…grawerowano niekiedy na klingach szabel za I Rzeczpospolitej.
Należę do tych, co uważają, że należało dobyć szabli w potrzebie irackiej i afgańskiej. Wiele już padło argumentów za oraz przeciw i nie chcę tutaj wznawiać dyskusji. Chcę się natomiast odwołać do innej maksymy, angielskiej, mówiącej, że jeśli coś jest warte zrobienia, to warte jest aby to zrobić dobrze. Więc myślę, że nie bez sławy skończył się nasz udział udział w ekspedycji irackiej. A teraz mam nadzieję, że pójdzie nie gorzej w Afganistanie. Sprawiła to decyzja prezydenta Obamy o wysłaniu tam dodatkowych żołnierzy.A mnie przekonuje realistyczny opis całokształtu sytuacji w tym kraju, która jest trudna, lecz nie tak tragiczna jak pokazują nam media. Nie chcę referować z drugiej ręki i polecam tekst Tomasza Kamińskiego w
WWW.studioopinii.pl
A w Iraku zaczęło się dobrze. Krótka kampania i całkowite zwycięstwo. Ale potem zrobiło się źle. Amerykanie powtórzyli, modyfikując, bład austriackich generałów, o których Napoleon mówił, że zawsze są gotowi do wojen, które już były. Amerykanie okazali się gotowi do zwycięstw, które już były. A mianowicie, nad Niemcami (i Japonią) w roku 1945. Była to bowiem dla Niemców klęska druzgocąca. Nie tylko reżimu, ale całego narodu, Nie było w nikim pomysłu, aby próbować jeszcze jakiegoś oporu. Nie było nikogo za granicą, kto by chciał interweniować przeciw zwycięzcom. A z Irakiem było inaczej.
Po likwidacji bezpieki Saddama i doborowej Gwardii Republikańskiej, nie należało rozpędzać regularnej armii, która się czuła dyskryminowana za byłego reżimu. Puszczono luzem, bez zajęcia masę mężczyzn, nawykłych do posługiwania się bronią. To samo ze zwykłą policją. Tu skutek był natychmiastowy, w postaci erupcji bandytyzmu i wszelkich możliwych przestępstw. Wojska okupacyjne powinny były w nie zmniejszonej liczbie obsadzać granice, pilnować pól naftowych, rafinerii i rurociągów. Żeby Irak mógł od razu zacząć zarabiać. A za sumę wielokrotnie mniejszą niż wydano wkrótce na wojnę z terroryzmem należało na samym początku zapewnić Irakijczykom żywność, prąd i paliwo. Terroryści Al Kaidy, emisariusze Iranu, miejscowi pogrobowcy Saddama nie mogli by wówczas liczyć na poparcie dużych grup ludności.
W następnych latach nie było w Iraku aż tak strasznie jak pokazywały to telewizje świata, ale było wystarczająco źle. Trwały krwawe zamachy, ginęli ludzie. I to w czasie, kiedy w kolejnych wyborach uczestniczyło tam więcej ludzi niźli w spokojnej Polsce.
Trwało tak dopóki w Pentagonie Robert Gates nie zmienił Donalda Rumsfelda, a w Iraku dowództwa nie objął generał Petreus. Ten zażądał więcej wojska i dostawszy je zintensyfikował operacje, uzyskując w końcu zdecydowaną przewagę. Terror przestał się kalkulować, bo stało się jasne, że nie zwycięży, a większość ludności zobaczyła swoja szanse w mniej więcej normalnym życiu.
Irak wciąż nie jest oazą spokoju. Akty terroru zdarzają się nadal, ale nie one decydują o sytuacji i atmosferze kraju. Bezpieczeństwo opiera się już w większej mierze na nowym wojsku i nowej policji. Amerykańskie wojsko wychodzi. Irak – odpukać ! – przestaje być problemem. Pozostaje problem wygórowanej ceny, w ludziach i pieniądzu, którą przyszło za to zapłacić. I problem wniosków, jakie stąd należy wyciągnąć.
Z tego, że w Afganistanie nie poradzili sobie Anglicy w XIX wieku i Sowieci w XX, nie wynika automatycznie, że nie mogą sobie poradzić Amerykanie w wieku XXI. Dla Imperium Brytyjskiego w szczytowym okresie jego potęgi była to marginalna wojna kolonialna, w którą nie kalkulowało się angażować zbyt wielkich sił. Wkrótce potem, kiedy zależało mu na bogactwach Afryki Południowej, potrafiło ono wykorzystać swoja przewagę nad walecznymi Burami. Imperium sowieckie w latach osiemdziesiątych już było w stanie wewnętrznego rozkładu. Ameryka ma problemy, może już nie jest u szczytu potęgi, ale ciągle trzyma się mocno. Wbrew wieszczącym jej upadek. A poza tym, Afganistan nie jest problemem marginalnym, lecz znajduje się w centrum wydarzeń. Wyjście z niego z podkulonym ogonem byłoby klęską nie tylko USA, ale całego NATO. I zdradą wobec większości mieszkańców tego kraju.
Sowieci mieli tę większość przeciw sobie. Prowadzili tam wojnę bez porównania brutalniej niż to robią siły NATO. To za co w Polsce idzie się pod sąd, a w Niemczech traci najwyższe dowództwo, nie zwracało na siebie najmniejszej uwagi w wojsku sowieckim. Zapomina się też niekiedy, że przecież całkiem niedawno większość Afgańczyków miała serdecznie dość obskuranckiego reżimu talibów. Dlatego tak łatwo udało się ich obalić po 11 września 2001 roku. Ta łatwość uśpiła Amerykanów. I błąd, który popełniali w Iraku, już wcześniej zaczął być popełniany w Afganistanie.
Lansowany jeszcze całkiem niedawno pomysł, aby nie uganiać się za talibami, lecz dogadywać się z nimi i szykować afgańską armię i policję do przejęcia odpowiedzialności za bezpieczeństwo kraju jest dobry, ale dopiero po osiągnięciu zdecydowanej przewagi militarnej, a nie zamiast niej. To prawda, że oznacza to zwiększenie kosztów ludzkich i materialnych, lecz zaniechanie byłoby zmarnowaniem kosztów już poniesionych. I kiedy są realne szanse na sukces, trzeba je wykorzystać. Takie są prawa wojny. A tutaj te szanse są.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka