Podczas gdy cała piłkarska Europa, a w szczególności Włosi oraz Anglicy, żyje dzisiejszym finałem mistrzostw Europy to w Polsce powinniśmy zatrzymać się na chwilę i pomyśleć, że na tym UEFA EURO 2020 przegraliśmy dwukrotnie - wpierw w fazie grupowej podczas blamażu ze Słowacją, a później podczas sporu wokół komentatorskiego składu na wieczorny mecz finałowy i decyzji względem (Pana) Dariusza Szpakowskiego, ale o tym za chwile.
Dziwne to były mistrzostwa, gdzie jedna z najbardziej skorumpowanych, najmniej transparentnych i wszechwładnych organizacji na świecie - UEFA (wszak wszelkie próby ingerencji krajowych polityków w piłkarskie struktury skutkują natychmiastowym zawieszeniem w związku, co oznacza całkowity brak możliwości oficjalnego występowania) w celu maksymalizacji zysków organizuje Mistrzostwa w 11 różnych krajach (11 miast-gospodarzy) i chociażby przez ten sam fakt, że Euro odbywało się wszędzie to prawdziwej, piłkarskiej atmosfery nie było czuć nigdzie - zwłaszcza na arenie w Baku - która także stała się kością niezgody oraz sporą wizerunkową plamą na drogich garniturach szefa UEFA - Ceferina i reszty piłkarskich oficjeli.
Poza boiskami na których czarowali Włosi z Barellą i Chiesą na czele, Anglicy ze Sterlingiem i Phillipsem, Duńczycy z Maehle i Damsgaardem, Czesi z Shickiem czy Węgrzy z Kleinheslerem w roli głównej to równolegle rozgrywały się także potyczki poza nim. Sędziowie, dysponujący najnowocześniejszym systemem wideoweryfikacji VAR utorowali błędnymi decyzjami drogę do finału dla Synów Albionu, węgierscy kibice przypomnieli, jakimi wartościami kieruje się orbanowska administracja rządowa, a niemieccy politycy z Bawarii w odwecie próbowali wypalić im oczy tęczowym światłem na stadionie w Monachium. Dużo mówiło się także o decyzji, aby mecze rozgrywać w Wielkiej Brytanii, posiadającej aktualnie najsurowsze przepisy wjazdowe (tym samym finału nie mogą obejrzeć włoscy, ani żadni inni fani poza obywatelami UK), a także fakcie, że Anglicy rozegrali niemal wszystkie mecze u siebie podczas, gdy Szwajcarzy w tym samym czasie przebyli blisko 12 000 kilometrów!
No właśnie, ale wracając do mojej tezy postawionej na początku wpisu to My, Polacy powinniśmy zatrzymać się na chwile oraz uświadomić sobie, że podczas kończącego się Euro 2020 (jednego z najlepszych piłkarsko w historii) po raz kolejny przegraliśmy zarówno sportowo, jak i poza nim, bo internetowa nagonka na legendę Dariusza Szpakowskiego, iście polskie wytykanie błędów, nienawistne komentarze w sieci, punktowanie kolejnych językowych wpadek. Ta prawdziwie polska próba niszczenia cudzego dorobku oraz podważania legendy sprawiła, że Dariusz Szpakowski nie skomentuje finału Euro 2020. Informację tę na swoim Twitterze podał Marek Szkolnikowski, czyli dyrektor TVP Sport, a wieść o odsunięciu na ostatniej prostej od komentowania finałowego spotkania spotkała się - jak zwykle z resztą wszelkie próby dyskredytacji w naszym kraju - z powszechną akceptacją, zrozumieniem, a nawet zadowoleniem i radością. To mogło być piękne pożegnanie z legendą Dariusza Szpakowskiego, podsumowanie wielu lat jego pracy w telewizji, gdzie jego głos towarzyszył sportowym wydarzeniom, którymi emocjonowali się nasi dziadkowie, rodzice, my, a także nasze dzieci, ale niestety ostatnie wydarzenia wokół jego osoby to nie podsumowanie jego komentatorskiej kariery, a polskiego piekiełka, które przetacza się przez kraj na każdej płaszczyźnie i w każdej sferze naszego życia. Wielka szkoda, bo mogliśmy wyjść z twarzą po tym turnieju, a tak na tablicy widniej końcowy wynik "z dwójką do tyłu".
Inne tematy w dziale Sport