecz to powinna być sytuacja wyjątkowa.
Jeśli człowiek ma brzmieć dumnie, to przede wszystkim powinien sobie radzić sam i należy mu stworzyć po temu warunki - dać wędkę. Jeśli nie daje rady, może liczyć na pomoc bliskich: rodziny, przyjaciół, kolegów. Rodzina może być nawet zobligowana do udzielania pomocy. Dalej powinny się włączać różne organizacje – dziś NGO, a wedle dawnego nazewnictwa - społeczne, dysponujące swoimi środkami. A także grupy nieformalne. W dalszej kolejności powinna dopiero wkraczać władza publiczna, z pieniędzmi podatników, poczynając od szczebla podstawowego - gminy. Z tym, że władza powinna być zobligowana do pomagania w określonych warunkach. Taki chyba powinien być modus operandi przyzwoitego społeczeństwa.
To, oczywiście, musi kosztować. I na to powinno pójść te 15 procent podatku – powszechnego ubezpieczenia na cele społeczne. Może jeden procent wte, drugi wefte, ale nie połowa każdego legalnego zarobku, czy dwie trzecie, jeśli podliczyć razem wszystkie obecne daniny !
Powyższy system określany jest jako subsydiarny. Kolejne – wyższe ? – instancje nie zwalniają innych od działania i odpowiedzialności, lecz włączają się kiedy tym innym nie starcza środków i kompetencji. Dwie są dziedziny, w których udział wszystkich szczebli kompetencyjnych jest nieodzowny; ochrona zdrowia, od której zaczęliśmy oraz oświata i wychowanie. To nie znaczy, że państwo ma wszystkich uczyć i leczyć. Ma dbać, aby wszyscy byli uczeni i leczeni. System oparty na samodzielności i odpowiedzialności dorosłych ludzi powinien ich przygotowywać do dorosłości. Władza więc odpowiada nie tylko za zdrowie dzieci i młodzieży, lecz także za ich naukę.
Wyższa konieczność
Reformy powinno się robić przy dobrej koniunkturze, kiedy jest luz ekonomiczny, są nawet pewne nadwyżki środków. A robi się je najczęściej w kryzysie, gdy się ma nóż na gardle i już nie ma żadnego innego wyjścia. Jaki zatem musiałby być kryzys, jaki kataklizm, byśmy zaaprobowali przedstawioną wyżej politykę społeczną !? Strach pomyśleć przed nocą. Co jednak zrobić jeśli kryzys jest pełzający, rozciągnięty na dekady, a z roku na rok nie odczuwa się jeszcze zmian ?
Ten kryzys w Europie ma charakter demograficzny. Z pokolenia na pokolenie robi się nas mniej. I jeśli nawet uda się zaktywizować prawie całą, zdolną do pracy populację, pracować o te parę lat dłużej i osiągnąć zachodnioeuropejską wydajność pracy, to poprawi to sytuację trochę tylko i tylko na jakiś czas. Póki żyją ci, którzy to wypracują. Kolejne, mniejsze pokolenia pracujących nie utrzymają większych pokoleń seniorów. Już dziś zarysowuje się, de facto, wyzysk pracującej mniejszości przez niepracującą większość. Można jednak założyć, że człowiek należycie zmotywowany, dobrze przygotowany, w warunkach zwiększającej się w procesie cywilizacyjnym wydajności pracy, potrafi przez pół wieku aktywności zawodowej zapracować na swoje wszechstronne potrzeby, a w tym, na swoją zasobną starość.
Pełznie kryzys, reforma też musi pełznąć. Jeśli na radykalne ograniczenie PIT- u, CIT-u i VAT-u potrzeba 3-4 lat, to rewolucję w polityce socjalnej trzeba robić przez pokolenie. Stopniowo, w miarę wzrostu zarobków, umożliwiających tworzenie oszczędności i pozwalających liczyć na coraz mniejsze, zanikające stopniowo, emerytury. Być może dopiero rocznik 2000 mógłby od początku pracować już w nowym systemie. Jeśli się uda zacząć go implementować pod koniec drugiej dekady XXI wieku. Gotów jestem się zgodzić, że czekająca nas społeczność indywidualnej odpowiedzialności jest gorsza od państwa opiekuńczego, Ale ono już eroduje pod wpływem demografii,Nie mamy wyboru !
Imigracja jest też rozwiązaniem na jakiś czas. Spójrzmy na Niemcy. W latach sześćdziesiątych w Niemczech (zachodnich) było około trzech milionów Turków, z czego dwa miliony pracowały. Teraz jest w RFN osiem milionów Turków i pracują też … dwa miliony. Rodziny imigrantów w Europie są bardziej niż tubylcze uzależnione od świadczeń socjalnych. A kiedy te liczne tureckie czy marokańskie dzieci podrosną i zaczną pracować, same będą miały dzieci już mniej, bo imigranci w większości powoli przejmują atrakcyjny model życia kraju przebywania. Czadory i minarety to tylko spektakularna część problemu mniejszości kulturowych. Trwa to przejmowanie latami, lecz w demografii tylko wielkie wojny – kiedyś i wielkie zarazy – prowadzą do szybkich zmian.
Świat się globalizuje. Coraz większe jego obszary wchodzą w zasięg światowego kapitalizmu. I już nie tylko jako kolonialne czy postkolonialne uzupełnienie metropolii. Przejmują kapitał z metropolii, konkurują z nimi na ich wewnętrznych rynkach, współzawodniczą w dostępie do surowców. A globalizacja ma ,wśród innych, i tę zaletę, że wszędzie gdzie sięgają jej macki, każdy kto ma parę luźnych groszy, może zainwestować w co chce i gdzie chce. Nie możemy skłonić prężnych Brazylijczyków czy Chińczyków, by płacili na nasz fundusz emerytalny. Ale możemy zbudować fabrykę w Brazylii lub w Chinach, jeśli nas na to stać, albo ulokować skromne oszczędności w funduszu, który kupuje – między innymi, bo ryzyko ! - brazylijskie i chińskie papiery. W ocalonej z kryzysu gliwickiej fabryce Opla pracownicy pracują na spokojną starość zachodnich akcjonariuszy General Motors, ale może z czasem i oni będą mogli w podobny sposób odłożyć coś w innych krajach na swoje stare lata.
Business as usual. Kryzys okazał się za krótki, aby intelektualni grabarze kapitalizmu zdążyli go pogrzebać z osinowym kołem w sercu. Ten system przetrzyma również przyduszanie - aby się długo nie męczył - poduchą walki z globalnym ociepleniem. Mało tego ! Jeszcze na tym zarobi. Czy przetrzyma kryzys demograficzny, realny i policzalny, nie wiadomo. Traktuje się go – i słusznie - jako pochodną kryzysu cywilizacyjnego, rezultat upadku ducha ekspansji, skutek relatywizmu, egoizmu, postmodernizmu i różnych takich. Zbudowali ten ustrój i rozwijali przez pokolenia dorośli, odpowiedzialni ludzie. Tacy też mają szanse na przyszłość.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka