Pod koniec ubiegłego roku PAP podał wiadomość o wynikach kontroli NIK w instytutach badawczych, z których wynika, że instytuty badawcze zarabiają, ale nie na efektach swej pracy.
(NIK: instytuty badawcze zarabiają, ale nie na efektach swej pracy, PAP – Nauka w Polsce, 16.12.2011,
NIK o gospodarowaniu majątkiem przez instytuty badawcze – informacje szczegółowe (plik PDF)
Informacja bulwersująca, ale dalekim, społecznym echem się nie odbiła.
W końcu jeśli podatnik płaci na badania, w części finansuje instytuty badawcze/naukowe/uczelnie, to te instytucje winny mieć jakieś efekty tej pracy, a społeczeństwo winno mieć jakąś kontrolę nad uzyskiwaniem tych efektów.
A tu – nic. Nakłady są – efektów społecznie użytecznych – brak.
Dla każdego jest jasne, że własność intelektualną można sprzedać jeśli ta własność istnieje i jest na nią zapotrzebowanie. Widocznie kadry badawcze tej własności nie mają, albo w nikłej ilości, stąd instytuty zarabiają na tym co mają – a mają nieruchomości, więc tym handlują. I nawet nieźle na tym wychodzą jak wynika zresztą z raportu NIK w gruncie rzeczy pozytywnego dla instytutów badawczych. Skoro przynoszą dochody to źle nie jest, a że społeczeństwo z tych dochodów nie ma pożytku to zupełnie inna sprawa. Konieczna jest niewątpliwie nie tylko NIK-owska, ale i społeczna kontrola tego co robią instytucje ‘badawcze’.
Kontrola NIK nie objęła uczelni, ale jak można zobaczyć w każdym akademickim mieście ( których w Polsce nie jest mało, a chyba najwięcej w Europie) uczelnie stawiają nieruchomości na potęgę. Jest boom na rozwój nieruchomościowy uczelni, mimo że idzie niż, więc kto te nieruchomości zapełni ? Czy brać akademicka ? Czy może Chińczycy, po których wyprawiają się od lat rektorzy polskich uczelni ? (por -Na uczelniach strach i trwoga, czyli lekko nie jest )
Jak do tej pory, mimo ogromnego potencjału demograficznego Chin, jakoś Chińczycy rzadko na polskich uczelniach się pojawiają. Może wiedzą, co one sobą reprezentują ? Chińczycy są pracowici, a nasze uczelnie świetnie przygotowują, ale do bezrobocia, więc taka oferta chyba nie jest dla nich atrakcyjna.
Same nieruchomości nie wystarczą, aby je zapełnić Chińczykami. Trzeba im dostarczyć też akademicki majątek intelektualny, a z tym dobrze nie jest, więc Chińczycy wybierają uczelnie amerykańskie, które mają zarówno nieruchomości, jak i potencjał/majątek intelektualny, natomiast uczelnie funkcjonujące jako agencje nieruchomości – obchodzą dalekim kołem.
Chińczycy po studiach/pracy na uczelniach amerykańskich często wracają do kraju, który nie stawia dla nich barier – wręcz przeciwnie. Biorą się zatem do roboty, aby zarobić na swojej pracy, także intelektualnej.
A Polacy jeśli wyjeżdżają i to licznie na uczelnie zachodnie, często nie wracają, bo i nie mają do czego
i nikt ich w kraju nie chce. W kraju tworzy się bariery na wypadek gdyby im się jednak zachciało do kraju wracać
Można sądzić, że nieruchomości uczelniane, tak rosnące jak grzyby po deszczu, nie zapełnią się studentami, bo ich będzie coraz mniej i odnosi się wrażenie, że uczelnie przygotowują się na przetrwanie – nie będzie można zarabiać na studentach, to trzeba mieć nieruchomości do zarabiania. Tak można odbierać ten uczelniany boom inwestycyjny, który nie idzie w parze z boomem badawczym, z podniesieniem poziomu naukowego i edukacyjnego uczelni. Niektórzy uważają, że trzeba na to poczekać, najpierw inwestować w infrastrukturą materialną i intelektualną, a potem wyniki same przyjdą.
Oczywiście infrastruktura materialna uczelniana (nieruchomości, narzędzia pracy) odziedziczona po PRL była kiepska, ale infrastruktura intelektualna nie była w lepszym stanie. Rzecz w tym, że wiele już zrobiono dla podniesienia poziomu infrastruktury materialnej (wiele uczelni europejskich i to wyżej stojących w rankingach nie ma lepszej, a czasem gorszą), ale kiepska infrastruktura intelektualna trzyma się mocno (wyjątki tylko potwierdzają regułę). No cóż, odpływ od nauki w końcu PRL był wielki, jedni chcieli, inni musieli opuszczać kraj, inni uczelnie, instytuty, a powrotów nie było, ani z zagranicy, ani ze sfery przymusowo pozaakademickiej (wyjątki tylko potwierdzają regułę) i przez te już ponad 20 lat nie stworzono bynajmniej warunków do powrotów, ani prawnych, ani moralnych, a tworzono warunki zaporowe, aby tych powrotów nie było.
Zarządzający nauką jak widzimy otwarci są na Chińczyków, ale nie na Polaków. Ci drudzy, nawet jak sami by chcieli wrócić, zwykle dostaną po łbie maczugami od zasiedziałych nad Wisłą plemion akademickich. Te walczą tylko o podwyżki uposażeń dla beneficjentów systemowych, argumentując, że intelekt mają wielki, ale sprzedać go nie mogą, bo nie mają pieniędzy !
Odmienna polityka kadrowa – zapełnienie nieruchomości tymi, którzy by coś produkowali pożytecznego, intelektualnego, czegoś studentów nauczyli (lub oduczyli np. plagiatowania), zakupione narzędzia do obróbki intelektualnej ze schowków powyciągali, nowe narzędzie powymyślali, jakoś nie znajduje uznania, a nawet opór tych, którzy nabyli prawa do nic nierobienia, do innym i nauce szkodzenia.
Znamienne jest, że postulaty/ apele/ listy otwarte NFA w sprawie zmian systemowych w nauce i szkolnictwie wyższym podpisywali głównie ci, którzy pracują poza granicami kraju, a rzadko ci którzy pracują w Polsce.(Postulaty zmian w systemie nauki w Polsce.,
.Petycja Niezależnego Forum Akademickiego do Sejmu i Rządu RP
w sprawie dyskryminacji obywateli polskich przy rekrutacji pracowników naukowych).
Widać, tym drugim jest dobrze z tym co jest. Mała stabilizacja – najpierw budowa, potem wynajem nieruchomości, a póki co 2-3 średnie krajowe za etat/tytuł i dożywotni status pokrzywdzonego, bo zbyt mało zarabiającego jak na tak wielką produkcję dyplomów/tytułów ( a że często bez wartości, to w tym systemie nie ma znaczenia).
PS. Będę wdzięczny za merytoryczną krytykę tego punktu widzenia .
Kojarzony w przestrzeni publicznej z walką o naprawę domeny akademickiej, ujawnianiem plag akademickich i dokumentowania trądu panującego w pałacu nauki
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie