ANTE SCRIPTUM;Porobiłem akapity i odstępy między nimi, a nie wiem co się ukaże. Coś za często wychodzi mi, bez mojej winy, nieczytelny blok. I jeszcze; dawniej można było edytować na różne sposoby (m.in. wielkość i krój czcionki).
”Polska znowu została sama! Ameryka ma nas za nic. Niemcy dogadują się z Rosją poza nami. Francja i Anglia są daleko” Gigantyczna czcionka. Tytuł w ”Fakcie” więcej niż na pół kolumny. Gdyby nie to słowo ”znowu” można by pomyśleć, że mamy koniec sierpnia 1939 roku i że na zachód i wschód od Polski już grzeją silniki czołgów. ”Pełna wrzasku ziemia polska, od Chicago do Tobolska” (To z Boya) a wszystko, dlatego, że Waszyngton, późno wyznaczył niskiej rangi przedstawiciela na pierwszowrześniową uroczystość. Zastąpił go już zresztą kimś ważniejszym w ostatniej chwili. I, niejako przy okazji, zauważa się, że tarczy przeciwrakietowej w Polsce może nie być. Nie ”głosowałem” ma Obamę i wiedziałem co robię. Przynajmniej z polskiego punktu widzenia. Nie zmieniłem zdania, nawet kiedy Andrzej Lubowski, dobrze znający USA, przekonywał mnie jakim okropnym człowiekiem jest McCain. Może i okropnym, ale prawdopodobnie pierwszego września byłby na Westerplatte, lub przysłał jedną z pań; Sarah Palin lub Condi Rice. (Zakładam, że Condoleeza by została na stanowisku). A co dużo ważniejsze, mielibyśmy tę tarczę i Patrioty, uzbrojone jak Pan Bóg przykazał, a nie tylko ćwiczebne atrapy. Niski szczebel delegacji amerykańskiej to jeszcze nie katastrofa. Uważam jednak, że nie zaszkodziłoby, gdyby przyjechał Biden. Wiceprezydent USA jest od tego, żeby wyręczał szefa w honorowych okazjach. Dla mnie jednak ważniejsza jest tarcza. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że tarcza nie leży w interesie Polski. Nasz interes polega na tym, że by mieć u siebie instalacje wojskowe USA. Nawet jeśli chronią one bezpośrednio wybrzeże amerykańskie przed rakietami zbójeckich państw, to w końcu jest to nasz wspólny NATO-wski cel, a z naszego punktu widzenia, to przede wszystkim powinny skłaniać potencjalnego agresora w Europie do namysłu przed prowokacją wymierzoną w teren, na którym się te urządzenia znajdują. Nie jest to wszakże dla nas sprawa życia i śmierci. Poprawiałoby to nasze bezpieczeństwo, w jakimś jedynie stopniu. Kiedy jednak już zdecydowaliśmy się na cokolwiek, to powinna obowiązywać angielska zasada; Jeśli coś jest warte zrobienia, to warte jest, aby to zrobić dobrze. I dlatego, zanim zaczniemy osądzać Stany, rozprawmy się z naszymi grzechami. Wystarczyło, że Lech Kaczyński, ze swoim PiS-owskim zapleczem, parł do porozumienia w sprawie tarczy, by Donaldowi Tuskowi i Radkowi Sikorskiemu przestało się śpieszyć. Mogliśmy byli wcześniej zawrzeć umowę, ratyfikować ją i liczyć, że ratyfikują ją Stany jeszcze za kadencji Busha. Ale to Ameryce miało zależeć na tej instalacji, więc mogliśmy się podroczyć. I nawet taki – naprawdę – znawca Ameryki jak Sikorski nie wziął pod uwagę tego, że owszem, jej zależy, ale przy wielu głosach sprzeciwu, więc ustępująca administracja USA nie będzie się o to zabijać i godzić na kosztowniejszą dla siebie transakcję wiązaną. A poza tym, nikt nikomu nie gwarantował, że McCain wygra wybory. Mój ”głos” nie mógł tutaj zaważyć. Sikorski może i ma dobre stosunki, również wśród Demokratów, lecz przecież nie aż takie, by mógł wpływać na wybór opcji politycznych demokratycznego prezydenta. Prezydenci przychodzą i odchodzą Obecny prezydent USA jest już trzynastym za mojego życia i mam nadzieję, że nie ostatnim. Nasze stosunki z USA są nieco dłuższe nawet niż istnienie tego państwa, do powstania którego przyczynili się nieco nasi wspólni bohaterowie narodowi, panowie Kazimierz i Tadeusz. W niecały wiek później, Polacy wiedzeni hasłem ”Za wolność waszą i naszą”, bohatersko walczyli, jedni za wolność czarnych niewolników, inni – za wolność skonfederowanych stanów Południa. Ale prawdziwe stosunki narodów zaczęły się kiedy ruszyła masowa emigracja do USA. Ameryka, w ciągu wielu pokoleń dawała milionom naszych rodaków szansę na lepsze życie, a oni nie jedli tamtejszego chleba za darmo. Tu historia, o której dawno chciałem coś kiedyś napisać, a teraz mam pretekst, bo ona jakoś ilustruje ten temat. Za pierwszej bytności w USA, w 1988 roku, poznałem w Chicago Polaka, który w Ameryce zjawił się w 1946 roku. Był wojennym sierotą, miał czternaście lat i czternaście dolarów. Nie znał języka i niczego nie umiał. Po czterech latach miał za sobą szkołę, zdobył dobry fach i dobrą robotę. Miał przyzwoite lokum, niezły samochód i spory – jak na kawalera – luz finansowy. Kiedy więc zaczęła się wojna w Korei, uznał, że teraz Ameryce coś się od niego należy. A w dodatku miał walczyć przeciw komunistom. Gdy wrócił po roku 1953, znów przyszła kolej na Amerykę. Jako weteran miał zapewnione studia, stypendium i państwową opiekę medyczną, co w USA niesłychanie istotne. Gdy go poznałem, był współwłaścielem fabryki, szanowanym obywatele, wpływowym działaczem, nie tylko polonijnym. Lecz i dla całej Polski, jako takiej, też Ameryka co nieco zrobiła. Prezydent Woodrow Wilson, planując swoimi czternastoma punktami powojenną (po 1918 roku) rzeczywistość postulował w niej odrodzenie niepodległej Polski. A głos USA zaczynał się wówczas liczyć w świecie i to stanowisko znacząco pomogło nam na konferencji pokojowej. Należy mu się więc jego plac w Warszawie, przejściowo oddany Komunie Paryskiej. Przyszły prezydent USA, Herbert Hoover, zarobił na skwer w stolicy, organizując pomoc humanitarną, między innymi, dla zniszczonej przez wojny Polski. Co prawda F.D. Roosvelt sprzedał tanio nas sprzedał Stalinowi w Teheranie i Jałcie, ale też nie wolno zapominać, że Stany Zjednoczone odegrały ogromną rolę w rozgromieniu państw Osi. Wreszcie to one były główną siłą, która uratowała świat przed sowiecką inwazją po wojnie. Służyły temu; plan Marshalla, stała gotowość militarna, w ramach NATO i innych paktów oraz wyścig zbrojeń, który zacofany ze swej istoty Związek Sowiecki musiał przegrać. A to była bezpośrednia przyczyna jego upadku i rozpadu obozu. Z całym szacunkiem dla naszej ”Solidarności”. To Stany, które faktycznie kierują NATO nas do niego przyjęły. Fakt, że Pakt już nie taki ważny jak dwadzieścia lat temu, gdy miał preciw sobie groźnego przeciwnika, ale ciągle jest to najsilniejszy i najważniejszy blok polityczno – militarny w świecie i chyba jeszcze długo takim zostanie. Tylko spokój… Aczkolwiek nasze główne interesy gospodarcze łączą na z obszarem Unii Europejskiej, to Stany nadal są naszym ważnym partnerem gospodarczym. Nie dzielą nas też żadne złe wspomnienia z przeszłości, rzutujące na świadomość społeczną, ani poważne sprzeczności w jakiejkolwiek dziedzinie. Powtarzam; poważne. Bo nie zaliczam do takich kwestii wiz dla Polaków, ani nawet stosunku do Rosji, lecz o tym za chwilę. To, co się dzieje w Europie Środkowej i Wschodniej Ameryki bezpośrednio nie dotyczy i niczym jej nie zagraża. Stany naprawdę nie mają powodu, by się przejmować tym co Moskwa wygaduje o pakcie Mołotow –Ribbentrop. W Waszyngtonie nie siedzą naiwniacy i nie mają tam złudzeń na temat Rosji. Wiedzą, że jest to kraj zwijający się. Swego rodzaju mocarstwo – zombie. Jeśli więc nadal traktują ją jako poważną siłę międzynarodową to nie dlatego, żeby zrobić Putinowi przyjemność, lecz żeby mieć z Rosją święty spokój i osiągnąć porozumienie o rozbrojeniu. Oba kraje sporo na tym zaoszczędzą. Dla biednej Rosji ma to nawet większe znaczenie niż dla ciągle bogatych Stanów, ale to nie są już czasy Reagana, kiedy trzeba było ZSRR wyczerpać wyścigiem zbrojeń. Rosyjskiego gazu Ameryka nie potrzebuje. We wpływ Moskwy na Teheran też już na pewno nie wierzy. Ale Rosja może znakomicie ułatwić i stopniowo znowu ułatwia, prowadzenie wojny w Afganistanie. Sama i przez swój wpływ na dawne sowieckie republiki Azji Środkowej może zapewnić łatwe i bezpieczne zaopatrzenie wojsk NATO – w tym i naszego kontyngentu - w Afganistanie. Jeśli zatem do wszystkich technicznych i kosztowych zastrzeżeń w stosunku do tarczy antyrakietowej w Polsce i w Czechach dodać cieplejszy stosunek do Rosji, to decyzja o prawdopodobnym wycofaniu się z tego projektu wydaje się zrozumiała, choć od tego nie robi się milsza. I nie ma się co dziwić, że Waszyngton nie chciał, aby jego wysoce reprezentatywny przedstawiciel musiał być obecny przy niedającej się wykluczyć polemice Putin – Tusk. Wspomnianym na wstępie numerze ”Faktu”, jego publicysta, Jerzy Kubrak - aż w czterech artykułach – widać poważni politycy wypowiadający się nieraz w tym piśmie, nie chcieli zabierać głosu – potępia Amerykę – ”Ameryka nas zdradziła” - i domaga się; wycofania polskiego wojska z Afganistanu, wprowadzenia wiz dla Amerykanów, oraz aby nie wpuszczać – staropolska gościnność (sic) - Williama Perry, który w pierwszej wersji miał reprezentować USA na Westerplatte. Nie jeden Kubrak ma takie pomysły. Na nasze stosunki z USA składają się długie historyczne procesy i wielki skomplikowany układ spraw. Nie jest to jednak – i być nie może – świętych obcowanie. Muszą być i trudniejsze sprawy. Tych się zrobiło nieco więcej za obecnej prezydentury i dominacji Demokratów w obu izbach Kongresu. Polsce na pewno bardziej by odpowiadał nieco – powtarzam; nieco – bardziej pryncypialny i twardszy stosunek Ameryki do Rosji, jaki mieli Republikanie, ale nothing to do, czy też niczewo nie podiełajesz. Poczekamy na kolejnego prezydenta. Za trzy lata, albo za siedem, Amerykanie wybiorą sobie nowego. Układ sił w Izbie Reprezentantów i w Senacie USA podlega zmianom co dwa lata. A opinia publiczna na pstrym koniu jeździ. Sytuacja w USA i świecie także się zmienia. Na te zmiany nie mogłyby mieć najmniejszego wpływu idiotyzmy proponowane przez rozgorączkowanych publicystów i węszących za okazją polityków. Nie warto dla chwilowego uczucia ulgi ośmieszać się histerycznymi reakcjami.
”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka